Iga Świątek odetchnęła po ostatniej piłce. "Licznik wyzerowany"

Agnieszka Niedziałek
- Iga na trawie była chwilami zbyt zero-jedynkowa. Brakowało czegoś pośrodku - mówi Sport.pl Dawid Celt. Apeluje, aby odpadnięcie w 3. rundzie Wimbledonu nie przysłoniło dokonań Świątek z ostatnich miesięcy, a jednym z nich jest wygranie 37 meczów z rzędu. - Takie serie swoje ważą. Odniosłem wrażenie, że po ostatniej piłce Iga odetchnęła z ulgą. Ta porażka absolutnie niczego nie zmienia. Licznik wyzerowany, odpoczywamy i ze zdwojoną siłą atakujemy drugą część sezonu - podsumowuje.

W oczach wielu to miał być polski Wimbledon. W turnieju głównym w rywalizacji singlowej wystąpiło aż siedmioro krajowych tenisistów, co było wyrównaniem wielkoszlemowego rekordu sprzed ośmiu lat, również z Londynu. W 2014 roku były to cztery zawodniczki i trzech graczy, teraz zaprezentowało się dwóch zawodników i rekordowe pięć tenisistek. Na nadziejach się jednak skończyło, bowiem nikt z tej grupy nie dotarł do drugiego tygodnia rywalizacji. A największe pokładano w przedstawicielach światowej czołówki - Idze Świątek i Hubercie Hurkaczu. Ona jest liderką rankingu WTA, która do Londynu przyjechała z imponującą serią 37 wygranych meczów, on - będący dziesiątą rakietą świata - to półfinalista poprzedniej edycji, który ostatnio wygrał turniej ATP w Halle. Raszynianka odpadła jednak w trzeciej rundzie, a wrocławianin przegrał mecz otwarcia.

Zobacz wideo Tajemnica kortów Wimbledonu. Dlaczego tak bardzo różnią się od innych?

- To na pewno zawód dla wielu kibiców. Wielu widziało w drugim tygodniu przede wszystkim Huberta i Igę. Nie ukrywam, że ja też byłem w gronie tych, którzy liczyli na ich dobry występ. Przede wszystkim Igi, ale też Huberta, bo udowodnił wcześniej, że potrafi grać dobrze na trawie. Wygrał turniej w Halle, ale przemawiało za tym w sumie kilka rzeczy. Taki jest jednak sport, taki jest tenis. Każdy mecz, każdy dzień i każda nawierzchnia to inna historia. Co do Igi, to od początku było widać, że ten turniej się jej nie układa, że są problemy, że się męczy. Że próbuje się z tą trawą zaprzyjaźnić, ale nie jest to to, co było na ziemi i betonie - podkreśla Dawid Celt.

Ogólny progres kontra przeciwności

Świątek od kilku lat powtarza, że nie czuje się jeszcze pewnie na kortach trawiastych. Przed tegorocznym Wimbledonem miała do podjęcia trudną decyzję. Wspomniana seria zwycięstw spowodowała bowiem, że ostatnie miesiące były dla niej bardzo intensywne i ostatecznie postawiła na odpoczynek po Roland Garros. W efekcie tego nie zagrała jednak żadnego meczu na trawie przed wielkoszlemowym występem w Londynie.

- Brak przetarcia to teraz tylko gdybanie. Iga wraz ze sztabem najlepiej wiedziała, w jakiej jest dyspozycji psychofizycznej, czego potrzebuje i trzeba temu zaufać. Sądzę, że za bardzo utrwaliła sobie sama przekonanie, że na tej trawie nie może i nie umie grać, że jej nie czuje. Fakt, że przy jej uwarunkowaniach - nazwijmy to fizyczno-technicznych - mocne obniżenie punktu uderzenia piłki powoduje, że nie do końca jest w stanie prezentować styl, który pokazuje na ziemi czy na kortach twardych. Tutaj próbowała, ale były problemy z timingiem, stąd dużo niewymuszonych błędów - analizuje kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Billie Jean King.

Jak dodaje, istotna jest też różnica w poruszaniu się na takim korcie w porównaniu z "mączką", na której wcześniej rywalizowała Polka i która jest jej ulubioną nawierzchnią. 

- Jeśli nie czujesz się stabilnie na nogach, to cała gra się nie układa i uderzenia nie są takie, jak byśmy chcieli. A wiem, że Iga nie czuje się stabilnie na trawiastym podłożu - wskazuje.

Przyznaje jednak, że z uwagi na progres, jaki Świątek zrobiła w ostatnim roku - w sferze tenisowej i mentalnej - wierzył, iż przełoży się to też na poprawę jej gry na nielubianej zbytnio trawie. 

- Brałem również pod uwagę to, że konkurencja jest obecnie jaka jest, czyli dosyć chwiejna. Uwzględniając to wszystko – zdając sobie oczywiście też sprawę z niedoskonałości, które się uwypuklają u Igi na trawie – liczyłem, że będzie jednak w stanie powalczyć o dobry wynik. Tak się nie stało - kwituje.

Seria, która swoje waży i porażka, która niczego nie zmienia

21-latka w każdym z trzech rozegranych meczów tegorocznego Wimbledonu miała większe lub mniejsze kłopoty. O ile jednak w dwóch pierwszych rundach udało jej się jeszcze wyjść z opresji, to w trzeciej - po dużej liczbie niewymuszonych błędów - przegrała z Alize Cornet 4:6, 2:6.

- W moim odczuciu ta porażka absolutnie niczego jednak nie zmienia. Iga jest młodą tenisistką i będzie się tej trawy uczyć. Choć sezon na takich kortach jest bardzo krótki, więc tak naprawdę nie ma zbytnio nawet czasu na tę naukę. Ale wszystko przed nią. Liczę, że w kolejnych latach gra na tej nawierzchni się u niej trochę poprawi i będzie walczyć dalej. Jest bardzo utalentowana i za to, co osiągnęła w ostatnim czasie, należy się jej ogromny szacunek - podkreśla Celt, który dotarł do Londynu z żoną Agnieszką Radwańską pod koniec ubiegłego tygodnia.

Seria zwycięstw raszynianki, najlepsza w XXI wieku, rozpoczęła się w drugiej połowie lutego na kortach twardych. Kontynuowana była na ziemi, a ostatnie zaliczane do niej dwa zwycięstwa zanotowała na londyńskiej trawie.

- Z tymi seriami jest tak, że one kiedyś się kończą, ale też swoje ważą. Było to widać w sobotę. Odniosłem trochę wrażenie, że Iga po ostatniej piłce odetchnęła z ulgą. Licznik wyzerowany, odpoczywamy i potem ze zdwojoną siłą atakujemy drugą część sezonu - podsumowuje ekspert.

Świątek męczyła się w każdy z trzech meczów tegorocznego Wimbledonu, ale najwięcej prostych błędów popełniła w trzeciej rundzie. Zdaniem Celta przyczyniły się do tego zarówno coraz większa nerwowość pierwszej rakiety świata, jak i poziom prezentowany przez Cornet.

- Myślę, że pewne rzeczy się nawarstwiały. Iga sama powiedziała po meczu, że jej się nie układało. A jak się nie układało już w pierwszych rundach, to ciężko, by się ułożyło z najmocniejszą rywalką. Między Alize a dwiema wcześniejszymi przeciwniczkami jest duża różnica. Francuzka jest bardzo doświadczona, wygrywała z wieloma utytułowanymi zawodniczkami. Na niej wielkie nazwiska nie robią wrażenia. Potrafi grać i fajnie się bronić, ma bardzo plastyczne ręce. To wszystko jest potrzebne na trawie i to było widać w sobotę. Nie jest wybitną zawodniczką, jeśli chodzi o korty trawiaste, ale radzi sobie na nich. Zagrała naprawdę dobry mecz i nie odpuściła nawet na chwilę - analizuje.

"Od tego momentu Iga zgasła"

Świątek pojedynek zaczęła od przegrania trzech gemów z rzędu. Nadzieję dało jednak to, że w drugiej części seta odrobiła nieco strat, a w drugim to ona na początku grała pierwsze skrzypce.

- Był taki moment, kiedy mogła odwrócić losy tego meczu, przynajmniej na jakiś czas. Tak było przy wyniku 2:0 i 40:15 w drugim secie. Nie wykorzystała tego i od tego momentu zgasła - wspomina ekspert.

21-latka, odkąd zimą zaczęła współpracę z Tomaszem Wiktorowskim, stawia na agresywny styl gry. Po porażce z Cornet stwierdziła, że nie przynosił jej korzyści w Londynie.

- Na trawie była chwilami zbyt zero-jedynkowa i było to dobrze widać w sobotę. Grała albo z pełną mocą, albo krótkim crossem, a brakowało czegoś pośrodku. W momentach, kiedy piłka odbija się nisko, nie możesz grać na pełen gwizdek. Iga lubi iść do przodu, wejść na piłkę wznoszącą, a na trawie o takie jest trudniej. Musisz dopasować się do kozła, utrzymać piłkę w korcie i poczekać na moment, w którym ona się trochę wyżej odbije. Zwłaszcza z taką Cornet, która z forhendu gra z większą rotacją. Piłka zagrana przez nią mimo wszystko odbija się trochę wyżej, więc można tam szukać tego, czego Iga potrzebuje - wskazuje kapitan polskiej kadry.

Czekanie z nadzieją na korty twarde

Powtórnie zaznacza też, że ostatnia porażka Świątek nie powinna przysłonić szerszej perspektywy.

- Iga nadal na ten moment jest daleko przed całą resztą. A co przyniesie przyszłość, zobaczymy. Teraz będzie granie na kortach twardych do końca roku i myślę, że na nich będzie bardzo mocna - ocenia.

Świątek nie powtórzyła najlepszego wyniku w karierze z londyńskiej imprezy. W poprzednim sezonie dwukrotna triumfatorka Roland Garros dotarła tam do 1/8 finału. Życiowe sukcesy odniosły zaś teraz Magdalena Fręch, Maja Chwalińska i Katarzyna Kawa. Pierwsza z tej trójki po raz pierwszy wystąpiła w trzeciej rundzie wielkoszlemowych zmagań, a dwie pozostałe dotarły do drugiej. W przypadku Chwalińskiej był to debiut w głównej drabince turnieju tej rangi, a Kawa zaprezentowała się w niej po raz drugi.

- Bardzo się cieszę, że dziewczyny zrobiły najlepsze wyniki w karierze. Magda pokonała Camilę Giorgi i zobaczyła, jak to jest zmierzyć się z dobrze grającą Simoną Halep. W trzeciej rundzie załapała się na grę w pewnym momencie, ale to było za mało. Trochę słabiej serwowała, za mało ryzykowała i za mało wywierała presję, czekając na błędy Rumunki. Ale generalnie występ oceniam na duży plus. Wszystkim trzem dziewczynom należą się brawa - podsumowuje Celt.

Więcej o: