Już 4 listopada w Wiśle odbędą się pierwsze punktowane skoki w sezonie 2022/2023. Naszą kadrę prowadzi nowy trener, Thomas Thurnbichler. A ważną osobą w sztabie stworzonym przez Austriaka ma być psycholog Daniel Krokosz, którego polecił legendarny profesor Jan Blecharz, współtwórca sukcesów Adama Małysza.
Daniel Krokosz: Na pewno nie pojadę na wszystkie konkursy, bo pracuję też na AWFiS w Gdańsku i obowiązki akademickie czasami będą mnie zatrzymywały w Trójmieście. Ale to nie problem - z żeglarzami też nie wszędzie wyjeżdżałem, czasami przechodziliśmy na pracę online i to też się nam sprawdzało.
- Dobrze pan przewiduje: Turniej Czterech Skoczni jest jeszcze do ustalenia, ale na pewno jadę na otwarcie Pucharu Świata do Wisły, na pewno pojadę z drużyną do Zakopanego i na pewno będę z nią w Planicy na mistrzostwach świata.
- A który Polak nie jest specjalistą od skoków? Teraz tylko muszę się przestawić z bycia specjalistą kanapowo-fotelowym na bycie człowiekiem, który naprawdę zna specyfikę tego sportu. Pracuję nad tym, zadając trenerom mnóstwo pytań o takie rzeczy jak pozycja dojazdowa, wybicie, ułożenie rąk w locie, detale dotyczące lądowania. Pytam o wszystko i z ogromną ciekawością odkrywam skoki na nowo. Bo ja je śledzę uważnie od ponad 20 lat, od wybuchu małyszomanii. A teraz mam okazję widzieć je od środka, z wnętrza.
- Kończyłem liceum i zaczynałem studia. Wtedy już bardzo świadomie oglądałem skoki i byłem pod wrażeniem pracy, jaką z Adamem Małyszem wykonywał profesor Blecharz. Jego rola była dla mnie podpowiedzią, gdy wybierałem drogę swojej kariery zawodowej. Od tamtego momentu skokami zainteresowałem się bardzo mocno, a oglądałem je już we wcześniejszych latach. Pamiętam dominację Andreasa Goldbergera, a nawet sukcesy Jensa Weissfloga.
- Na tych igrzyskach groźny upadek miał Marc Noelke, obecnie nasz drugi trener, asystent Thomasa Thurnbichlera.
- Między innymi dzięki Marcowi wiem, że po takim upadku dla skoczka już nic nie jest takie samo.
- Skoczków i trenerów poznałem w lipcu, tu doświadczenia mam bardzo świeże. Ale na przykład pracowałem niedawno z zawodnikami z motocrossu i bardzo mocno na wielu z nich podziałała śmierć mistrza Polski. Trzy lata temu Łukasz Lonka zmarł po wypadku w zawodach. Niestety i stety mam doświadczenia pracy z ludźmi, którzy widzieli najgorsze wypadki i którzy sami przeszli bardzo poważne rzeczy. Pracowałem i nadal pracuję z żeglarzami z naszej narodowej kadry, mam też doświadczenie pracy z tenisistami. Sam się wywodzę z tej dyscypliny. W tenisa grałem, ale bez sukcesów.
- Oczywiście, że bardzo czujnie wszystko śledzę i jestem zainteresowany wszystkim, co z mojej dziedziny one przemycają w mediach społecznościowych i w wywiadach.
- Oczywiście wiem, że nawiązuje pan do tego, co Iga zrobiła w deszczowej przerwie w półfinale turnieju w San Diego. I powiem, że na przerwy jestem przygotowany. Bo jeżeli tenis jest grą przerw, to przecież skoki narciarskie są jedną wielką przerwą, wielkim czekaniem. Sam start, jego surowy czas, to jest kilkadziesiąt sekund. Skoczkowie będą mieli gry, którymi będą się mogli zająć w tym czasie, w którym się czeka i myśli, co to będzie. Liczę, że zamiast budować różne niepotrzebne wizje, będą mieli czym zająć umysł.
- Wystarczy wpisać wyszukiwarkę hasło "Trening umysłu" lub "Trening umysłu, gry i zabawy logiczne" i już można się zorientować, co mniej więcej polecam naszym skoczkom. Można znaleźć mnóstwo gier, które trenują koncentrację, opanowanie, percepcję i pamięć roboczą.
- "Setkę".
- To jest siatka uwagowa. Rzecz powszechnie stosowana przez psychologów. "Setka" dlatego, że zawodnik ma w specjalnej matrycy znaleźć cyfry i liczby od 1 do 100 i skreślić czy bardziej kliknąć je w rosnącej kolejności w jak najszybszym czasie. Ta matryca zmienia się przy każdym uruchomieniu gry.
- Pokazuje, w którym momencie zawodnik traci koncentrację. Zawodnik nie może sobie pozwolić na myślenie, że czas mu ucieka, że może źle mu idzie, nie może nie widząc jakiejś liczby zacząć wątpić czy ona w ogóle jest wyświetlona. Ta gra wpaja myślenie tylko o następnej liczbie do odnalezienia, uczy, że nie wolno się niczym rozpraszać. Stanowi też ćwiczenie zdolności skanowania pola widzenia.
- Oczywiście.
- To jest system biofeedback. Korzystamy z niego w różnych wersjach już od pierwszego spotkania. No może od drugiego, bo pierwsze poświęciliśmy na rozmowę, na zbudowanie podstaw relacji.
- Jeszcze nie, ale kreatywność to coś, czym zdecydowanie chcę się kierować i niewykluczone, że za jakiś czas i my postawimy na to, co się sprawdziło u Igi.
- Uważam, że to jest naturalna forma biofeedbacku.
- W pewnym sensie tak. Zwierzęta doskonale odczuwają nasze emocje. Kiedy się denerwujemy, współpraca ze zwierzęciem będzie trudna lub wręcz niemożliwa, bo będzie ono odczuwało nasze złe emocje. Nie widzę potrzeby szukania osłów dla skoczków, bo mamy osły mechaniczne w komputerach i smartfonach.
- Zdecydowanie. Piotrek jest bardzo świadomym, profesjonalnym zawodnikiem. Często jego odpowiedzi są przewrotne, a wynikają z głębszej analizy. Nie chcę mówić za dużo, żeby nie nadwerężyć zaufania Piotrka do mnie, ale ufam jego profesjonalizmowi i wyczuciu różnych spraw.
- Rzecz jasna nie mogę odpowiedzieć, kto zrobił na mnie największe wrażenie. Każdy z zawodników wnosi do zespołu swoją osobowość i każdy na swój sposób robi pozytywne wrażenie. Jeśli natomiast chodzi o Piotrka, zdecydowanie jego poczucie humoru i dystans to rzeczy, które rzucają się w oczy. Nie powinno to nas mylić - to profesjonalista, który do swojej pracy podchodzi na poważnie i doskonale wie co mu jest potrzebne, a co nie.
- Jak to mówi mój mistrz, profesor Blecharz, w sporcie na najwyższym poziomie jest miejsce na sukces bez udziału psychologa sportu, ale nie ma miejsca na sukces bez dobrej psychologii sportu. Sam psycholog nie jest niezbędny, ale dobre psychologiczne przygotowanie, przepracowanie wielu rzeczy, poukładanie ich sobie w głowie jest po prostu konieczne, bez tego sukcesu nie będzie. Jak widać, zawodnicy często sami wypracowują takie narzędzia, a czasem potrzebują do tego psychologa
- Zgadzam się z tą obserwacją i cieszę się, że to są kompletnie różni ludzie. Moja filozofia pracy jako psychologa sportu opiera się na indywidualnym podejściu i na widzeniu bardziej człowieka niż zawodnika. To, co zastałem ani mnie nie przytłacza, ani tym bardziej nie przeraża. Interesuje mnie zawsze tylko ten człowiek, z którym aktualnie rozmawiam.
- To jest bardzo dobre doprecyzowanie. Oczywiście będą się zdarzały warsztaty grupowe. One mają inną funkcję niż zajęcia indywidualne i one też są potrzebne.
- Ja wiem, że nasi skoczkowie pracujący z innymi psychologami są z tych współprac bardzo zadowoleni. Jestem w kontakcie z ich psychologami, dowiaduję się, jakie techniki mogą być ewentualnie komplementarne z tym, co oni skoczkom oferują. Nie podchodzimy do sprawy na zasadzie rywalizacji, tylko szukamy synergii. A z trenerami przyjęliśmy takie podejście, że mam być osobą w tle, mam się nie narzucać. Nie wychodzę z inicjatywami nieznoszącymi sprzeciwu. Mówię zawodnikom, kiedy i gdzie mogą mnie spotkać, mówię, że zawsze na nich czekam, kiedy tylko mają ochotę. Ale decyzje absolutnie zostawiamy ocenie i dobrej woli sportowców.
- Świetne! Bardzo podobnie wyglądało moje pierwsze wystąpienie. Dla naszych skoczków przygotowałem swoiste psychologiczne menu. Było jak w restauracji - wyjaśniłem co jest do czego, z jakich urządzeń będzie można u mnie korzystać i co różne zajęcia dadzą.
- Tego nie musiałem proponować, bo to stosuje już jeden z naszych fizjoterapeutów.
- Trudno wskazać taką jedną rzecz. Chyba każdy wybiera coś dla siebie. Najważniejsze, że każdy zawodnik widzi, że psycholog to wcale nie jest ktoś, kto oferuje tylko rozmowy. Ta oferta jest dużo większa.
- Trener Thurnbichler i trener Noelke mieli bardzo dobre doświadczenia pracy z psychologiem w zespole w kadrze austriackiej. Dlatego zgłosili zapotrzebowanie na taką osobę w polskiej kadrze. Na łącznika między sztabem a zawodnikami. Oczywiście łącznika przestrzegającego tajemnicy, zasady poufności. Bardzo się cieszę, że jest w tej ekipie takie podejście, że psycholog to jeden z fachowców, pracujący regularnie, dostępny cały czas, a nie tylko interwencyjnie.
- Dziękuję i bardzo na to liczę. A co do profesora Blecharza, to był recenzentem mojego doktoratu i trudniejsze sprawy konsultuję z profesorem. Dla mnie zaszczytem byłoby nazywanie się uczniem profesora.
- Taki jest plan. Mam nadzieję, że go zrealizujemy. W taki sposób pracuje świat. Na szczęście w Polsce coraz rzadziej słyszy się już stwierdzenia typu "nasi zawodnicy nie potrzebują psychologa, bo w naszej drużynie nie ma wariatów".
- Tak słyszałem. Nie z ust legendarnego trenera, ale wiem, że tak powiedział. Koniec końców trener Smuda z psychologiem pracował. I to wybitnym. Szkoda tylko, że Paweł Habrat dostał mało czasu na zrobienie tego, co było potrzebne. Cieszę się, że ja mam mieć dużo czasu.