Przeszła przez eliminacje i zakwalifikowała się do głównej drabinki. Już w pierwszym secie pierwszego meczu w Wimbledonie Maja Chwalińska (170. WTA) pokonała Katerinę Siniakovą (79. WTA) aż 6:0. W drugiej części wygrała 7:5 i dostałą się do kolejnej rundy. W niej 20-latka trafiła na Alison Riske (37. WTA). Zaczęło się dobrze, bo od wygranej 6:3, ale potem Amerykanka dała Polce lekcję tenisa, pokonując ją 6:1, 6:0.
Chwalińska pożegnała się z Wimbledonem, ale i tak wyniosła z niego bardzo dużo doświadczenia, które ma nadzieję, zapunktuje w przyszłości. - Po raz pierwszy w karierze wygrałam z dziewczyną z Top 100 i ugrałam seta z inną, w okolicach trzydziestki rankingu. To jest dobre doświadczenie, które pokazało, że mam już odpowiedni tenis, by z nimi rywalizować, ale potrzebuję jeszcze więcej takich meczów i przygotowania fizycznego. I małymi krokami do przodu - powiedziała 20-latka w rozmowie z Interią Sport.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
- Wygrałam swój pierwszy mecz w turnieju głównym Wielkiego Szlema. Mam nadzieję, że to dopiero początek, krok w przód w rozwoju mojej kariery, ale tylko początek - dodała jeszcze 20-latka.
Niestety sportowa rywalizacja ma też drugie oblicze, które nie bywa zbyt przyjemne. Maja Chwalińska doświadczyła tego podczas finału eliminacji do drabinki głównej Wimbledonu. "To popieprzone. Żałosna osoba" - krzyczała na korcie Coco Vandeweghe, którą Polka pokonała 3:6, 6:3, 6:4.
- Usłyszałam tylko pierwszą część jej wypowiedzi, tej mniej "słabej". Aczkolwiek nie lubię bardzo takich sytuacji i pamiętam, że byłam bardzo roztrzęsiona podczas następnej piłki, zepsułam jakiś bardzo łatwy return po jej drugim serwisie, bo miałam łzy w oczach. Na szczęście szybko się z tego otrząsnęłam. Z drugiej strony - choć jesteśmy totalnym kontrastem z Coco jeżeli chodzi o zachowania na korcie - wiem, że nie mogę tego brać osobiście. Z tego co wiem, Coco pochodzi z takiej rodziny, jej dziadek grał w NBA, więc może lubi takie show na korcie. Nie jest to może zbyt kulturalne, ale nie mam jej tego za złe, a po meczu podałyśmy sobie ręce, czym byłam zaskoczona - opowiadała tenisistka.
Teraz Chwalińska wróci do Polski. Zagra w WTA w Warszawie, a wcześniej być może na mistrzostwach Polski w Bytomiu.