Amerykańskie Stowarzyszenie Tenisowe (USTA) - organizator US Open - ogłosiło, że dopuści Rosjan i Białorusinów do tegorocznego turnieju w Nowym Jorku. - To straszne okrucieństwo ciąży nad nami - powiedział Lew Sherr, szef USTA, cytowany przez „New York Times", opisując wojnę na Ukrainie. Dodał, że wraz z działaczami zdecydowali jednak „nie pociągać poszczególnych sportowców do odpowiedzialności za decyzje ich rządów".
Decyzja Amerykanów oznacza, że rozpoczynający się 27 czerwca Wimbledon pozostaje jedynym turniejem tenisowym na świecie, który do tej pory zdecydował się wykluczyć tenisistów z Rosji i Białorusi. Anglicy zostali sami, są z wielu stron atakowani. Ich postawę krytykują największe sławy jak Novak Djoković czy Billie Jean King. Władze tenisa (ATP, WTA) zdecydowały się ukarać Wimbledon, pozbawiając zawodników punktów za tegoroczne występy w Londynie.
Sherr zdradził, że w ostatnich tygodniach prowadził rozmowy z przedstawicielami Wimbledonu, Roland Garros i Australian Open. - To jasne dla nas, że mamy do czynienia z wyjątkowymi okolicznościami. Poparliśmy decyzję Wimbledonu, biorąc pod uwagę ich okoliczności. Rząd brytyjski wspierał wykluczenie Rosjan. Jednak w naszym przypadku okoliczności są inne - tłumaczył szefa USTA. Niedawno zakończony w Paryżu turniej Roland Garros również dopuścił do gry Rosjan i Białorusinów.
US Open rusza 29 sierpnia. Jedyny warunek postawiony przed zawodnikami z Rosji i Białorusi to neutralność. Nie będą mogli w Nowym Jorku korzystać z flag państwowych. To żadna zmiana, bo na ten sam ruch zdecydowały się wcześniej WTA i ATP.
Sherr przyznał, że odebranie punktów za występy na Wimbledonie przez władze tenisa to „decyzja nieproporcjonalna". Podkreślił, że USTA nie otrzymała żadnych wytycznych ze strony amerykańskiego rządu w sprawie udziału zawodników w US Open. Czy na tym mają polegać owe „inne okoliczności", że politycy w Wielkiej Brytanii naciskali na wykluczenie Rosjan z Wimbledonu, a władze amerykańskie w analogicznej sytuacji zostawiły decyzję wyłącznie organizatorom US Open?
- To przerażająca sytuacja dla wszystkich przebywających na Ukrainie. Atak na nich to niesprawiedliwa i niczym niesprowokowana inwazja - mówił szef amerykańskiego tenisa. Zapowiedział, że władze US Open wykorzystają organizację tegorocznego turnieju w Nowym Jorku do zbierania funduszy na pomoc humanitarną na Ukrainie i „zademonstrowania naszego wsparcia dla narodu ukraińskiego".
Decyzja US Open oznacza, że nowy lider rankingu ATP Danił Miedwiediew będzie mógł przylecieć do Nowego Jorku bronić tytułu wywalczonego w poprzednim sezonie. Rosjanin pokonał w zeszłym roku w finale Novaka Djokovicia, przez co Serb nie zdobył tzw. Wielkiego Szlema (nie wygrał wszystkich czterech turniejów wielkoszlemowych w jednym roku). W Nowym Jorku będą mogli zagrać także m.in. rodak Miedwiediewa Andrej Rublow czy Białorusinki Aryna Sabalenka i Wiktoria Azarenka.
W gorszej sytuacji od Miedwiediewa czy Rublowa jest obecnie Novak Djoković. Serb wciąż nie może być pewny występu w tegorocznym US Open. Nie zdecydował się zaszczepić przeciwko COVID-19. Amerykanie znieśli wymóg testu przed przylotem do ich kraju, ale nadal wymagają pełnego zaszczepienia. Z tego powodu Djoković nie grał wiosną w turniejach Masters w Miami i Indian Wells. Szef USTA zapewnił, że nie będzie ubiegać się o zwolnienie dla niezaszczepionych tenisistów, by mogli wystąpić w US Open.
Miedwiediew, Rublow i inni rywalizowali już w Stanach Zjednoczonych po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę (choćby we wspomnianych imprezach w Miami i Indian Wells). Amerykanie dopuszczają rosyjskie gwiazdy sportu także w innych dyscyplinach. W NHL nadal występuje np. hokeista Aleksander Owieczkin.
Decyzja US Open to kolejny dowód braku solidarności świata tenisa z Ukraińcami. Podczas Roland Garros Ukrainka Łesia Curenko ze łzami w oczach mówiła na konferencji prasowej: „Nie dostaję wsparcia dla Ukrainy. Podeszło do mnie może czterech zawodników. Widzę, że w świecie tenisa ludzie nie rozumieją, co się dzieje". Podobnie brzmiał deblista Denis Mołczanow w rozmowie ze Sport.pl: Zapraszam władze tenisa do mojego domu trzy kilometry od Buczy i Irpienia. Może wtedy zrozumieją, co się dzieje".