Finał WTA Finals bez Świątek. Sensacyjna porażka z "królową podwójnych błędów"

Agnieszka Niedziałek
Wielka niespodzianka stała się faktem - w finale turnieju WTA Finals zabraknie Igi Świątek. Bezsprzecznie dominująca w tym sezonie liderka światowego rankingu w półfinale przegrała z Aryną Sabalenką (7. WTA) 2:6, 6:2, 1:6. Nazywana "królową podwójnych błędów" Białorusinka wykorzystała słabszy dzień Polki, z którą przegrała w tym roku wszystkie cztery wcześniejsze mecze.

20 procent - na tyle określano szanse na zwycięstwo Aryny Sabalenki w statystyce przedstawionej podczas transmisji telewizyjnej tuż przed rozpoczęciem niedzielnego pojedynku z Igą Świątek. O ile po dotkliwej porażce i słabej grze w pierwszym secie Polka się podniosła, to w decydującej partii znów ustępowała rywalce, która w tym roku nie mogła dotychczas znaleźć na nią sposobu.

Zobacz wideo Nowa Iga Świątek. Jednak Djoković, a nie Nadal? [Sport.pl LIVE]

"Królowa podwójnych błędów" potwierdziła nieprzewidywalność. Zawodzący serwis Świątek

Obecność 24-letniej Białorusinki w obsadzie mastersa może nieco zaskakiwać, gdy spojrzy się na jej tegoroczne dokonania. Przed przyjazdem do Fort Worth wzięła udział w 20 turniejach - żadnego z nich nie wygrała, a w siedmiu przegrała pierwsze spotkanie. Jak więc wywalczyła przepustkę do WTA Finals? Dwukrotnie była w finale, a w kilku prestiżowych i dobrze punktowanych imprezach dotarła do półfinału.

Jednym z przykładów jej udanego startu był wielkoszlemowy US Open. Tenisistkę z Mińska w walce o finał wyeliminowała właśnie Świątek, która potem sięgnęła tam po tytuł. 21-latka z Raszyna pokonała ją 3:6, 6:1, 6:4. Był to już ich czwarty pojedynek w tym roku i jedyny bardziej zacięty. W każdym z trzech wcześniejszych niżej notowana z nich maksymalnie zdobyła pięć gemów.

Gdyby próbować określić Sabalenkę jednym słowem, to najtrafniejsze byłoby "nieprzewidywalna" i w niedzielę się to potwierdziło. Słynąca z ryzykownego stylu gry zawodniczka, gdy się wstrzeli, jest bardzo niewygodną rywalką. Zdarzają się jej jednak nieraz także seryjne pomyłki. W tym sezonie została okrzyknięta mianem "królowej podwójnych błędów". Jak wyliczono, zanotowała takich pomyłek aż ponad 400 i żadna inna tenisistka nie może się z nią pod tym względem równać. 

Zasadność wspomnianego przydomka Białorusinka potwierdziła już na samym początku niedzielnego meczu. Zaczęła od podwójnego błędu, po pierwszym gemie serwisowym miała ich na koncie dwa, a po dwóch aż pięć. Potem jednak uregulowała celownik, podejmowane ryzyko przynosiło jej korzyści i zaczęła popisywać się asami, do których dołożyła też skuteczne returny przy podaniu przeciwniczki.

Zadanie pod tym względem ułatwiła jej nieco Polka. W ostatnich dniach przyzwyczaiła do słabszego początku spotkania, ale zwykle już w połowie pierwszej partii wchodziła na wyższy poziom. Tym razem o całej pierwszej partii pewnie chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Zawodził ją w niej bardzo serwis - wygrała tylko 45 procent akcji po własnym podaniu, niemal dwa razy mniej niż rywalka. Kiedy zaś przy własnym serwisie miała szansę na ponowne odbicie piłki, to zwykle posyłała ją w siatkę lub na aut. 

Zimny prysznic skuteczny tylko chwilowo

Sabalenka prowadziła od samego początku. Przegrywająca 1:4 Świątek po nieudanym zagraniu rosnącą złość i frustrację wyładowała, uderzając rakietą o nogę. Szczęście też było po stronie rywalki - po jednym z jej zagrań w ósmym gemie piłka przeszła po taśmie na stronę Polki. Po ostatniej piłce tej partii pierwsza rakieta świata udała się na przerwę toaletową do szatni. Ten zabieg regularnie stosowała w tym sezonie i bardzo często po powrocie na kort była odmieniona. Teraz również to zadziałało, choć - jak się potem okazało - tylko chwilowo.

Od początku drugiego seta była tą tenisistką, która błyszczała niemal bez przerwy od ponad pół roku. Wywierała nacisk na rywalkę i szybko wyszła na prowadzenie 4:0. Białorusinka, która w szóstym gemie odrobiła stratę jednego "breaka", doszła na chwilę do głosu. Wygrywała wtedy 40:0 i wykorzystała piątą okazję na przełamanie. W końcówce jednak obyło się już bez nerwów ze strony faworytki, która po ostatniej akcji krzyknęła, zacisnęła pięść i spojrzała w kierunku swojego sztabu.

Wtedy wydawało się jeszcze, że być może Świątek, która fazę grupową zakończyła w sobotę (Sabalenka dzień wcześniej), potrzebowała takiego zimnego prysznica w postaci pierwszego seta. Radość jej i jej kibiców nie trwała jednak długo. Decydująca odsłona bowiem znów przebiegała pod dyktando rywalki. Po pierwszym przełamaniu w czwartym gemie zaraz potem przyszło kolejne. Polka nie była w stanie odrobić strat, a Białorusinka nie zwalniała.

Set ten przypominał pierwszą odsłonę. Przewaga tenisistki z Mińska nie była już aż tak wyraźna, ale nie budziła wątpliwości. Znów dużo korzyści przynosił jej mocny serwis. Polkę zaś gubiła powiększająca się liczba błędów. Tych niewymuszonych w całym dwugodzinnym spotkaniu zanotowała 26, przy 19 po stronie rywalki. Pod względem uderzeń wygrywających młodsza z tenisistek przeważała, ale nie aż tak, by zniwelować inne straty (26-23). Te największe dotyczyły punktów zdobywanych bezpośrednio serwisem - Białorusinka zgromadziła ich 12, a Świątek tylko jeden.

Sabalenka z patentem na Świątek w WTA Finals. Polka kończy pełen sukcesów sezon

Dotychczas Sabalenka należała do grona najbardziej pechowych tenisistek tego sezonu. Poza nią pięć razy na brylującą w nim Polkę trafiła jeszcze Daria Kasatkina. Rosjanka ma z nią bilans 0-5, a Białorusinka w niedzielę po raz pierwszy cieszyła się ze zwycięstwa. Na razie wychodzi, że ma ona patent na Świątek w WTA Finals. Jedyną dotychczas wygraną z nią zanotowała bowiem w ubiegłorocznej edycji tej imprezy. W fazie grupowej wygrała wtedy w Guadalajarze 2:6, 6:2, 7:5.

O ile Sabalenka w tym roku dobre występy przeplatała bardzo słabymi, to u Świątek był to niemal stale spacer w chmurach. Przegrane mecze zdarzały się jej okazjonalnie - aż do teraz było ich tylko osiem. Przy 67 zwycięstwach. 21-latka wygrała osiem turniejów, z czego dwa wielkoszlemowe (poza US Open jeszcze Roland Garros). Zanotowała też najdłuższą w XXI wieku serię wygranych meczów - było ich 37. W związku z niedzielną porażką nie udało jej się zaś pobić rekordu tego stulecia pod względem kolejnych zwycięstw z zawodniczkami z Top10. Zatrzymała się na 15, wyrównując osiągnięcie Justine Henin z 2007 roku.

Droga Świątek i Sabalenki do mastersa w tym roku się mocno różniła i tak samo było z wywalczeniem przepustki do półfinału tej imprezy. pierwsza zagwarantowaną miała ją już po drugiej kolejce spotkań, a fazę grupową zakończyła bez straty seta. Druga, z bilansem meczów 2-1, o swój dalszy los drżała do samego końca i nie wszystko zależało od niej. Pomocną dłoń wyciągnęła do niej Maria Sakkari, pokonując na koniec w tej grupie Ons Jabeur. Białorusinka w poniedziałkowym finale zmierzy się z Caroline Garcią. Awans Francuzce dało pokonanie Sakkari 6:3, 6:2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.