Iga Świątek jest niesamowita! W niedzielnym finale w Rzymie pokonała Tunezyjkę Ons Jabeur 6:2, 6:2. Tuż po meczu rzuciła rakietę, padła na kort i zaczęła płakać. Przez dłuższą chwilę nie mogła przestać, a gdy w końcu podniosła się z ziemi podeszła do swojego teamu, wyściskać się z nimi. Na jej twarzy nadal widać było łzy.
Tak emocjonalnej reakcji ze strony naszej tenisistki nie widzieliśmy od zeszłorocznych igrzysk olimpijskich. Wtedy jednak Polka płakała po porażce z Paulą Badosą, czuła wielkie rozczarowanie. Teraz są to łzy szczęścia. Dzięki zwycięstwu nad Jabeur Świątek przedłużyła serię wygranych spotkań do 28. z rzędu. To jej piąty tytuł w tym roku.
Tuż po zakończeniu kariery przez Ash Barty pojawiały się głosy, czy 20-latka z Polski w pełni zasłużenie obejmuje prowadzenie w rankingu. Dziś takich wątpliwości nie ma już nikt. Iga Świątek dostała skrzydeł po zostaniu światową "jedynką". Gra tak, jak jeszcze nigdy w karierze. Jest zdecydowaną faworytką do triumfu w rozpoczynającym się w przyszłym tygodniu w Roland Garros. To oczywiście tylko sport, ale w tym momencie każdy inny wynik niż wygrana Polki w Paryżu będzie oceniany w kategoriach nie niespodzianki, a nawet sensacji.
Skala dominacji Świątek w ostatnich tygodniach jest niesamowita. Rywalki boją się wychodzić na kort, bo nawet będąc w życiowej formie jak Ons Jabeur niewiele są w stanie zdziałać. Tunezyjka przed finałem miała serię 10 wygranych z rzędu, triumfowała tydzień temu w Madrycie pod nieobecność 20-latki z Raszyna. W decydującym spotkaniu w Rzymie robiła co mogła, ale stać ją było na wygranie zaledwie czterech gemów.
Łzy z Rzymu i z Tokio dobrze pokazują przemianę, jaka zaszła w Idze Świątek. Polka jest starsza o rok, dużo bardziej dojrzała. Potrafi panować nad emocjami, a jeśli nawet są silne, jak we Włoszech, to wybuchają dopiero po zakończeniu spotkania. W poprzednim sezonie zdarzało jej się płakać jeszcze w trakcie pojedynków. Teraz podczas spotkań jest niezwykle skupiona na celu, jak skała nie do przebicia. Przez rok Świątek urosła mentalnie tak, jak nikt inny w kobiecej czołówce.
Podczas rozmowy z trenerem Tomaszem Wiktorowskim i psycholog Darią Abramowicz Polka rzuciła: "Mam drewno zamiast ręki". Następnie poszła przygotowywać się do ceremonii zakończenia imprezy. Prawdopodobnie czuje, jak wiele ostatnie sukcesy kosztowały ją fizycznie i psychicznie, ale w czasie spotkań kompletnie nie daje po sobie tego poznać.
Przed naszą tenisistką tydzień przerwy, a następnie Roland Garros. Impreza wyjątkowa, bo pierwszy raz w historii Iga Świątek będzie rozstawiona w imprezie wielkoszlemowej z numerem jeden. Oczy wszystkich kibiców, dziennikarzy i organizatorów będą skupione na niej. To kolejny egzamin przed nią. Wszystkie dotychczasowe w tym roku zdała celująco.