Tegoroczny Wimbledon był bardzo udany dla Magdaleny Fręch (86. WTA), która dotarła do trzeciej rundy. Tam lepsza okazała się Rumunka Simona Halep (16. WTA; 4:6, 1:6), ale wcześniej Polka wygrała z Włoszką Camilą Giorgi (28. WTA; 7:6, 7:1) i Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą (76. WTA; 6:4, 6:4). Gdyby w tym roku byłyby przyznawane punkty za Wimbledon, to Fręch otrzymałaby 130 punktów i awansowała co najmniej o 15 pozycji w rankingu WTA.
Magdalena Fręch rozmawiała z portalem WP SportoweFakty po zakończeniu Wimbledonu i ubolewała nad tym, że w tym roku nie otrzyma punktów za udział w turnieju. - Brak punktów zdecydowanie boli, a na pewno najbardziej zawodników, którzy osiągnęli wyższe cele albo bronili wielu punktów i nie mieli szansy na ich obronę. Nie będę narzekać, bo III runda zostanie ze mną na zawsze. Uważam, że z perspektywy zawodników lepsze byłoby zachowanie punktów. My, tenisiści, nie jesteśmy niczemu winni - powiedziała.
Tegoroczny występ Magdaleny Fręch był jej debiutem na Wimbledonie. Wcześniej 24-latka kończyła rywalizację już w kwalifikacjach. Fręch jest zachwycona klimatem panującym na tym turnieju. - Anglicy dbają tutaj o każdy, najmniejszy szczegół. Wszyscy są pod krawatem. To pokazuje, że miejsce jest szczególne i odmienne od pozostałych szlemów. Polski tenis nie był nigdy silniejszy. Po Wimbledonie pojawiło się więcej zainteresowania naszą dyscypliną i dokonaniami - dodaje tenisistka.
Mimo braku punktów po Wimbledonie Fręch uważa, że wykluczenie Rosjan i Białorusinów było dobrą decyzją ze strony organizatorów. - To, jaki argument miał Wimbledon, czyli to, żeby nie pokazywać w mediach rosyjskich zawodników, było silnym argumentem. To niełatwa decyzja, ale uważam, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Tak właśnie to powinno wyglądać, dopóki wojna trwa - skwitowała 86. rakieta rankingu WTA.