Piotr Woźniacki przestrzega Igę Świątek: Trzeba mieć czas, żeby popatrzeć w lustro

Łukasz Jachimiak
- Wiele dziewczyn wychodząc na mecz z Igą, założy pampersa. Pamiętam, jak to było, gdy liderką rankingu była Karolina - mówi w rozmowie ze Sport.pl Piotr Woźniacki. - Będąc na szczycie, trzeba mieć czas, żeby popatrzeć w lustro - zastrzega jednocześnie ojciec i były trener byłej numer 1 światowego tenisa.

Iga Świątek lada dzień wróci do gry po ostatnich wielkich sukcesach. Niespełna 21-letnia Polka wygrała trzy wielkie turnieje z rzędu - w Dausze, Indian Wells i Miami. Awansowała na pierwsze miejsce w rankingu WTA.

Zobacz wideo Iga Świątek reaguje na pozycję liderki rankingu WTA

W tym roku Iga jest zdecydowanie najlepszą tenisistką świata. Właśnie cieszy się serią 17 wygranych meczów. Jej kolejny występ już w zaplanowanym na piątek i sobotę meczu Polska - Rumunia w Radomiu, w ramach Billie Jean King Cup. Później Świątek wyjedzie na turnieje na mączce, by przygotować się do ruszającego 22 maja Roland Garros.

 

Łukasz Jachimiak: Iga Świątek to pierwsza polska liderka rankingu WTA w historii, ale pierwszą tenisistką z polskimi korzeniami na pierwszym miejscu na świecie była pana córka. Czego powinna się spodziewać Iga w nowej roli?

Piotr Woźniacki: Iga wchodzi w nową fazę życia. Jako liderka rankingu staje się twarzą tenisa, jest coraz bardziej rozpoznawalna na całym świecie. Bardzo ważne jest też to, że Iga funkcjonuje w sporcie, w którym kobiety mają najlepszą możliwość zarobienia wielkich pieniędzy. Tu prestiż jest taki sam jak u mężczyzn. Iga weszła w taki okres swojego życia, że teraz musi się sprawdzić nie tylko ona, ale też muszą to zrobić wszyscy, którzy jej pomagają. Myślę o teamie menedżerskim, o trenerze, o rodzinie. Iga została królową w ulu i musi pokazywać, że rządzi, a jej pszczoły muszą jej bronić. Bo na pewno znajdą się takie pszczoły, które będą chciały Igę zaatakować.

Iga jest gotowa, żeby się obronić?

- Myślę, że Iga ma świetny czas. Uważam, że mentalnie zdecydowanie dorosła do bycia numerem 1. Sezon wstecz miewała problemy. Jest ambitną dziewczyną i czasami pewne rzeczy może ją przerastały - nie zawsze umiała przegrać, reagowała na to mocno. Ale dziś jest bardzo silna. Życzę jej, żeby wygrała wszystkie mecze w tym roku. To oczywiście raczej nierealne. Zwłaszcza że każdy trener rozkłada jej grę na czynniki pierwsze i szuka dla swojej zawodniczki sposobu na pokonanie Igi. Ale Iga musi mieć świadomość, jak jest mocna. Prawda jest taka, że wiele dziewczyn wychodząc na mecz z Igą, założy pampersa. Ze strachu. Pamiętam, jak to było, gdy liderką rankingu była Karolina. Naprawdę część rywalek oddawała mecze bez walki. Trzeba takie wystraszone przeciwniczki ogrywać, a z podejmującymi walkę mocno walczyć. I będąc na szczycie, trzeba mieć czas, żeby popatrzeć w lustro.

Po co?

- Żeby się do siebie pouśmiechać. Bardzo niewiele tenisistek ma zaszczyt być numerem 1. Iga jest najlepsza na świecie i powinna czerpać z tego radość. Zasłużyła!

Jak bardzo zmienia się życie tenisistki i jej najbliższego otoczenia po tym, jak zostaje numerem 1?

- Karolina też bardzo szybko została numerem 1 [w wieku 20 lat i 93 dni - to siódma najmłodsza w historii liderka. Iga Świątek jest w tym zestawieniu 10. - na pierwsze miejsce awansowała mając 20 lat i 309 dni - red.]. I bardzo szybko się przekonaliśmy, że kiedy jesteś na szczycie piramidy, to z jednej strony jesteś nietykalny, ale z drugiej strony masz mnóstwo obowiązków. Musisz cały czas dbać o fundament, o podstawę piramidy. To jest moment, w którym ogrom pracy trzeba zrzucić na tę podstawę. Każdy turniej, każdy trening Igi będzie się teraz cieszył dużym zainteresowaniem dziennikarzy i kibiców. Trzeba jak najszybciej zdać sobie sprawę z tego, że to naturalne. I ludzie z otoczenia Igi muszą pomóc jej na to odpowiedzieć. Trudno jest od razu poskładać wszystkie elementy w piękną mozaikę.

Pamiętam, jak to było z nami. Cieszyliśmy się. Bardzo. Ale też przez jakiś czas chcieliśmy zjeść cukierka i mieć cukierka. Nie da się. Iga weszła na szczyt, jest wyżej od wszystkich, więc właśnie ją wszyscy oglądają. Iga budzi tym większe zainteresowanie, że osiągnęła to świetną grą i znakomitymi wynikami. Może ktoś tam mówi, że Ashleigh Barty zrezygnowała z tenisa i Iga na tym skorzystała. Ale czy ci ludzie potrafią przypomnieć, kto ostatnio przed Igą wygrał trzy wielkie turnieje z rzędu? Ja kogoś takiego nie pamiętam. Iga na numer 1 zasłużyła. Nie ma dyskusji. Chociaż oczywiście dyskutujący zawsze byli, są i będą. Jak Karolina wygrała Indian Wells, to też usłyszeliśmy: "A, bo Serena Williams nie grała". A to nasza wina, że Serena i Venus bojkotowały ten turniej? Odpowiadałem wtedy: "No tak, nie grała Serena i jeszcze Steffi Graf nie było". Nie lubię takiego szukania problemu. Sytuacja jest prosta: otwieramy ranking, patrzymy, że Iga Świątek to numer 1, i dziękuję, zamykamy dyskusję.

Spodziewa się pan, że Iga będzie numerem 1 przez długi czas?

- Tomasz Wiktorowski, który jest jej trenerem, ma już duże doświadczenie. Jesteśmy kolegami, wiele razy rozmawialiśmy, przegadywaliśmy wiele godzin i wiele dni. On z Agą Radwańską przeszedł mnóstwo różnych sytuacji w światowej czołówce, więc ma z czego czerpać. Życzę jemu i Idze, żeby jak najdłużej robili takie wyniki jak teraz. Są w stanie. A ja się bardzo cieszę, że znów ktoś od nas jest na szczycie.

Iga ma trenera Wiktorowskiego, ma psycholog Darię Abramowicz, ma menedżerkę zajmującą się sponsorami, menedżerkę do kontaktu z mediami - ma duży sztab, ma te pszczoły do pracy. Wy też mieliście tak dużą ekipę wokół Karoliny?

- My przede wszystkim szybko zrobiliśmy szkolenia medialne. To było bardzo przydatne. Uznaliśmy, że mało kto jest człowiekiem orkiestrą, zauważyliśmy, że nie na wszystkich instrumentach potrafimy grać, a ważne jest, żeby mieć dobry słuch. Zawsze wychodziłem z założenia, że warto dać Karolinie jak najwięcej różnych umiejętności i możliwości. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale obserwujący tenis widzą, że są w nim dziś zawodniczki, które nie chcą rozmawiać z dziennikarzami, nie radzą sobie z tym, mają wielki problem. Rozumiem, że tak się zdarza, absolutnie nikogo nie krytykuję. Ale uważam, że kiedy się chce zarabiać ogromne pieniądze, a nie chce się komunikować z tymi ludźmi, którzy te pieniądze pomagają zarabiać, to sytuacja staje się bardzo niekomfortowa.

Moim zdaniem kursy medialne powinny być podstawą dla zawodowych sportowców. Zdaję sobie sprawę z tego, jak duży to jest stres, przeżywaliśmy to. Ten stres dotyczy nie tylko reakcji na wygrane i przegrane mecze. Media interesują się całym życiem, nie tylko sportem. I nie tylko media. Osiągasz wielki sukces, więc to naturalne, że jesteś rozpoznawalny na ulicy, że po wejściu do restauracji musisz dać parę autografów. Warto się na to wszystko przygotować. Bo to są fajne rzeczy dla kogoś, kto zaczyna być rozpoznawalny i się tym cieszy. Ale po latach to może męczyć i trzeba umieć to też sobie zorganizować.

Karolina i wy, ludzie z jej teamu, byliście po szkoleniach jeszcze zanim została numerem 1?

- Myśmy się nauczyli najpierw podstaw, a później wszystko poznawaliśmy krok po kroku. Inaczej się nie da. Trzeba się we wszystko wdrażać i mieć wokół odpowiednich ludzi. Iga takich ma. I to jest bardzo ważne. Jestem o Igę spokojny. Ona cały czas się rozwija, a już ma sporo doświadczenia. Już wygrała kilka wielkich turniejów, co daje jej ogromny bagaż doświadczeń. Teraz musi sobie w pełni zdać sprawę z tego, że jest w najważniejszym momencie swojego życia i to wykorzystać. Oczywiście mówię o sportowym życiu.

Iga z każdym dniem staje się coraz bardziej popularna i to na pewno będzie jeszcze rosło. Śledzi pan polski sport i pamięta, jak było na przykład z małyszomanią?

- Oczywiście! Ale na naszym przykładzie też doskonale wiem, jak trudno bywa. Powiem teraz może nieskromnie, ale zgodnie z prawdą - najbardziej popularne nazwisko w Danii to Woźniacki. To nie ulega wątpliwości. Karolina skończyła karierę dwa lata temu, a nic się nie zmieniło. Kilka dni temu w Kopenhadze robiliśmy jej pożegnalny mecz. Przez covid to się tak przesunęło w czasie, że dopiero teraz Karolina mogła zagrać pokazowo z Andżeliką Kerber. Sporo czasu minęło, a i tak bez problemu wypełniliśmy całą halę. Było 12 tysięcy miejsc na trybunach i wszystkie zajęli kibice.

Karolina jest niesamowicie popularna dzięki temu, że była świetnie przygotowana na sukces, umiała każdego dnia cieszyć się ze swojego sportowego życia, ze spełniania marzeń. Teraz Iga już mogłaby uznać, że osiągnęła mnóstwo i to by była prawda. Przecież nikt w Polsce nigdy nie wygrał turnieju wielkoszlemowego i nie był numerem 1, a ona już to ma. Ale warto, żeby miała kolejne marzenia. Wielkie jak kosmos. Nieosiągalne nie tylko dla nikogo innego w Polsce, ale też dla większości tenisistek z innych krajów. Iga tak powinna myśleć. Tylko to powinno następować w spokojny, logiczny sposób. Żeby nie nawarstwiły się jakieś rzeczy, z którymi nie mogłaby sobie poradzić.

Upewnię się - nazwisko Woźniacki jest w Danii bardziej znane niż np. Schmeichel?

- Warto najpierw przypomnieć, że Schmeichelowie też mają polskie korzenie. Ojciec Petera urodził się w Polsce. A czy Schmeichelowie są bardziej popularni? W plebiscycie na duńskiego sportowca stulecia Karolina uległa tylko jednej osobie - Michaelowi Laudrupowi. Tego piłkarza chyba nikomu nie trzeba przedstawiać? Wystarczy przypomnieć, że był gwiazdą m.in. Barcelony i Realu Madryt. Jako ojciec jestem bardzo dumny. To niesamowicie miłe, że w tej małej Danii nazwisko Woźniacki naprawdę bardzo dużo znaczy.

Na pewno wielu kibiców z Polski bardzo żałowało, że to polskie nazwisko osiąga sukcesy dla Danii, a nie dla Polski.

- My próbowaliśmy zrobić tak, żeby Karolina grała dla Polski. Moja żona trzy razy była z Karoliną na mistrzostwach Polski do lat 12 - córka grała w tych turniejach, mając 9, 10 i 11 lat. Najpierw była zapisana do klubu z Wrocławia, później z Poznania. Ale przez to, że podobnie próbowali postępować rodzice Sabiny Lisickiej i Andżeliki Kerber, to rodzice dzieci mieszkających w Polsce się przeciw nam zbuntowali. Nie podobało im się, że przyjeżdżamy z córkami. Wymogli na związku przepis, żeby w mistrzostwach Polski mogły grać tylko dzieci mające polski adres. Cieszę się chociaż z tego, że wcześniej Karolina z drużyną z Wrocławia wygrała drużynowe mistrzostwo. Mamy więc dziś zaszczyt mówić, że wśród swoich tytułów Karolina ma też mistrzostwo Polski w kategorii juniorów!

Oczywiście szkoda, że to się tak potoczyło, naszym zdaniem wprowadzenie takiego przepisu było głupie. Nasz zamysł był taki, żeby Karolina reprezentowała Polskę. Zablokowano nam taką możliwość, a w Danii dostaliśmy pomoc. Tam dostrzeżono potencjał córki, a w Polsce nam po prostu zamknięto drzwi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA