W zeszłym tygodniu nie odbył się żaden turniej rangi WTA. Ostatnie dni były zarezerwowane na rywalizację kadr narodowych w Billie Jean Cup. Iga Świątek walnie przyczyniła się do wygranej Polski nad Rumunią (4:0) w barażach w Radomiu. Liderka światowego rankingu najpierw wygrała 6:1, 6:0 z Mihaelą Buzarnescu (WTA 123.), a później nie oddała nawet gema w starciu z Andreą Prisacariu (WTA 324.).
Dominacją Polki zachwycali się radomscy kibice. Pod wrażeniem gry Świątek był też Horia Tecau – kapitan żeńskiej reprezentacji Rumunii. On mógł tylko patrzeć, jak pierwsza rakieta świata zmiata z kortu jego zawodniczki. Ale mimo tego docenił grę Igi.
- Iga mi imponuje – przyznał w rozmowie z WP Sportowe Fakty. - Obserwuję ją od pewnego czasu i widzę, jak poprawiła swoje poruszanie się po korcie, swój serwis, swoją grę w defensywie. W tym momencie praktycznie wszystko, co robi na korcie, jest na świetnym poziomie. Jako kapitan reprezentacji Rumunii przekonałem się, że prowadzenie zawodniczki w meczu przeciwko Świątek jest niezwykle trudne. Były momenty, w których czułem, że nie ma na nią żadnego sposobu. A Mihaela i Andrea wcale nie grały źle. Iga w każdej wymianie grała na 100 procent, nawet kiedy prowadziła 6:0, 4:0 i 30:0 w gemie, dochodziła do trudnych piłek i zdobywała z nich punkty, odgrywając piłkę głęboko do narożnika. Imponująca postawa. Jeśli chodzi o tenisistki, to nie wydaje mi się, żebym widział kogoś takiego, jak ona. Widzę w niej wytrwałość i determinację Nadala i Djokovicia. Tak jak oni, Iga w każdej wymianie gra tak, jakby to była piłka meczowa. Tak jak oni, jest bardzo mocno skupiona na meczu, waleczna, przykłada dużą wagę do detali.
Wyniki obu spotkań były raczej do przewidzenia. W końcu Świątek grała z tenisistkami z drugiej, a potem czwartej setki rankingu WTA. Dla najlepszej rakiety świata nie powinno to stanowić wyzwania. To było widać. W pewnym momencie meczu z Adreą Prisacariu Świątek, będąc przy siatce, zamiast potężnie smeczować, lekko odbiła piłkę za siatkę. Niektórzy mogli odnieść wrażenie, że Świątek wręcz lekceważy rywalkę. Inaczej jednak widział to Tecau.
- Dla mnie takie sztuczki są częścią gry. Jeśli ktoś je wykonuje, żeby zachwycić kibiców, dać im coś ekstra, to jak najbardziej je pochwalam. Co innego kiedy zagrywasz w ten sposób, a potem patrzysz na rywala i drwiąco uśmiechasz. To byłoby niegrzeczne. Jednak u Igi nie dostrzegłem złych zamiarów. Chciała zdobyć punkt, a przy okazji dać publiczności jakieś wyraziste wspomnienie z meczu. Sam biłem jej brawo po tym zagraniu – przyznał Rumun.
Niezależnie od tego, czy było to lekceważące zagranie czy też nie, to Andreą Prisacariu miała prawo czuć się źle. Była demolowana na korcie i mimo tego, że dawała z siebie wszystko, to nie potrafiła wygrać choćby gema.
Andrea stanęła przed niesamowicie trudnym zadaniem. Bardzo chciała pokazać się z dobrej strony, dać dobre widowisko. Takie, z którego zadowoleni będą kibice, rumuński zespół i ona sama. Nie była w stanie nawiązać walki z Igą, więc czuła się okropnie. – przyznał Rumun.
- W takich chwilach nie rozmawia się z zawodniczką o taktyce. Powiedziałem jej, żeby robiła swoje, grała taki tenis, jaki lubi grać i cieszyła się chwilą - swoim debiutem w drużynie narodowej, i to przeciwko pierwszej rakiecie świata. Tak, żeby schodząc z kortu czuła, że dała z siebie wszystko, dobrze się bawiła i na długo zapamiętała ten dzień – zdradził.
Horia Tecau był swego czasu jednym z najlepszych deblistów na świecie. W grze podwójnej wygrał dwa turnieje wielkoszlemowe: Wimbledon 2015 i US Open 2017. W grze mieszanej triumfował w Australian Open 2012 razem ze znaną polskim kibicom z występów z Igą Świątek Bethanie Mattek-Sands. W 2016 roku zdobył również srebro na igrzyskach olimpijskich.