Iga Świątek na igrzyska w Tokio jechała jako jedna z medalowych nadziei. Była wtedy ósmą zawodniczką rankingu WTA i miała za sobą udany występ w Wimbledonie, w którym dotarła do 4. rundy. Nie bez powodu stawiano ją więc w gronie faworytek do medalu. W pierwszej rundzie pewnie pokonała Niemkę Monę Barthel 6:2, 6:2, a w kolejnej zmierzyła się z Paulą Badosą z Hiszpanii.
Spotkanie z Badosą nie rozpoczęło się po myśli Świątek, która pierwszą partię przegrała 3:6. Choć w drugim secie walki było już znacznie więcej, niestety nie wystarczyło to na solidnie grającą Hiszpankę. Polka przegrała po tie-breaku 6:7(4-7) i zakończyła swój debiutancki udział w imprezie czterolecia na drugiej rundzie. Po spotkaniu polska tenisistka nie mogła się pogodzić z końcowym rezultatem. Długo nie schodziła z kortu, siedziała z twarzą zasłoniętą ręcznikiem i zalewała się łzami. Na oczach kibiców rozgrywał się dramat zawodniczki, dla której występ w igrzyskach miał ogromne znaczenie. Między innymi dlatego, że jej ojciec (Tomasz Świątek, przyp. red.) rywalizował w 1998 roku w Seulu w wioślarstwie. W czwórce podwójnej zajął wtedy z kolegami 7. miejsce.
Rok po tej porażce Świątek znajduje się na samym szczycie tenisowej hierarchii. Poprzedni sezon zakończyła na 9. miejscu w rankingu, a w tym nie ma sobie równych. Dotarła do półfinału Australian Open, by potem odpaść w drugiej rundzie turnieju w Dubaju. Później Polka rozpoczęła swój rajd po miano najlepszej zawodniczki XXI wieku w ilości kolejnych zwycięstw. Rozpoczęła od wygranej w Doha, by później triumfować w Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie i zdobyć drugi wielkoszlemowy tytuł na kortach Rolanda Garrosa. Licznik kolejnych zwycięstw zatrzymał się na liczbie 37., a serię Świątek zakończyła podczas Wimbledonu Francuzka Alize Cornet, pokonując ją w 3. rundzie 4:6 2:6. Polka pozycję liderki rankingu WTA objęła 4 kwietnia, a w poniedziałek rozpoczęła 17. tydzień na szczycie.