Jeszcze przed rozpoczęciem imprezy w Warszawie wiadomo było, że zwycięstwo Igi Świątek nie jest tu wcale najważniejsze. Nasza najlepsza tenisistka w ogóle nie musiała grać w stolicy. Jako liderka rankingu nie przyjechała na turniej rangi WTA 250 po punkty, ale by promować tenis wśród rodaków. To był jeden z dwóch głównych celów zawodów rozgrywanych na kortach Legii Warszawa. Oba cele udało się zrealizować.
Tylu kibiców na obiektach tenisowych Legii nie było od ponad 30 lat, gdy Polska rywalizowała w Pucharze Davisa, a na korcie walczył m.in. Wojciech Fibak. Generalnie tak dużej imprezy tenisowej nie było w stolicy od kilkunastu lat. Starsi kibice pamiętają turnieje J&S Cup i Warsaw Open na początku XXI wieku.
To tylko pokazuje, jak trudno jest zorganizować w naszym kraju turniej zawodowy rangi WTA. Władzom tegorocznego BNP Paribas Poland Open należą się brawa już za sam fakt doprowadzenia do organizacji imprezy. Pierwsza edycja odbyła się rok temu w Gdyni, niewykluczone, że kolejne pozostaną w Warszawie. Organizatorzy uzyskali licencję na organizację turnieju na pięć lat.
Od Igi Świątek nie da się oczywiście uciec, bo trzeba przypomnieć, że nie byłoby tego turnieju, gdyby nie jej sukcesy. Pomysł powołania BNP Paribas Poland Open pojawił się na fali triumfu Świątek w Roland Garros 2020. Tenisistka przyciągnęła swoim nazwiskom sponsorów, ludzie z jej otoczenia zajęli się organizacją wydarzenia.
W przypadku każdej imprezy sportowej ważna jest frekwencja, a ta w Warszawie dopisała. Co cieszy najbardziej - na trybunach można było spotkać sporo dzieci. Od małego trzeba im wszczepiać zainteresowanie sportem, tenisem. Tylko tak można liczyć, że w przyszłości doczekamy się kolejnych utalentowanych sportowców. Na J&S Cup debiutowała nastoletnia Agnieszka Radwańska, a Iga Świątek była wśród dziewczynek do podawania piłek.
Moda na tenis nie zrodzi się od razu, ale co oczywiste, największym zainteresowaniem kibiców w stolicy cieszyły się występy Igi Świątek. Dla wielu była to jedyna okazja, by zobaczyć na żywo liderkę światowego rankingu. Choć raz nie trzeba było w tym celu kupować biletów lotniczych za granicę i noclegu w Paryżu czy Rzymie, a wystarczyło w kilkanaście minut dojechać na korty Legii. To zbliża do zawodniczki, zbliża do wielkiego tenisa. Polacy są stale spragnieni oglądania Świątek, co widać było także ponad tydzień temu w Krakowie na imprezie pokazowej dla Ukrainy.
Obecność liderki światowego rankingu dodała prestiżu zawodom rozgrywanym na kortach Legii. Szkoda tylko, że przed startem imprezy wycofało się kilka innych zawodniczek jak m.in. Marta Kostiuk, Kaja Juvan, Julia Putincewa, Irina-Camelia Begu czy Sara Sorribes Tormo.
Część z nich zrezygnowała z powodów zdrowotnych, część prawdopodobnie ze względów taktycznych. Impreza w Warszawie odbywała się w niezbyt korzystnym terminie ze względu na nawierzchnię ziemną. Jesteśmy w momencie sezonu, gdy najlepsze tenisistki odpoczywają po trawiastym Wimbledonie i przygotowują się do rywalizacji na kortach twardych pod US Open, który rusza za niecały miesiąc (29 sierpnia). Dlatego dla wielu zawodniczek występ na mączce w tej części sezonu może nie być atrakcyjny.
Rok temu organizatorzy BNP Paribas Poland Open przejęli licencję na organizację turnieju od władz zawodów w Waszyngtonie. WTA zdecydowała o terminie rozgrywania imprezy na koniec lipca. Organizatorzy polskiego turnieju nie mieli pola manewru, bo w momencie przygotowań do imprezy w naszym kraju brakowało kortów o nawierzchni twardej odpowiednich do organizacji zawodów rangi WTA. Pozostaje wierzyć, że w przyszłości uda się jakoś rozwiązać ten problem. Na kortach twardych równolegle w ostatnim tygodniu odbywał się turniej rangi WTA 250 w czeskiej Pradze. Zagrała tam m.in. Magda Linette.
Drugi najważniejszy cel warszawskiego turnieju także udało się zrealizować - stworzyć polskim tenisistkom szansę do rywalizacji z najlepszymi. Świat tenisa tak funkcjonuje, że organizatorzy danej imprezy mogą przyznawać według uznania tzw. dzikie karty. Zwykle dostają je zawodniczki z kraju rozgrywania turnieju. Cierpią na tym oczywiście te tenisistki, które pochodzą z państw słabo rozwiniętych na tenisowej mapie.
Dla przykładu - statystyk tenisa Juan Ignacio Astaburuaga wyliczył, że Iga Świątek w całej swojej karierze otrzymała pięć dzikich kart:
To wszystko imprezy niższej kategorii niż główny zawodowy cykl WTA. Nie mówiąc już o Wielkim Szlemie, gdzie na dzikie karty mogą liczyć głównie Australijki (w Melbourne), Francuzki (w Paryżu), Brytyjki (w Londynie) i Amerykanki (w Nowym Jorku).
Turniej BNP Paribas Poland Open 2022 był świetną okazją dla kilku niżej notowanych polskich zawodniczek by nazbierać punktów do rankingu WTA. Do innej podobnej klasy imprezy często musiałyby się przebijać przez eliminacje albo na podstawie swojego miejsca w światowym zestawieniu nie załapałyby się nawet do kwalifikacji.
Dzikie karty do turnieju głównego w Warszawie otrzymały Maja Chwalińska, Martyna Kubka i Weronika Falkowska. Ponadto w eliminacjach wystartowało kilka innych Polek. Niestety nasze zawodniczki nie wykorzystały swoich szans, jakie otrzymały od organizatorów. Można to dobrze porównać z turniejem w Pradze.
Organizatorzy warszawskich zawodów zrobili, co mogli. Stworzyli warunki naszym tenisistkom do zdobycia większej liczby punktów, co mogłoby się przełożyć na ich awans w rankingu i kolejne okazje do występowania później w większych turniejach. Zwycięstwa z wyżej klasyfikowanymi rywalkami zbudowałyby także większą pewność siebie u naszych reprezentantek.
Władze BNP Paribas Poland Open celowo nie chcą organizować imprezy wyższej rangi - np WTA 500 - i ściągać większych gwiazd tenisa. Ranga WTA 250 wydaje się optymalna, by z jednej strony przyjechało kilka zawodniczek z szerokiej czołówki, a z drugiej polskie tenisistki miały możliwość powalczenia z nimi. Z tego punktu widzenia przyjazd do naszego kraju kilku tenisistek z top 10 pokroju Marii Sakkari, Pauli Badosy czy Ons Jabeur nie miałby większego sensu. Byłoby to atrakcyjne jedynie dla publiczności. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym roku polskie tenisistki lepiej wykorzystają swoje szanse w Warszawie.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!