- WTA Finals to wyzwanie, ale ona sama w sobie jest wyzwaniem - tak Caroline Garcia opisywała Igę Świątek tuż przed rozpoczęciem turnieju. Przypomniała, że Polka dominuje w tym sezonie i przegrała zaledwie kilka meczów. Jedną z ośmiu porażek Świątek poniosła właśnie z Francuzką. Ta ostatnia kilka dni temu zaznaczyła, że pojedynek grupowy w Fort Worth będzie zupełnie inny niż ćwierćfinał w Warszawie (wygrała 6:1, 1:6, 6:4) i w dużym stopniu miała rację.
Początek czwartkowego meczu przypominał lipcowe spotkanie w stolicy Polski, ale - na szczęście dla tenisistki z Raszyna i jej fanów - tylko początek. Wyglądało to tak, jakby obie miały w pamięci konfrontację sprzed nieco ponad trzech miesięcy. Garcia wiedziała, że musi zagrać tak samo jak wtedy, czyli agresywnie i regularnie. Świątek zaś miała świadomość, że musi zaprezentować się zupełnie inaczej. Wtedy pozwoliła, by górę wzięły nerwy, czego efektem były wysyp niewymuszonych błędów i rosnąca frustracja.
Bez spojrzenia na szerszy kontekst sprawa wyglądała tak: pierwsza rakieta świata przegrała w tym roku na kortach ziemnych jedno spotkanie, właśnie to z Garcią w Warszawie. I choć trzeba oddać Francuzce, że była wtedy w świetnej dyspozycji, to należy też pamiętać, że Polka była wówczas w nietypowej i trudnej sytuacji. Po nieudanym występie na wimbledońskiej trawie trenowała już bowiem na kortach twardych, przygotowując się do drugiej części sezonu i tylko na tydzień wróciła na "mączkę" ze względu właśnie na imprezę w ojczyźnie. Z pewnością mocno wpłynęło to na jej dyspozycję.
Garcia przystąpiła do WTA Finals i czwartkowego meczu jako jedyna z obsady mastersa, która pokonała w tym sezonie 21-letnią Świątek. Ta ostatnia w konfrontacjach z tym gronem miała przed tym spotkaniem kosmiczny bilans 20-1. Francuzce nie można odmówić dobrej gry w czwartek, bo znów postawiła na agresywny styl i czyhanie na błędy rywalki. Jej problem polegał jednak na tym, że tym razem musiała liczyć tylko na siebie, bo nerwy Polki i proste pomyłki tym razem nie były sprzymierzeńcami 29-latki. W efekcie zawodniczka Tomasza Wiktorowskiego wygrała 6:3, 6:2.
Szósta w rankingu Garcia znów postawiła na bardzo ofensywną grę i nieraz można było zobaczyć, że szykując się do returnu, stoi sporo przed linią końcową. Przełamanie zanotowała jako pierwsza - już w trzecim gemie. Nerwowo w obozie Polki było jeszcze po chwili, gdy ponownie serwowała, gdy dwa razy była o krok od straty podania. Te sytuacje były zasługą zarówno czujności niżej notowanej z tenisistek, jak i słabszego fragmentu gry w tym elemencie faworytki. Ta ostatnia radziła sobie wówczas na inny sposób - nie działał dobrze serwis, to wygrywała wymiany. Czwartego gema, który dał jej przełamanie powrotne, zakończyła ładnym zagraniem po skosie. Wyszła też z opresji na początku drugiej partii, w której było już 0:40.
Francuzka jest liderką touru pod względem posłanych w tym sezonie asów. Tym bardziej warto docenić, że Świątek przełamała ją w czwartek cztery razy. Tenisistka prowadzona przez Wiktorowskiego przetrwała napór rywalki i odpowiadała tym samym. Na tyle skutecznie, że zmuszała przeciwniczkę stale do ryzykownej gry, co skutkowało dużą liczbą niewymuszonych błędów tej ostatniej. Po pierwszym secie Garcia miała ich już 12, a w całym meczu 20. U Polki licznik zatrzymał się na ośmiu. A w uderzeniach wygrywających przeciwniczka była lepsza tylko o dwa.
Na jeszcze trzy statystyki po stronie Świątek warto zwrócić uwagę po tym pojedynku. Po raz 14. z rzędu w tym sezonie wygrała z zawodniczką z Top10. Jest piątą tenisistką, która w ciągu ostatnich 40 lat ma taką lub jeszcze lepszą serię w jednym roku. Zasiliła imponujące grono, bo przed nią dokonały tego Justine Henin (2007), Venus Williams (2001), Steffi Graf (1987, 1989, 1993 i 1995) oraz Martina Navratilova (1984 i 1986). Druga pozycja na na liście imponujących liczb - bilans Polki w tym sezonie to już 66 wygranych meczów i wspomniane wcześniej porażek. A ostania pozycja na liście to magiczna "40" - tyle meczów wygrała z 45 pierwszych rozegranych w roli numeru jeden na świecie. Taki sam wyczyn zaliczyła Henin, a w XXI wieku lepszym zaliczyła jedynie Serena Williams (42/45).
Świątek dzięki swojej efektownej wygranej i korzystnemu wynikowi w drugim z czwartkowych spotkań w tej grupie (Daria Kasatkina wygrała z Coco Gauff 7:6 (8-6), 6:3 już po dwóch kolejkach jest pewna nie tylko awansu do półfinału, ale też awansu z pierwszego miejsca w tabeli. Rok temu Polka, która odpadła po fazie grupowej, płakała pod koniec pierwszego meczu. Teraz przypominała ją nieco Gauff, u której emocje wzięły górę podczas czwartkowego pojedynku. 18-letnia Amerykanka będzie rywalką raszynianki w sobotę. Dla reprezentantki gospodarzy będzie to pożegnanie, dla starszej o trzy lata Świątek sprawdzian przed kluczową fazą pucharową.