Polka tłumaczy, że wpadła na dopingu przez seks. Ekspert: Jak najbardziej możliwe

Odpowiedź na pytanie, czy wykryty u Anastasiyi Shoshyny stanozolol może być przenoszony poprzez kontakt seksualny, okazuje się nie być prosta. Eksperci ds. dopingu, z którymi rozmawiał Sport.pl, w przypadku tej konkretnej substancji mają odmienne opinie. Pochodząca z Ukrainy polska tenisistka próbowała wykazać właśnie w ten sposób, że zabroniony środek znalazł się w jej organizmie przypadkowo, ale nie zdołała przekonać Niezależnego Trybunału i została zdyskwalifikowana na cztery lata.

Pierwsze uderzenie - połowa grudnia 2020 roku. Wtedy pojawiła się informacja o tymczasowym zawieszeniu Anastasiyi Shoshyny przez Międzynarodową Federację Tenisową. W próbce jej moczu pobranej niespełna dwa miesiące wcześniej, 26 października podczas turnieju ITF w Stambule, wykryto stanozolol. Przypadki pozytywnych wyników testów antydopingowych w polskim sporcie zdarzały się już wcześniej, więc ten był po prostu kolejnym. Zawodniczka, która kilka miesięcy wcześniej otrzymała polskie obywatelstwo, w oświadczeniu zapewniła, że nigdy nie przyjmowała jakichkolwiek niedozwolonych środków. Zaapelowała też do kibiców i dziennikarzy, by nie wydawali w jej sprawie wyroku zanim nie otrzyma finalnej decyzji.

Zobacz wideo Skoczkowie narciarscy "w tenisowej piaskownicy". Kamil Stoch uspokaja Igę Świątek

Tę poznała ponad półtora roku później i nie była dla niej pomyślna - nie uznano jej argumentów i zdyskwalifikowano ją na cztery lata. A media równie mocno, a może nawet bardziej niż wymiar kary zaciekawiła linia obrony. 24-latka tłumaczyła, że zabroniona substancja dostała się do jej organizmu poprzez kontakt seksualny. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że z prawie 60-stronicowego raportu wynika, iż miała romans z żonatym mężczyzną.

Co zaskakujące, przed Niezależnym Trybunałem, który jest rozjemcą w sprawach dopingowych w tenisie, na rzecz Shoshyny zeznawała m.in. nawet żona dawnego kochanka. Kobieta przyznała, że przyłapała męża na gorącym uczynku i potwierdziła, że wspominał o stosowaniu stanozololu. Ale w raporcie wskazano, że nie przedstawiono przekonujących dowodów na to. Zgłoszono też obiekcje co do metody badania próbki jego moczu. Również sam romans poddano nieco w wątpliwość ze względu na brak jakichkolwiek dowodów w postaci zdjęć, wiadomości wymienianych przez parę oraz fakt, że zawodniczka nie miała nawet numeru telefonu wspomnianego mężczyzny. Tu oboje tłumaczyli się obawą przed przyłapaniem, ale prawniczka reprezentująca Międzynarodową Federację Tenisową (ITF) w kontrze wskazała przykłady opisywanych przez nich zachowań, które były zaprzeczeniem ostrożności, np. wizytę w mieszkaniu mężczyzny.

"Scenariusz mocno wątpliwy" kontra analogia. Gasquet wybronił się "kokainowym pocałunkiem"

W raporcie wyszczególniono również więcej niezgodności i zastrzeżeń. Ostatecznie Niezależny Trybunał orzekł, że 24-latka nie zdołała przedstawić odpowiednio przekonujących dowodów, że to właśnie tą drogą stanozolol w sposób niezamierzony trafił do jej organizmu. A co to w ogóle za substancja?

- Zaliczana jest do steroidów anaboliczno-androgennych, potocznie zwanych sterydami. Z reguły jest stosowana, by zwiększyć siłę w krótkim czasie. Wpływa również na "zagęszczenie mięśni". To też jedna z najczęściej wykrywanych spośród zabronionych substancji - mówi Sport.pl Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA). 

Jest sceptycznie nastawiony do argumentacji przyjętej przez Shoshynę. Uważa, że w przypadku stanozololu jest bardzo mało prawdopodobne, by dostał się do organizmu drugiej osoby za sprawą współżycia.

- Nauka nie odpowiada na wszystkie pytania, ale ten scenariusz jest mocno wątpliwy. Praktycznie można go wykluczyć. Zdarzały się takie przypadki z innymi substancjami, ale nie ze stanozololem, który zwykle stosowany jest doustnie, rzadziej w zastrzykach - wskazuje szef POLADA.

Według niego sportowcy złapani na dopingu rzadko tłumaczą się przy tej okazji kontaktami seksualnymi. - Najbardziej znana historia dotyczyła także tenisisty, Richarda Gasqueta. Tam chodziło o "kokainowy pocałunek", który został rozpatrzony na korzyść zawodnika. Francuz wykazał, że kobieta, którą spotkał w dyskotece, wcierała sobie kokainę w dziąsła. Ta pani zeznawała jako świadek, potwierdziła wersję tenisisty. Sąd arbitrażowy uznał, że był to scenariusz prawdopodobny. Wydaje się to dość kontrowersyjny, ale potraktowano go jako wiarygodny - relacjonuje.

Inaczej podchodzi do głównego zagadnienia Andrzej Pokrywka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Wskazuje, że od jakiegoś czasu – szczególnie w ostatnich dwóch, trzech latach – sporo pozytywnych wyników badań antydopingowych jest tłumaczonych kontaktami seksualnymi.

- I rzeczywiście w wielu przypadkach uznawano tę argumentację, orzekając na korzyść zawodników. Nie przypominam sobie badań w kierunku konkretnie stanozololu, ale udowodniono, iż substancje z tej samej grupy - czyli steroidów anaboliczno-androgennych - mogą być przenoszone tą drogą. Analogicznie można więc uznać, że istnieje taka możliwość także w przypadku stanozololu - ocenia konsultant naukowy POLADA.

Taką linię obrony przyjęła m.in. tenisistka Dajana Jastremska, u której pod koniec 2020 roku wykryto steryd o nazwie mesterolon. Ukrainka ostatecznie pół roku później została oczyszczona z zarzutu dopingu.

Wystarczyło posmarować maścią plecy partnerce

Zwraca on też uwagę, że steroidy, takie jak np. stanozolol, przyjmowane doustnie lub w postaci iniekcji domięśniowych, mają działanie ogólne. Oznacza to, że przenoszą się po całym organizmie poprzez układ krwionośny.

- Myślę, że w tym wypadku jak najbardziej możliwa jest droga kontaktu seksualnego jako potencjalnego źródła zakażenia - podsumowuje.

Potwierdzone naukowo przypadki przeniesienia środka dopingującego poprzez kontakt seksualny to dość nieodległa przeszłość.

- Jeden z pierwszych miał miejsce ok. 20 lat temu. Chodziło o sportowca, który współżył z partnerką przyjmującą dopochwowo Trofodermin. Kilka lat temu mieliśmy przypadek amerykańskiego lekkoatlety, mistrza olimpijskiego, który został uniewinniony, bo uznano za wiarygodne, że przyczyną znalezienia się w jego organizmie zakazanego probenecydu były namiętne pocałunki z partnerką i nie poniósł on kary. Uniewinniła go Amerykańska Agencja Antydopingowa - wspomina Pokrywka.

Przypomina również, że dawniej, kiedy w przypadku pozytywnego wyniku testu antydopingowego mężczyzna tłumaczył się kontaktem seksualnym, w pierwszej kolejności brano pod uwagę właśnie przypadki współżycia z kobietami, które stosowały dopochwowo leki w formie kremów czy maści. Później przestało to jednak mieć znaczenie.

- Uznaje się, że kwestia obecności tych substancji jest niezależna od drogi podania. Znamy np. przypadek zawodnika, który miał pozytywny wynik badania antydopingowego w kierunku innego steroidu anaboliczno-androgennego - klostebolu, który wchłonął przez skórę. Partnerka sportowca miała zmiany skórne na plecach i poprosiła go o pomoc w aplikacji maści. Po prostu wsmarowywał lek w jej plecy i to wystarczyło, by miał pozytywny wynik badania antydopingowego. Oczywiście, w każdym przypadku należy skupić się na danej substancji i dokładnie prześledzić jej losy w organizmie, uwzględniając także postać leku i drogę jego podania - podkreśla ekspert.

Rozwój metod badawczych źródłem stresu. Suplementy i mięso zwierzęce wolne od stanozololu

Przyznaje on też, że niektóre substancje mogą być obecne w spermie, pocie czy ślinie, co może mieć znaczenie przy wymianie płynów ustrojowych podczas kontaktów seksualnych. Według niego - za sprawą rozwoju metod badawczych - niewiele trzeba, by zostały wykryte w organizmie partnera.

- Niedawno ukazała się publikacja zwracająca uwagę na możliwość obecności resztkowej ilości moczu pozostawionego w cewce i przeniesienie jej wraz z nasieniem podczas wytrysku. Jeśli ktoś stosował środki dopingujące, to przy dzisiejszych możliwościach analitycznych nawet najmniejsza objętość moczu jest wystarczająca, aby przyczynić się do pozytywnego wyniku kontroli dopingu u partnera seksualnego - ostrzega.

Intymny kontakt nie był pierwszą opcją poszukiwania pochodzenia zabronionej substancji, którą weryfikowała Shoshyna. Zaczęła od tych, o których słyszy się chyba najczęściej, czyli sprawdzenia przyjmowanych suplementów i opcji spożycia skażonego mięsa. Pokrywka podkreśla, że w przypadku steroidów anaboliczno-androgennych jak najbardziej możliwa jest ich obecność w mięsie zwierząt hodowlanych.

- Już od lat 70. ubiegłego wieku nieuczciwi hodowcy tuczą w ten sposób drób i bydło. Aczkolwiek nie przypominam sobie udokumentowanego przypadku takiego działania za pomocą stanozololu. Jednak przygotowując linię obrony zawodnika, na pewno zwróciłbym uwagę na taką możliwość. Podobnie jak na ewentualne zanieczyszczenie (lub zafałszowanie) suplementów diety środkami anabolicznymi. Choć i w tym przypadku nie przypominam sobie znanego przypadku, w którym źródłem zanieczyszczeń był stanozolol - analizuje.

Włos prawdę powie? Segmenty odpowiadają nawet dniom w kalendarzu

Na brak takich naukowo potwierdzonych przypadków przedostania się do organizmu wspomnianej substancji zwrócili także uwagę podczas dochodzenia ws. Shoshyny eksperci ITF. Tenisistka próbowała również udowodnić swoją niewinność na podstawie analizy włosów. Pokrywka zwraca tu uwagę, że nie każda substancja przechodzi do włosa. Ale dodaje, że w przypadku steroidów anaboliczno-androgennych  metoda ta jest wykorzystywana od lat.

- Z reguły jest elementem, który ma wskazać, czy ktoś zażył dany środek przypadkowo, jednorazowo - np. w postaci zanieczyszczonego mięsa, czy też świadomie stosował daną substancję przez dłuższy okres w celach wspomagania farmakologicznego. Można to stwierdzić chociażby dzieląc włos na segmenty, które odpowiadają poszczególnym okresom czy nawet dniom w kalendarzu. Dzięki takiej analizie - stwierdzając w próbce włosa obecność danej substancji - możemy odpowiedzieć na pytanie, czy jest on w segmencie ograniczonym np. do jednego czy dwóch bądź trzech dni, czy też w kilku segmentach. To zaś jest dowodem na to, że dany związek był przyjmowany przez dłuższy czas - wyjaśnia.

Ekspert przywołuje przy tej okazji przykład słynnego niemieckiego tenisisty stołowego Dimitrija Ovtcharova, który miał pozytywny wynik kontroli dopingowej na obecność klenbuterolu. Został uniewinniony właśnie po analizie próbek włosów, która wykazała, że był to incydentalny przypadek. Uznano, że był najprawdopodobniej związany ze spożyciem mięsa podczas zgrupowania w Chinach.

- W tym kraju problem tuczenia zwierząt klenbuterolem był już powszechnie znany przed igrzyskami w Pekinie. W przypadku Ovtcharova wzięto pod uwagę fakt, że stosowanie środków anabolicznych może dać pożądany efekt, jeśli przyjmuje się je przez dłuższy czas. Jednorazowe przyjęcie w przypadku tej grupy środków zabronionych jest bezzasadne - podkreśla badacz.

W sprawie Shoshyny Niezależny Trybunał miał obiekcje odnośnie do metody pobrania i przekazania włosa do badania. Ten został spakowany i wysłany kurierem do laboratorium. Po analizie nie wykryto w nim żadnych śladów stanozolol. Pokrywka zaznacza, że paradoksalnie to nie ułatwia ostatecznej oceny danego przypadku.

- Bo skoro tę substancję wykryto w próbce moczu pobranej na potrzeby kontroli dopingu, to pytanie dlaczego analiza próbki włosów dała wynik negatywny. Oczywiście przyczyn może być wiele. Znaczenie ma np. rodzaj włosa, jego długość itp. Do tego np. trwała ondulacja powoduje, że struktury włosa są niszczone, podobnie jak związki, które mogłyby w nich być identyfikowane. Dlatego analiza włosów może być jedynie dopełnieniem procedur badawczych stosowanych rutynowo podczas kontroli dopingu - podsumowuje.

Szoszyna nie złożyła apelacji do CAS

Tenisistka, która 30 listopada skończy 25 lat, będzie mogła wrócić do rywalizacji pod koniec 2024 roku. Czteroletni okres zawieszenia jest bowiem liczony od dnia pobrania próbki.

-To standardowa długość kary nakładanej w tego rodzaju przypadkach. Gdyby zawodniczka wykazała, że ta substancja dostała się do jej organizmu w sposób niecelowy, wtedy dyskwalifikacja mogłaby być zredukowana do dwóch lat. Natomiast w jej przypadku do tego nie doszło, a wyjaśnienia okazały się niewystarczające - wskazuje Rynkowski.

Urodzona w Charkowie Shoshyna do końca zapewniała o swojej niewinności i broniła się przed Niezależnym Trybunałem. A gdyby przyznała się do winy?

- Na mocy przepisów wprowadzonych w zeszłym roku istnieje możliwość skrócenia kary dla zawodnika w sytuacji natychmiastowego przyznania się do winy. Nie musi nawet wskazywać źródła dopingu, wystarczy sama deklaracja o stosowaniu danej substancji zabronionej. Wtedy kara może zostać skrócona o rok. Musi to jednak nastąpić w ciągu 21 dni od dnia postawienia zarzutu - wyjaśnia szef POLADA.

Tenisistce przysługiwało prawo złożenia apelacji do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego w Lozannie (CAS). Można zrobić to przez 21 dni od otrzymania decyzji ws. kary. Z informacji Sport.pl wynika, że Shoshyna otrzymała ją pod koniec czerwca i z opcji odwołania nie skorzystała.

Więcej o:
Copyright © Agora SA