• Link został skopiowany

Zawiedziona Curenko zawiesza głos. "Myślałam, że mam wielu przyjaciół w tourze"

- Przed Indian Wells zastanawiałam się, czy powinnam zostać w tourze i próbować grać, czy wrócić do kraju i pomagać jako wolontariuszka - wspomina Ukrainka Łesia Curenko po awansie do trzeciej rundy Wimbledonu. Tenisistka wspomina też o wizycie na granicy z Polską, która zrobiła na niej ogromne wrażenie. - Widziałam setki, tysiące zagubionych ludzi, którzy całe życie mają spakowane do dwóch toreb - opowiada. A Magdalenę Fręch chwali za stałe zainteresowanie losem jej i jej ojczyzny.
Fot. Kirsty Wigglesworth / AP

Tegoroczny Wimbledon zapisze się w historii jako ten, w którym decyzją organizatorów zabrakło Rosjan i Białorusinów. Ci postanowili tak w związku z atakiem zbrojnym Rosji na Ukrainę. Szczególne znaczenie mają więc mecze z udziałem ukraińskich tenisistów w tegorocznej londyńskiej imprezie. W drugiej rundzie kobiecego singla doszło zaś do pojedynku dwóch zawodniczek z tego kraju. Zakończył się niespodziewanym wynikiem - zajmująca 101. miejsce w rankingu WTA Łesia Curenko odrobiła straty i pokonała 34. w tym zestawieniu Anżelinę Kalininę 3:6, 6:4, 6:3. Przebieg i wynik spotkania był jednak w tym wypadku dla wielu osób sprawą drugorzędną i konferencję pomeczową ze zwyciężczynią zdominował temat wojny oraz reakcji na nią. 

Zobacz wideo Tajemnica kortów Wimbledonu. Dlaczego tak bardzo różnią się od innych?

Kłamstwa rosyjskiej propagandy i wyrzuty sumienia

Wimbledon słynie z przywiązywania dużej wagi do tradycji. Jedną z nich są biało stroje, w których występują zawodnicy. Nie wolno im mieć żadnych kolorowych elementów. Podczas meczu Curenko z Kalininą odstąpiono jednak od tego i tenisistki mogły wystąpić z przypiętymi do strojów wstążeczkami w kolorze ukraińskiej flagi.

- Spytałam wcześniej, czy możemy mieć takie wstążki i pozwolono nam - wyjaśnia krótko zwyciężczyni tego pojedynku.

Następnie zaś opowiada o dramacie, który rozgrywa się od czterech miesięcy w jej ojczyźnie. Nawiązuje m.in. do niedawnego ataku Rosjan na centrum handlowe w Krzemieńczuku. Wytyka też kłamstwa agresorowi.

- To po prostu okropne, co się dzieje teraz na Ukrainie. Akty terroru, zginęło wielu cywili. Bardzo bolesne jest dla mnie, kiedy widzę jak rosyjska propaganda twierdzi np. że centrum handlowe w Krzemieńczuku było zamknięte. To kłamstwo. Mój trener przygotowania fizycznego jest z tego miasta. Jego teściowa pracuje w tym centrum i miała szczęście, że tego dnia miała wolne. On i jego ojciec byli w pobliżu. Odłamek trafił go w głowę. Jego ojciec przewrócił się pod wpływem fali powietrza - relacjonuje 33-letnia tenisistka.

Jednocześnie przyznaje, że ma wyrzuty sumienia dotyczące sytuacji w jej ojczyźnie, gdy sama jest z dala od niej.

- Czuję się strasznie, czuję się bardzo winna i mam wrażenie, że nic nie mogę zrobić. Mogę jedynie nadal grać i - jak już mówiłam - będę przekazywać 10 procent moich nagród finansowych na pomoc - przypomina.

Dopytywana, skąd u niej akurat takie odczucia skoro wielu jej rodaków opuściło kraj po wybuchu wojny, wyznaje, że w marcu rozmyślała, co dalej robić.

- Przed Indian Wells zastanawiałam się, czy powinnam zostać w tourze i próbować grać, czy wrócić do kraju i pomagać jako wolontariuszka. Wiele o tym myślałam. Rozmawiałam z przyjaciółmi. Mówili: Daj spokój, jesteś kobietą. Możesz nadal grać i np. przekazać pieniądze. Wiele już przekazałam i będę nadal to robić. Czasem pomagam w ten sposób przypadkowym osobom, czasem takim, które znam, a które są na froncie. Dzięki temu czuję się lepiej. Mam poczucie, że coś robię, nie ma we mnie już takiej winy, ale wciąż jest ból - podsumowuje.

"10 dolarów to 10 butelek wody dla ludzi, którzy nie mają jej od kilku miesięcy"

Curenko, która w 2019 roku, była 23. tenisistką świata, wyjaśnia też, że w jej przypadku to już drugie doświadczenie z atakiem zbrojnym Rosjan.

- Moja rodzina mieszkała w Gruzji. W Sylwestra w 1992 roku uciekliśmy z powodu wojny. Agresorem była Rosja. To więc drugi raz, kiedy na los mojej rodziny wpływ miały władze Rosji. Uciekliśmy z Gruzji, gdy miałam cztery lata. To powinno się skończyć - apeluje tenisistka.

Jednocześnie zachęca każdego, by pomagał w miarę możliwości. I podkreśla, że liczy się każdy, nawet teoretycznie niewielki gest.

- Jeśli jest coś, co każda osoba na świecie może zrobić, to uważam, że powinna to zrobić. To nieprawda, że 10 dolarów nic nie znaczy. To znaczy bardzo wiele. W głównym mieście mojego regionu już od kilku miesięcy ludzie nie mają wody. Więc jeśli myślicie, że 10 dolarów to nic, to pamiętajcie, że to 10 butelek wody dla nich - argumentuje.

Wraca też wspomnieniami do wizyty na granicy polsko-ukraińskiej. Była na niej w marcu, gdy odbierała samochód, który był jej potrzebny do przeprowadzi. Obecnie poza wyjazdami na turnieje przebywa we Włoszech, gdzie ma bazę treningową.

- Byłam na granicy z Polską i widziałam setki, tysiące ludzi. Nie wiedzą, gdzie się udać. Całe życie mają spakowane do dwóch toreb. Mają dzieci, dziadków ze sobą, czasem niepełnosprawnych. I są zagubieni - wylicza pełna emocji.

Wymowna cisza

Ukrainka opowiada także o wsparciu, które otrzymują jej rodacy od osób z różnych krajów. O jednej z nich dowiedziała się przypadkowo podczas podróży w Londynie.

- Naszym kierowcą w drodze z hotelu na korty była kobieta, która przyjęła do swojego domu dwie osoby z Ukrainy. Taka pomoc jest niesamowita - podkreśla.

Doświadczona zawodniczka odnosi się także do zasadności karania rosyjskich sportowców za działania władz ich kraju. Zgadza się z decyzją organizatorów Wimbledonu. Uważa to za krok, który powinni wykonać też wszyscy inni.

- Sankcje wynikają z jakiegoś powodu. Sportowcy są wykluczani z jakiegoś powodu. Rosja powinna się zatrzymać. Taka jest moja opinia. Przykro mi z powodu Ukrainy czy Gruzji. To nie tak, że nie czuję żalu w przypadku innych konfliktów na świecie. Po prostu uważam, że Rosja posunęła się za daleko. To za dużo. Powinni zostać powstrzymani w każdy możliwy sposób - zaznacza stanowczo.

Odnosi się również do zachowania tenisistów i tenisistek z Rosji oraz Białorusi. Wytyka, że większość w żaden sposób nie opowiedziała się przeciwko wojnie.

- Byłabym pierwszą osobą, która powie: "Nie, nie powinno się ich wykluczać". Ale jak mówiłam już wcześniej, usłyszałam tylko od jednej osoby z Białorusi "Przepraszam, myliłam się poprzednio" i od jednej z Rosji, która w osobistej rozmowie powiedziała mi, że jest przeciwko wojnie. Dwie osoby. Nie słyszałam nic od całej reszty. Dla mnie ta cisza jest wymowna. Myślałam, że mam wielu przyjaciół w tourze, zwłaszcza z Rosji i Białorusi... - zawiesza głos Curenko.

Wspomina też przy tej okazji o przykładzie troski i zainteresowania. A to - jak się okazuje - stale przejawia w rozmowach z nią Magdalena Fręch.

- Zawsze pyta, jak się miewam i co się obecnie dzieje na Ukrainie - wskazuje pochodząca z Włodzimierzca tenisistka.

Więcej o: