Ekstremalny finał turnieju WTA w Warszawie. "To było nawet trochę śmieszne"

Mokry kort, ciężkie piłki, śliski uchwyt rakiety i krople wpadające do oczu - pierwszoplanową rolę w finale debla w turnieju WTA w Warszawie odegrał deszcz, który przestał padać dopiero pod koniec. Tenisistki biorące w nim udział nie chciały jednak przerywać gry. - Warunki były ekstremalne, ale stwierdziłyśmy, że gramy do końca - zaznacza Alicja Rosolska, która razem z Katarzyną Kawą przegrała ten toczący się w niecodziennych okolicznościach pojedynek.

Kibice zasiadający na trybunach kortu centralnego przecierali oczy - ze zdumienia i od kropel deszczu. Finalistki singlowej rywalizacji w turnieju WTA w Warszawie zdążyły jeszcze zmieścić się w niedzielnym oknie pogodowym, ale tyle szczęścia nie miały już uczestniczki późniejszego decydującego meczu w deblu. Gdy wyszły na rozgrzewkę, to już kropiło, a potem opady się nasiliły. Zwykle w takich warunkach przerywa się spotkanie, ale tym razem było kontynuowane. Dopiero pod koniec deszcz ustąpił. Ze zwycięstwa w tych nietypowych okolicznościach cieszyły się Anna Danilina z Kazachstanu i Niemka Anna-Lena Friedsam, które pokonały Alicję Rosolską i Katarzynę Kawę 6:4, 5:7, 10-5.

Zobacz wideo Czy Iga Świątek nie lubi, gdy ktoś jej mówi co ma robić? Przypominamy wypowiedź z 2018 roku

Suche ręczniki pilnie poszukiwane

W pierwszym secie Polki zmarnowały prowadzenie 3:0. Doprowadziły do remisu, ale super tie-breaka zaczęły od straty ośmiu punktów z rzędu i nie zdołały już tego odrobić. Na konferencji prasowej jednak głównym tematem był deszcz.

- Mecz niesamowicie trudny ze względu na warunki, których chyba wszyscy doświadczyliśmy. Ciężko tutaj mówić o sprawach tenisowych, bo po prostu takimi ciężkimi piłkami się nie gra. Na tak mokrym korcie też zazwyczaj nie. Ale każdy chciał dokończyć, żeby ten turniej się po prostu odbył i żeby to się za nami nie ciągnęło. Jak na te warunki zagrałyśmy nie najgorszy mecz, choć trochę uciekł nam super tie-break - przyznaje Kawa.

Mająca duże doświadczenie Rosolska ocenia, że niedzielne spotkanie było jednym z trudniejszych w jej karierze pod względem warunków.

- Nie ma co jednak na nie zwalać, bo były takie same dla obu stron. Mokry kort, ciężkie piłki, deszcz w oczy, ciężko było utrzymać rakietę w ręku. Dopytywałyśmy o suche ręczniki, bo wszystko mokło. To było nawet trochę śmieszne z jednej strony, bo nigdy nie grałam w takich warunkach. Szkoda, że nie przetrwałyśmy pierwszego seta, w którym prowadziłyśmy i widać było, że przeciwniczkom dłużej zeszło, by dostosować się do nich. Nam zaś dopingiem pomogli kibice - relacjonuje 36-latka.

Piłki dwa razy cięższe niż zwykle niweczą plan gry

Deszcz nie zaskoczył organizatorów, tenisistek i widzów. Już kilka dni temu wiadomo było, że weekend w stolicy będzie obfitował w opady. Z tego powodu zdecydowano się na zmiany w sobotnim planie gier turnieju. Mecze rozpoczęto wcześniej, niż pierwotnie zakładano, a nawet chciano wtedy rozegrać też dodatkowo finał debla. Ze względu na niekorzystną aurę to ostatnie nie udało się i wrócono do oryginalnego terminu tego spotkania. Obserwując jego przebieg, wydawało się, że bardzo realne jest, iż zostanie dokończone w poniedziałek. Tak się jednak nie stało, bo wszystkie zawodniczki postanowiły pozostać na mokrym placu gry.

- Wydaje mi się, że nie było to bardzo ryzykownie, jeśli chodzi o kort. Linie były śliskie i z tym się nie dało nic zrobić. Ale najgorsza była - moim zdaniem - ciężkość piłek. To absolutnie wypacza cały plan odnośnie tego, co się chce zrobić. Bo piłka jest dwa razy cięższa (niż normalnie - przyp.red.). Mogłyśmy jedynie przerwać mecz i dokończyć następnego dnia, ale wiadomo, że to dla nikogo nie byłoby dobre - podkreśla Kawa. 

Od poniedziałku rozpoczynają się kolejne turnieje i tenisistkom zależało, by móc się już wtedy przenieść do nowych lokalizacji lub przygotowywać do kolejnych startów w kolejnych tygodniach. W pewnym momencie jednak w trakcie deszczowego finału pojawił się temat wstrzymania rywalizacji.

- Przeciwniczki podeszły i zapytały sędziego, czy dalej gramy. Było 3:2 i Kasia miała serwować. Spytałam ją, czy chce grać dalej. Tak naprawdę wszystkie mamy takie same warunki. Byłaby inna sytuacja, gdyby jedna para miała lepsze od drugiej. Były one ekstremalne, ale stwierdziłyśmy, że gramy do końca dziś i nie będziemy przerywać - wspomina Rosolska.

Turniej w Warszawie był pierwszym oficjalnym wspólnym startem wspomnianych Polek. - Możemy, a nawet musimy zaliczyć więc ten tydzień do udanych - podkreśla Kawa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.