Znamy finalistów US Open. 4 godziny walki. Komentator nie wierzył: "Co to jest?!"

Pięć setów i ponad cztery godziny walki potrzebne były do wyłonienia drugiego finalisty US Open. Z Casperem Ruudem w niedzielę zmierzy się Carlos Alcaraz, który pokonał Francesa Tiafoe 6:7 (6), 6:3, 6:1, 6:7 (5), 6:3.

Znamy już finalistów tegorocznej odsłony US Open. Jako pierwszy awans wywalczył Casper Ruud (ATP: 7.). Norweg w czterech setach rozprawił się w półfinale z Karenem Chaczanowem (ATP: 31.) 7:6 (5), 6:2, 5:7, 6:2 i zapewnił sobie drugą możliwość walki o wielkoszlemowy tytuł w tym sezonie. Wcześniej w finale był podczas French Open.

Zobacz wideo Iga Świątek ciężko trenuje. Oto dowód

Alcaraz znów wygrał morderczy pojedynek. Ma pierwszy finał w karierze

Zdecydowanie więcej wysiłku w walkę o awans musiał włożyć drugi z finalistów - Carlos Alcaraz (ATP: 4.). Hiszpan podejmował w nocy z sobotę na niedzielę polskiego czasu Francesa Tiafoe (ATP: 26.). Potrzebnych było aż pięć setów oraz cztery godziny i 22 minuty walki. 

Pierwszy set pokazał, że obaj tenisiści są skupieni na odniesieniu sukcesu. Każdy z nich bacznie bronił się pod utratą serwisu i każdemu z nich to się udało. W siódmym gemie Hiszpan miał dwie piłki na przełamanie, ale ostatecznie amerykański tenisista obronił je. Przy stanie 5:6 Tiafoe miał piłkę na przełamanie i wygranie seta, ale Alcaraz też się wybronił. Nie przyszło to jednak łatwo, bo obaj zawodnicy zagrali kapitalną akcję. Sporo było skrótów i niesamowitych obron. W pewnym momencie Carlos już miał żegnać się z punktem, ale w ostatnich chwili wybronił się, a potem doprowadził gema do wygranej. Po niesamowitej wymianie komentator hiszpańskiego Eurosportu krzyczał: "Co to jest?!". Skończyło się na tie-breaku, który do sześciu wygrał reprezentant gospodarzy.

Partia pierwsza trwała godzinę i pięć minut. Nieco inaczej było w drugiej, bo tym razem doszło do przełamania. Alcaraz wiedział, że musi wejść na wyższy poziom, jeśli chce pozostać w walce. Początkowo rywalizacja w tej części meczu wyglądała podobnie do tej z pierwszego seta. Obaj zawodnicy bronili swoich podań aż do szóstego gema, w którym hiszpański tenisista wykorzystał drugiego break pointa. Dalej poszedł już za ciosem i doprowadził do wyrównania w meczu.

Przebudzenie Hiszpana i najdłuższy set

To był punkt zwrotny w meczu, bo w trzecim secie Frances Tiafoe nie miał żadnych argumentów w walce ze swoim rywalem. W efekcie kibice obejrzeli napędzonego Hiszpana w najkrótszym gemie tego spotkania. Carlos Alcaraz wygrał szybko cztery pierwsze gemy, po czym oddał jednego przeciwnikowi. I to tyle, bo potem rewelacyjny 19-latek doprowadził już seta na własną korzyść w 34 minuty. W meczu prowadził 2:1. 

Schody zaczęły się w kolejnym secie. Wydawało się, że Alcaraz wszedł już na pewną ścieżkę do finału. Prowadził już 2:0 w czwartym secie, dzięki przełamaniu Amerykanina. Ten jednak nagle odzyskał siły i doprowadził do przełamania powrotnego. Rywalizacja zrobiła się bardzo zacięta, bo obaj tenisiści grali później gem za gema. Przy stanie 5:4 Alcaraz miał piłkę meczową, ale Tiafoe obronił się, a następnie doprowadził do remisu w meczu, pokonując w czwartej partii Hiszpana po tie-breaku 7:6 (5). I to był najdłuższy set tego spotkania, bo trwał aż godzinę i 13 minut.

Trzy piłki meczowe

W ostatnim secie Alcaraz rozpoczął znakomicie, bo już w pierwszym gemie przełamał rywala. Ten trzy gemy później doprowadził do przełamania powrotnego, ale w kolejnym znów oddał serwis i znalazł się w opałach. Hiszpan wygrał swojego gema serwisowego i prowadził już 4:2. Nie zmarnował tego. Przy stanie 5:3 wiadomo było, że będzie zagrywał po awans do finału. W ostatnim gemie miał trzy piłki meczowe i wreszcie udało mu się doprowadzić spotkanie do końca. 

Carlos Alcaraz tym samym wywalczył pierwszy w karierze awans do finału wielkoszlemowego i od razu powalczy o podwójny zaszczyt. Z Ruudem zagra bowiem nie tylko o prestiżowe zwycięstwo w US Open, ale także przejęcie pierwszego miejsca w rankingu ATP. Wiadomo już bowiem, że po nowojorskim turnieju dojdzie do zmiany na miejscu lidera. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.