Irina-Camelia Begu wystraszyła się Igi Świątek – taką wersję można było usłyszeć tuż przed godziną 11, gdy okazało się, że w sobotę w Radomiu nie dojdzie do pojedynku liderek ekip Polski i Rumunii. Czy rzeczywiście zawodniczka, która w trzeciej rundzie ubiegłorocznego Wimbledonu urwała Polce tylko gema, wolała uniknąć kolejnej deklasacji, czy może odczuwała jeszcze skutki długiego piątkowego meczu z Magdą Linette – nie wiadomo. Wydaje się jednak, że niezależnie od tego, kto stanąłby po drugiej stronie kortu, to niewiele by to zmieniło dla przebiegu rywalizacji.
Andreea Prisacariu odesłana na "rowerze"
Świątek bowiem wciąż jest na fali, która rozpoczęła się w drugiej połowie lutego. Od tego czasu w ciągu sześciu tygodni triumfowała w trzech turniejach WTA 1000 i do 17 wyśrubowała serię wygranych meczów. W Radomiu dołożyła do kolekcji dwa kolejne, w których łącznie straciła jednego gema.
Begu w sobotę została zastąpiona przez Prisacariu. 22-letnia tenisistka jest 324. rakietą świata i tym pojedynkiem zadebiutowała w drużynie narodowej. Podczas czwartkowej konferencji zapewniła, że w spokojnym Radomiu podoba się jej tak bardzo, iż w wieku 60 lat zamierza się przeprowadzić do tego miasta. Dzień później w przerwie między spotkaniami z udziałem jej koleżanek z kadry jadła pod halą na stojąco. Gdy przyszło się jej zmierzyć po raz pierwszy w karierze ze Świątek, to zapisała na swoim koncie łącznie 21 punktów.
Świątek w piątek w rozmowie z dziennikarzami zaznaczyła, że ma świadomość, iż tenis to nie tylko walka na korcie, ale i rozrywka. Nie zapomniała o tym następnego dnia. W pierwszym secie zaimponowała, biegając podczas dłuższej wymiany po całym korcie. W drugim rozbawiła publiczność, gdy mając otwarty kort i przymierzając się do uderzenia jakby zmieniła zdanie w ostatnim momencie i odbiła od dołu piłkę. Andreeę Prisacariu, która jest 14. rakietą Rumunii w singlu, odesłała na popularnym w tenisowym żargonie "rowerze".
Turniej finałowy czeka
Polki były zdecydowanymi faworytkami meczu z Rumunkami, gdy okazało się, że te przystąpią do niego w bardzo osłabionym składzie. Zabrakło w nim przede wszystkim słynnej Simony Halep. Zdobywczyni dwóch tytułów wielkoszlemowych i była liderka rankingu WTA zrezygnowała z występu z powodu kontuzji pod koniec marca. Wśród nieobecnych są także dwie kolejne z najlepszych singlistek z tego kraju - Sorana Cirstea (24.) i Elena-Gabriela Ruse (56.)
Ze względu na to, że losy rywalizacji i awansu są już rozstrzygnięte, to kapitanowie Polski i Rumunii uzgodnili, że nie odbędzie się drugi z zaplanowanych na sobotę pojedynek singlowy i w planie gier zostało jedynie spotkanie deblowe.
Turniej finałowy Pucharu Billie Jean King z udziałem 12 drużyn, w tym biało-czerwonych, zaplanowany jest w dniach 8-13 listopada. Nie wybrano jeszcze gospodarza, ale jeśli będzie to kraj, który jest wśród zakwalifikowanych, to tzw. dzika karta trafi do najwyżej sklasyfikowanej ekipy spośród przegranych w barażach.