Deszcz to jeden z największych wrogów organizatorów turniejów tenisowych. Dał się już we znaki także przedstawicielom imprezy WTA w Warszawie, choć na razie w niewielkim dość stopniu. Póki co z tego powodu skrócono wtorkową rywalizację. Wszelkie zaległości jednak szybko nadrobiono, bo potem aura rozpieszczała i nad niezadaszonymi kortami Legii stale świeciło słońce, bez prysznica z nieba.
Igi Świątek, która w piątek przegrała w ćwierćfinale, już nie ma w turnieju, ale rywalizację trzeba dokończyć. A prognozy pogody na weekend nie są optymistyczne. W sobotę ma padać przed dłuższy czas od wczesnego popołudnia, a w niedzielę może być jeszcze trudniej o okno pogodowe.
Zwykle organizatorzy turniejów reagują zmianami w planie gier, gdy aura już spowodowała opóźnienia. W tym wypadku postanowiono wyprzedzić niepożądany rozwój wypadków. Pierwotnie sobotnie zmagania na korcie centralnym miał zainaugurować półfinał debla z udziałem Mai Chwalińskiej. Przeniesiono go jednak na kort nr 2, by już o godz. 10, czyli cztery godziny wcześniej niż pierwotnie zakładano, ruszyła rywalizacja o awans do decydującego meczu singla.
Jeśli zaś Chwalińska w parze z Czeszką Jesiką Maleckovą pokonają Annę Danilinę z Kazachstanu i Niemkę Annę-Lenę Friedsam, to po przerwie na odpoczynek, jeszcze raz wyjdą na kort. W finale, który wyjątkowo zostanie rozegrany tego samego dnia, na rywalki czekają już zaś Katarzyna Kawa i Alicja Rosolska. Na niedzielę, która zapowiada się bardzo pesymistycznie pod względem warunków do gry na otwartych kortach, zostałby więc wyłącznie finał gry pojedynczej.