Warszawski demon przegoniony. Świątek w walce o półfinał pokonała aż dwie przeszkody

Agnieszka Niedziałek
Tak, na początku meczu WTA Finals z Caroline Garcią można było odnieść wrażenie, że do świetnie spisującej się ostatnio Igi Świątek wrócił warszawski demon. O ile jednak w lipcu w stolicy Polski liderka światowego rankingu przegrała nie tylko z bardzo dobrze dysponowaną rywalką z Francji, ale też z własnymi emocjami, to w Fort Worth poradziła sobie z obydwoma tymi przeszkodami.

- WTA Finals to wyzwanie, ale ona sama w sobie jest wyzwaniem - tak Caroline Garcia opisywała Igę Świątek tuż przed rozpoczęciem turnieju. Przypomniała, że Polka dominuje w tym sezonie i przegrała zaledwie kilka meczów. Jedną z ośmiu porażek Świątek poniosła właśnie z Francuzką. Ta ostatnia kilka dni temu zaznaczyła, że pojedynek grupowy w Fort Worth będzie zupełnie inny niż ćwierćfinał w Warszawie (wygrała 6:1, 1:6, 6:4) i w dużym stopniu miała rację.

Zobacz wideo Skoczkowie narciarscy "w tenisowej piaskownicy". Kamil Stoch uspokaja Igę Świątek

Tym razem Świątek nie pomagała Francuzce. Polka przetrwała trudne chwile

Początek czwartkowego meczu przypominał lipcowe spotkanie w stolicy Polski, ale - na szczęście dla tenisistki z Raszyna i jej fanów - tylko początek. Wyglądało to tak, jakby obie miały w pamięci konfrontację sprzed nieco ponad trzech miesięcy. Garcia wiedziała, że musi zagrać tak samo jak wtedy, czyli agresywnie i regularnie. Świątek zaś miała świadomość, że musi zaprezentować się zupełnie inaczej. Wtedy pozwoliła, by górę wzięły nerwy, czego efektem były wysyp niewymuszonych błędów i rosnąca frustracja. 

Bez spojrzenia na szerszy kontekst sprawa wyglądała tak: pierwsza rakieta świata przegrała w tym roku na kortach ziemnych jedno spotkanie, właśnie to z Garcią w Warszawie. I choć trzeba oddać Francuzce, że była wtedy w świetnej dyspozycji, to należy też pamiętać, że Polka była wówczas w nietypowej i trudnej sytuacji. Po nieudanym występie na wimbledońskiej trawie trenowała już bowiem na kortach twardych, przygotowując się do drugiej części sezonu i tylko na tydzień wróciła na "mączkę" ze względu właśnie na imprezę w ojczyźnie. Z pewnością mocno wpłynęło to na jej dyspozycję.

Garcia przystąpiła do WTA Finals i czwartkowego meczu jako jedyna z obsady mastersa, która pokonała w tym sezonie 21-letnią Świątek. Ta ostatnia w konfrontacjach z tym gronem miała przed tym spotkaniem kosmiczny bilans 20-1. Francuzce nie można odmówić dobrej gry w czwartek, bo znów postawiła na agresywny styl i czyhanie na błędy rywalki. Jej problem polegał jednak na tym, że tym razem musiała liczyć tylko na siebie, bo nerwy Polki i proste pomyłki tym razem nie były sprzymierzeńcami 29-latki. W efekcie zawodniczka Tomasza Wiktorowskiego wygrała 6:3, 6:2.

Szósta w rankingu Garcia znów postawiła na bardzo ofensywną grę i nieraz można było zobaczyć, że szykując się do returnu, stoi sporo przed linią końcową. Przełamanie zanotowała jako pierwsza - już w trzecim gemie. Nerwowo w obozie Polki było jeszcze po chwili, gdy ponownie serwowała, gdy dwa razy była o krok od straty podania. Te sytuacje były zasługą zarówno czujności niżej notowanej z tenisistek, jak i słabszego fragmentu gry w tym elemencie faworytki. Ta ostatnia radziła sobie wówczas na inny sposób - nie działał dobrze serwis, to wygrywała wymiany. Czwartego gema, który dał jej przełamanie powrotne, zakończyła ładnym zagraniem po skosie. Wyszła też z opresji na początku drugiej partii, w której było już 0:40.

Świątek górą w pojedynku na dominację. Trzy ważne liczby Polki

Francuzka jest liderką touru pod względem posłanych w tym sezonie asów. Tym bardziej warto docenić, że Świątek przełamała ją w czwartek cztery razy. Tenisistka prowadzona przez Wiktorowskiego przetrwała napór rywalki i odpowiadała tym samym. Na tyle skutecznie, że zmuszała przeciwniczkę stale do ryzykownej gry, co skutkowało dużą liczbą niewymuszonych błędów tej ostatniej. Po pierwszym secie Garcia miała ich już 12, a w całym meczu 20. U Polki licznik zatrzymał się na ośmiu. A w uderzeniach wygrywających przeciwniczka była lepsza tylko o dwa.

Na jeszcze trzy statystyki po stronie Świątek warto zwrócić uwagę po tym pojedynku. Po raz 14. z rzędu w tym sezonie wygrała z zawodniczką z Top10. Jest piątą tenisistką, która w ciągu ostatnich 40 lat ma taką lub jeszcze lepszą serię w jednym roku. Zasiliła imponujące grono, bo przed nią dokonały tego Justine Henin (2007), Venus Williams (2001), Steffi Graf (1987, 1989, 1993 i 1995) oraz Martina Navratilova (1984 i 1986). Druga pozycja na na liście imponujących liczb - bilans Polki w tym sezonie to już 66 wygranych meczów i wspomniane wcześniej porażek. A ostania pozycja na liście to magiczna "40" - tyle meczów wygrała z 45 pierwszych rozegranych w roli numeru jeden na świecie. Taki sam wyczyn zaliczyła Henin, a w XXI wieku lepszym zaliczyła jedynie Serena Williams (42/45).

Świątek dzięki swojej efektownej wygranej i korzystnemu wynikowi w drugim z czwartkowych spotkań w tej grupie (Daria Kasatkina wygrała z Coco Gauff 7:6 (8-6), 6:3 już po dwóch kolejkach jest pewna nie tylko awansu do półfinału, ale też awansu z pierwszego miejsca w tabeli. Rok temu Polka, która odpadła po fazie grupowej, płakała pod koniec pierwszego meczu. Teraz przypominała ją nieco Gauff, u której emocje wzięły górę podczas czwartkowego pojedynku. 18-letnia Amerykanka będzie rywalką raszynianki w sobotę. Dla reprezentantki gospodarzy będzie to pożegnanie, dla starszej o trzy lata Świątek sprawdzian przed kluczową fazą pucharową.

Więcej o: