Iga Świątek na spokojnie udziela wywiadu, a nagle zza niej wyłania się zamaskowana postać w masce i ją "atakuje". Polka zrywa się przestraszona, by po chwili zdać sobie sprawę, że to tylko dowcip autorstwa Ons Jabeur z okazji Halloween. Znanej z poczucia humoru Tunezyjce kawał się udał, ale liderka światowego rankingu swoim pierwszym meczem WTA Finals, w którym pokonała Darię Kasatkinę 6:2, 6:3, udowodniła, że to inne tenisistki powinny się teraz bać.
Świetna forma Świątek w pierwszym spotkaniu w mastersie nie jest żadną niespodzianką. Niewtajemniczonym powinna wystarczyć informacja, że w tym roku ma na koncie jak na razie 65 zwycięstw i tylko osiem porażek. W tym czasie wygrała osiem turniejów - w tym dwa wielkoszlemowe - i stała się prawdziwą dominatorką.
Serena Williams dziewięć lat miała bilans 78-4 i wciąż jest to rekord XXI wieku u tenisistek pod względem liczby wygranych meczów w sezonie. Polka nie ma szans teraz powtórzyć tego wyczynu legendarnej Amerykanki, ale - mimo takiego "problemu" - na jej miejscu chciałaby być teraz każda zawodniczka z touru.
Nazwisko Williams pojawia się także po wtorkowym zwycięstwie Świątek także przy okazji innej statystyki. 21-latka, pokonując pewnie Kasatkinę, wygrała 46. mecz w sezonie bez straty seta w głównej drabince imprez uwzględnianych w statystykach WTA (bez pojedynków w Pucharze Billie Jean King, czyli dawnym Fed Cupie). Poprzednio co najmniej tyle takich zwycięstw zanotowały w 2013 roku wspomniana Amerykanka (66) i Agnieszka Radwańska (46).
Do Forth Worth, gdzie tym razem odbywa się impreza kończąca sezon, Świątek przyjechała po triumfie w San Diego i dwutygodniowej przerwie w grze. Połączenie pewności siebie i tak ważnego na finalnym etapie tegorocznej rywalizacji odpoczynku to mieszanka wybuchowa, której skutki odczuły już kilka razy w tym sezonie jej przeciwniczki. Spodziewać się można, że podobnie będzie teraz.
Zawodniczka z Raszyna próbkę tego, czego można się spodziewać po jej grze w najbliższych dniach dała już w meczu otwarcia. Grała pewnie, choć musiała na powrót przyzwyczaić się do halowych warunków. W opałach na krótko była w dwóch gemach, ale bardzo szybko uporała się z tym. W trzecim gemie pierwszego seta obroniła dwa break pointy, a w piątym gemie drugiej partii - jednego. Nie przechodziła przy tym na "tryb bezpieczny". W dwóch przypadkach, będąc o punkt od straty podania, popisała się efektownym zagraniem w linię. Były to jedyne momenty w tym spotkaniu, kiedy pozwoliła, by na korcie pojawiła się jakakolwiek dawka emocji.
Poza tym Polka parła do przodu jak maszyna. Wygranie pierwszej partii zajęło jej 36 minut, a drugiej 10 minut więcej. Obie odsłony zaczęła od prowadzenia 3:0 i w pełni kontrolowała sytuację. Jej ogromną przewagę oddaje choćby statystyka uderzeń wygrywających - miała ich 24, przy zaledwie pięciu po stronie przeciwniczki.
O ile od Świątek biła pewność siebie i skupienie, to Kasatkina była wyraźnie niepewna i przestraszona. Trudno się też temu zbytnio dziwić, biorąc pod uwagę historię jej pojedynków z pierwszą rakietą świata. Rosjanka bowiem najdotkliwiej z całej tenisowej stawki odczuła rewelacyjną formę Polki w tym roku.
Dotychczas 25-latka, która jest ósma na liście WTA, była jednym z trzech największych pechowców. Na rozpędzoną Polkę czterokrotnie w tym sezonie trafiły - poza nią - jeszcze Amerykanka Jessica Pegula oraz Białorusinka Aryna Sabalenka. Wszystkie te 12 meczów wygrała tenisistka trenowana przez Tomasza Wiktorowskiego. Teraz Rosjanka wysunęła się na prowadzenie z bilansem 0-5 (cały bilans to 5-1 dla Świątek).
W jednym z tych meczów Kasatkina wygrała z Polką co najwyżej pięć gemów. Udało jej się to w trzeciej rundzie styczniowego Australian Open i teraz w WTA Finals. We wszystkich pięciu pojedynkach z tego sezonu zapisała na swoim koncie w sumie zaś 19 gemów. Być może Pegula lub Sabalenka będą miały okazję zmierzyć się ze Świątek po raz piąty w tym roku jeszcze w tym tygodniu. Są teraz w drugiej grupie, ale Polka może na nie trafić w fazie pucharowej.
Z całej obsady tej edycji WTA Finals jedynie Francuzka Caroline Garcia może pochwalić się pokonaniem liderki światowej listy w tym roku. W sieci można znaleźć jeszcze jedną statystykę, która pokazuje, jak bardzo 21-latka zostawiła w tyle rywalki z czołówki. We wtorek odniosła 13. z rzędu zwycięstwo w tym sezonie nad przeciwniczką z Top10. W XXI wieku tyle lub więcej takich wygranych zanotowały jedynie Belgijka Justine Henin (15 w 2007 roku) i Amerykanka Venus Williams (14 w 2001 r.).
Fani Świątek pamiętają jej płacz pod koniec przegranego meczu otwarcia podczas ubiegłorocznego debiutu w mastersie w Guadalajarze. Wówczas przytłoczyły ją emocje. Wydaje się, że w takiej formie jak obecnie Polce w Teksasie grożą tylko łzy szczęścia po triumfie w tej imprezie. A płacz z bezsilności zostawi raczej rywalkom.