Iga Świątek zarabia więcej dzięki "wojnie płci". "Kobiety nadają się do kuchni i sypialni"

Dominik Senkowski
Iga Świątek może dziś zarabiać więcej niż lider męskiego rankingu Carlos Alcaraz czy Rafael Nadal i cieszy się nie mniejszym zainteresowaniem niż tenisiści. Ale nie zawsze tak było. Wszystko zmieniło się dokładnie 49 lat temu, gdy rozegrano najważniejszy mecz "Wojny płci".

To zaktualizowana wersja tekstu, który ukazał się tutaj

Iga Świątek zarobiła dotychczas najwięcej w tym sezonie ze wszystkich tenisistów i tenisistek. Polka za sukcesy na korcie otrzymała ponad 9,2 mln dolarów. Drugie miejsce w tym zestawieniu zajmuje nowy lider rankingu Carlos Alcaraz (7,3 mln), a trzecie Rafael Nadal (6,7 mln). Czwarta jest Tunezyjka Ons Jabeur (4,7 mln).

To kolejny dowód na to, jak duże znacznie zyskał kobiecy tenis. Ledwo rok temu stacja ESPN poinformowała, że damski finał US Open 2021 przyciągnął więcej widzów niż finał panów. W szczytowym momencie pojedynek Emmy Raducanu z Leyhlą Fernandez oglądało 3,4 mln osób (średnio 2,44 mln). Mecz Novaka Djokovicia z Daniłem Miedwiediewem śledziło maksymalnie 2,7 mln (średnio 2,05 mln). I to mimo że w żeńskim finale spotkały się dwie nastolatki, nieznane przed US Open szerszej publiczności, a gdy Djoković podchodził do meczu z Miedwiediewem, miał szansę na zdobycie klasycznego Wielkiego Szlema.

Zobacz wideo Nowa Iga Świątek. Jednak Djoković, a nie Nadal?

Wojna płci

Dziś tenisistki cieszą się nie mniejszym szacunkiem niż ich koledzy z kortu, ale nie zawsze tak było. Fundamentalne znaczenie dla zmiany postrzegania kobiecego tenisa miała tzw. Wojna płci. Pod tą nazwą kryje się seria pokazowych spotkań tenisowych między kobietami i mężczyznami. Pierwszy taki mecz odbył się w 1888 roku w brytyjskim Exmouth, gdzie spotkali się ówcześni mistrzowie Wimbledonu: Ernest Renshaw pokonał Lottie Dod 2:6, 7:5, 7:5.

Najważniejszy pojedynek z tej serii rozegrano prawie sto lat później. W poniedziałek 20 września mija dokładnie 48 lat od meczu Billie Jean King - Bobby Riggs. Meczu, który doczekał się nawet filmowej ekranizacji. W filmie „Wojna płci" wystąpili Emmą Stone i Steve Carell. Choć spotkanie miało charakter wyłącznie pokazowy, na trybunach hali w Houston zasiadło ponad 30 tys. osób. Transmisję w telewizji ABC śledziło 50 mln widzów w USA, a 90 mln na całym świecie. 

To było nie tylko starcie płci, lecz także pokoleń. Riggs w 1973 roku miał 55 lat, był uzależniony od hazardu. Po zakończeniu profesjonalnej kariery dalej grał w tenisa amatorsko, ewentualnie w golfa. Za każdym razem obstawiał wysokie sumy. Pieniędzy mu nie brakowało, bo czerpał z rodzinnej firmy, sporo zarobił też na korcie. W 1939 wygrał Wimbledon w singlu, deblu i mikście. Nie byłby sobą, gdyby przed rozpoczęciem turnieju nie postawił pieniędzy na własne zwycięstwo. Za postawione 100 funtów wygrał ponad 20 tys. Zawsze lubił wyzwania, ale starcie z Billie Jean King było w tej mierze wyjątkowe.

Rewolucjonistka

Amerykańska tenisistka miała wówczas 29 lat. Była najlepsza na świecie, w całej karierze wywalczyła aż 39 tytułów wielkoszlemowych (12 w singlu). Riggs był jej idolem z młodości. Nie chciała jednak spełniać wyłącznie dziecięcych marzeń. King od początku kariery postawiła sobie za cel walkę o równouprawnienie tenisistek, które nie miały w tamtych czasach własnej profesjonalnej organizacji, a zarabiały znacznie mniej od mężczyzn. 

Największy skandal wybuchł podczas US Open 1972. W singlu wygrali Billie Jean King i Ilie Nastase. Rumun otrzymał o 15 tys. dolarów wyższą nagrodę od Amerykanki. Ta zagroziła, że zbojkotuje kolejne edycje nowojorskiej imprezy. Organizatorzy US Open wyrównali nagrody, jako pierwsi w Wielkim Szlemie. W ślad za nimi poszli w Paryżu, Melbourne i Londynie. To był wielki sukces Billie Jean King, która kilka miesięcy później założyła razem z koleżankami z kortów organizację WTA, która do dziś reprezentuje kobiecy tenis. 

Jak finał Wielkiego Szlema

W klimacie wojny płci organizowano także sam mecz pomiędzy King a Riggsem. Były mistrz wielokrotnie przekonywał, że kobiety są gorsze od mężczyzn, „nadają się do kuchni i sypialni, a nie do sportu". Niektórzy twierdzą, że wcale nie był szowinistą, tylko chciał tak nakręcić zainteresowanie pojedynkiem. Jednak żaden tenisista rywalizujący w meczach z serii „Wojny płci" tak się nie zachowywał. 

Nic dziwnego, że kibice na trybunach w Houston byli bardzo podzieleni. Część wspierała Riggsa, inni najlepszą wówczas tenisistkę świata w koszulkach z wizerunkiem świni i hasłem „męski szowinista". Ona została wniesiona na kort na lektyce przez kilku dobrze zbudowanych mężczyzn. Miała wyglądać jak Kleopatra. On wjechał na kort w rikszy, którą ciągnęło kilka kobiet. Atmosfera amerykańskiego show, ale King podeszła do meczu bardzo poważnie.

 

W przeciwieństwie do Riggsa, który był ponoć tak pewny siebie, że w ostatnich tygodniach przed spotkaniem trenował specjalnie rzadziej, więcej zaś korzystał z alkoholu. Był nieustannie obecny w mediach, gdzie nakręcał wojnę damsko-męską, narzekając na kobiety. Gdy wszedł na kort, zrozumiał, że King będzie walczyć jak w finale wielkoszlemowym. Amerykanka wygrała 6:4, 6:3, 6:3. Wygrała dla siebie, ale przede wszystkim dla kobiecego tenisa. Był to kolejny krok na drodze do równouprawnienia tenisistek. Amerykańskie media nazwały ten mecz „najważniejszym w historii tenisa".

Nie brakowało spekulacji, że pojedynek został ustawiony. Nikogo by to nie zdziwiło po doświadczeniach hazardowych Riggsa. Amerykanin został nawet przebadany wykrywaczem kłamstw. Wyszło, że nie oszukiwał. Nie wszystkich to przekonało, ale krytykom nie udało się pozbawić tego meczu wyjątkowego charakteru. 

Billie Jean King jest jedną z najważniejszych działaczek na rzecz kobiecego sportu.  Jej imieniem nazwano w 2006 roku kompleks sportowy, na którym rozgrywany jest turniej US Open. Trzy lata temu Puchar Federacji, drużynowe rozgrywki kobiecego tenisa, zmienił nazwę na Puchar Billie Jean King. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.