"Dlaczego ona nie gra w tourze?!" - krzyknęła w pewnym momencie Flavia Pennetta, która stanowiła połowę duetu, z którym rywalizowały Agnieszka Radwańska i Serbka Jelena Janković w pierwszym meczu turnieju legend na Wimbledonie. Włoszka, której partnerowała rodaczka Francesca Schavione, rzuciła to z żartobliwym oburzeniem, ale Polka zaprezentowała się najlepiej i wyróżniała się spośród całej czwórki.
Była wiceliderka światowego rankingu po raz pierwszy występuje w wielkoszlemowym turnieju legend. We wtorek błysnęła zagraniami z głębi kortu, był też efektowny lob. Po kilku uderzeniach Janković i publiczność nagradzały ją brawami, a rywalki złościły się z przymrużeniem oka.
- Czutka dalej jest. Nie było źle. Dziewczyny śmiały się w szatni, żebym coś zepsuła, bo tak dalej nie może być. Pytały też, co ja tutaj robię i mówiły, że pomyliłam turniej, bo powinnam tu grać normalnie w debla, bo to inny poziom. Grało mi się dobrze. Oby tak dalej. Małe wyzwanie jest. Nie gramy na serio, ale jednak jest takie poczucie, żeby się sprawdzić - przyznaje Radwańska.
Kiedy rozmawia z dziennikarzami, to w pewnym momencie przechodzi obok Rennae Stubbs. Australijka, która również bierze udział w turnieju legend, klepie ją w ramie i rzuca: "Zwycięstwo, zwycięstwo, zwycięstwo".
Po jednej z udanej akcji finalistki Wimbledonu z 2012 roku rodak siedzący na trybunach rzucił: "Brawo, Isia". Mogły wrócić jej wspomnienia z czasów, gdy rywalizowała na londyńskiej trawie o tytuł i gdzie dwukrotnie zatrzymała się na półfinale (2013, 2015). We wtorek też czuła się na niej jak ryba w wodzie i cały czas była uśmiechnięta. W trakcie wtorkowego meczu kibice robili jej zdjęcia, a po spotkaniu - wygranym 6:4, 6:3 - była zdecydowanie najbardziej oblegana przez fanów tenisa spośród całej czwórki.
Sam mecz - zgodnie z założeniem - miał luźną atmosferę. Było sporo uśmiechów i żartów. Najlepiej w roli showmenek odnajdywały się komentująca często wszystko Pennetta oraz Janković. Serbka po jednej z dłuższych wymian, którą zakończyła posłaniem piłki w siatkę, padła teatralnie na kolana. Kiedy indziej, po nieudanych zagraniach, spojrzała na publiczność żartobliwie z bezradnością, wywołując powszechną radość. Włoszki z kolei w pewnym momencie - naśladując słynnych bliźniaków Mike'a i Boba Bryanów - po udanej akcji wyskoczyły w górę, zderzając się klatkami piersiowymi. Żartów więc nie brakowało, ale była też dawka całkiem niezłego tenisa.
- Śmiałyśmy się czasem z własnych błędów, ale mimo wszystko chce się zagrać jak najlepiej. Zmieniałyśmy więc z Jeleną strony, kombinowałyśmy. Cały czas była mowa, co tu zrobić, żeby zdobyć przełamanie i wygrać, bo o to tu jednak chodzi. Nie jesteśmy w tourze, nie na wysokiej stawki, ale jednak jest to rywalizacja. Zawsze lepiej wygląda i człowiek się lepiej czuje, gdy schodzi z kortu jako zwycięzca - opowiada Radwańska.
Od teraz może pochwalić się pokonaniem półfinalistek deblowej rywalizacji w Wimbledonie 2012. Jak dodaje ze śmiechem, założeń taktycznych było niewiele.
- Jelena powiedziała na początku, że woli grać na stronie bekhendowej, mi było wszystko jedno. Tyle było naszych ustaleń. Potem tylko jeszcze kwestia tego, kto serwuje pierwszy - wspomina.
Jej partnerka początkowo w ogóle wzbraniała się przed wykonywaniem tego elementu.
- On jest chyba najgorszy, bo każda ma problem z barkiem. Jelena mówiła, że ona nie będzie serwować, bo ma z nim kłopoty. A ja na to: "No, to faktycznie coś nowego" - relacjonuje ze śmiechem Polka.
Jak dodaje, występ ten było trochę walką ze samą sobą, ale jednocześnie jednak było dużo luzu.
- Każda grała tak, jak mogła. Każda trenuje - mniej lub więcej - ale nawet jak mniej, to tego się nie zapomina. Obowiązywały te same zasady, co normalnie, ale jednak grało się bez presji. Poza tym wiadomo, debel to nie singiel. Ale w tym drugim też bym chętnie zagrała, gdyby była taka opcja w turnieju legend - zadeklarowała.
Z Janković mają na razie na koncie zwycięstwo w pierwszym meczu, ale myślą przyszłościowo i ambitnie. - Widziałam Kim Clijsters i Martinę Hingis na treningu. Robiło to wrażenie. To z pewnością najlepsza para turnieju legend. Fajnie byłoby zagrać z nimi w finale - przyznaje z uśmiechem Radwańska.