Przełom dla Igi Świątek. Ekspert: Jest liderką z dwóch powodów

Iga Świątek zadebiutowała w historycznej dla polskiego tenisa roli liderki światowego rankingu, a zdaniem Wojciecha Fibaka złożyły się na to dwa powody. - Zakończenie kariery przez Ashleigh Barty tylko przyśpieszyło rozwój wypadków. Bez tego Iga wyprzedziłaby ją latem - stwierdził w rozmowie ze Sport.pl.

Iga Świątek to obecnie zdecydowanie najgorętsze nazwisko w kobiecym tourze. Wygrała ostatnio 17 meczów z rzędu, co dało jej triumf - kolejno - w Dausze, Indian Wells i Miami. Żadna inna zawodniczka nie wygrała trzech pierwszych turniejów WTA 1000 w sezonie. W trakcie rywalizacji na Florydzie 20-latka zapewniła sobie miano liderki światowego rankingu, którą oficjalnie została w poniedziałek, 4 kwietnia. Na szczycie pojawiła się niespełna sześć lat od debiutu w tym zestawieniu, który nastąpił 7 listopada 2016 roku. Wówczas była 903. rakietą globu. Przed nią nikt z polskich tenisistów nie był numerem jeden w singlu.

Zobacz wideo Świątek i Osaka zdominują kobiecy tenis? "Rośnie wielka rywalizacja"

Agnieszka Niedziałek: Formalności stało się zadość - Iga Świątek jest pierwszą rakietą świata. Czy to najważniejszy dzień w dziejach polskiego tenisa?

Wojciech Fibak: To olbrzymi wyczyn, historyczny sukces i przełom. W końcu Polka jest liderką światowego rankingu w singlu w dyscyplinie tak popularnej na całym świecie. Ale przy tym tenisowym święcie trzeba docenić też drugie miejsce Agnieszki Radwańskiej, dziewiątą pozycję Huberta Hurkacza oraz pierwszą w zestawieniu deblistów Łukasza Kubota. Za czasów Agnieszki konkurencja była olbrzymia. Grały siostry Williams, Lindsay Davenport, Kim Clijsters, Justine Henin, Amelie Mauresmo, Caroline Wozniacki czy Ana Ivanović oraz Angelique Kerber, Wiktoria Azarenka i Petra Kvitova w najlepszej formie. Drugie miejsce wśród 11-12 gwiazd było wielkim osiągnięciem. Podobnie jak lokata Huberta, bo trzeba pamiętać, że u mężczyzn panuje dużo większa konkurencja. Dalej startują Rafael Nadal, Novak Djokovic, a są też Daniił Miedwiediew, Alexander Zverev czy Stefanos Tsitsipas.

Przy okazji, za moich czasów również nie brakowało gwiazd - Jimmy Connors, Guillermo Villas, Bjoern Borg, Ivan Lendl, John McEnroe. Bardzo trudno było się przebić. Dodatkowo obowiązywał bardzo niekorzystny dla mnie system liczenia punktów. Ich sumę dzielono przez liczbę rozegranych turniejów. Gdyby stosowano obecne zasady, to byłbym numerem jeden w deblu, bo miałem łącznie dwukrotnie więcej punktów niż ówczesny lider. W singlu zaś byłbym często szósty lub siódmy zamiast 12.-13.

Świątek dokonała dwóch historycznych rzeczy w krajowym tenisie – w 2020 roku wygrała turniej wielkoszlemowy w grze pojedynczej, a teraz została liderką listy WTA. Które z tych osiągnięć uważa pan za ważniejsze?

- Oba są równie istotne. Trzeba mieć w tym wszystkim także jeszcze trochę szczęścia. Agnieszka Radwańska w swoim jedynym finale wielkoszlemowym grała przeciwko Serenie Williams. Iga rywalizowała z Sofią Kenin, która triumfowała co prawda wcześniej w Australian Open, ale potem przez długi czas nie potrafiła wygrać meczu. Roland Garros sprzed dwóch lat był pierwszą imprezą tej rangi rozgrywaną w czasie pandemii i odbywał się w specyficznych warunkach. Prawdziwym finałem było spotkanie czwartej rundy z Simoną Halep. Za wygranie go Idze należy się wielki podziw. Na kolejnych etapach mierzyła się z rywalkami, które przed i po tym turnieju były dość anonimowe. Agnieszka z kolei najczęściej w najważniejszych imprezach grała z czołowymi wówczas tenisistkami.

W kwestii rankingu zakończenie kariery przez Ashleigh Barty jedynie przyśpieszyło rozwój wypadków. Gdyby nie to, to Iga wyprzedziłaby ją latem. Historia nie będzie jednak pamiętać, z kim wygrywała w Paryżu i dlaczego jest pierwszą rakietą świata już teraz.

Wiele osób przepowiadało raszyniance świetlaną przyszłość, ale chyba nikt nie przypuszczał, że znajdzie się na czele rankingu aż tak szybko…

Już od kilku lat wielokrotnie mówiłem, że zdominuje światową czołówkę i będzie liderką, a wynikało to z dwóch rzeczy. Po pierwsze, gra kosmiczny tenis, a po drugie, trzeba spojrzeć na to, jak wygląda obecnie czołówka u kobiet. Gdyby Iga miała wokół siebie 10 grających w różnych stylach tenisistek pokroju Barty, to może nie powtarzałbym jak mantrę swojej tezy. Miałem jednak świadomość, że czołówka jest bardzo kapryśna. Teraz jeszcze Australijka się ukłoniła i wycofała. To prezent z nieba.

Jest pan przekonany, że gdyby tego nie zrobiła, to i tak straciłaby wkrótce prowadzenie w rankingu na rzecz Świątek? Mierzyły się dwukrotnie i w obu przypadkach zawodniczka z antypodów nie straciła seta.

- Gdyby Iga spotkała się z nią teraz w Indian Wells i Miami, to by wygrała. Mam takie silne przekonanie. Australijka już od pewnego czasu się nie rozwijała, nie pracowała aż tak ciężko, nie była tak profesjonalna. To, że jako liderka nie zagrała w Kalifornii i na Florydzie, było szokiem. Wówczas już czułem, że coś wisi w powietrzu. To arcyważne turnieje. Nie spodziewałem się jednak, że ogłosi zakończenie kariery. Ale i bez tej decyzji Polka by ją dogoniła. Ashleigh zaś byłaby dalej zdecydowaną faworytką na kortach trawiastych. Ta nawierzchnia zawsze będzie trochę trudniejsza dla Igi. Pod nieobecność Barty będzie kilka tenisistek, które będą mogły z nią na niej wygrać. Np. typu Ons Jabeur, czyli takie, które grają płaską piłkę i mają świetną technikę.

Przed nami teraz dłuższy okres dominacji Świątek czy jednak jest ktoś, kto może zagrozić jej pozycji?

- Będzie na czele latami. Nie widzę obecnie wyraźnej i mocnej rywalki dla niej. Młode dziewczyny jak Leylah Fernandez i Emma Raducanu pogubiły się kompletnie, inne mają kontuzje. Azarenka, Halep, Kvitova i Kerber to - niestety - już weteranki. Marię Sakkari i Jabeur Iga prześcignęła swoim profesjonalizmem, dyscypliną, odwagą. Jest bardziej wytrzymała i szybsza. Poza tym ma świetny sztab z Tomkiem Wiktorowskim na czele, z którego inicjatywy praktycznie zupełnie zrezygnowała ze skrótów. Ona się rozwija, a wymienione tenisistki stanęły, nastąpił u nich regres. Sakkari może nagle powrócić i być niebezpieczna na kortach ziemnych, Paula Badosa raczej mniej. Barbora Krejcikova z kolei jest bardzo nierówna. Brakuje jej dyscypliny, jaką ma Iga.

A co z Naomi Osaką? Niektórzy prognozują, że najbliższe lata upłyną pod znakiem jej rywalizacji z Polką.

- Podobała mi się gra Japonki w Miami – szczególnie w pierwszym secie finału, ale brakło jej ogrania i odwagi. Trudno przewidzieć, czy to ona będzie główną przeciwniczką Igi, ale widzę, że powraca do dawnej formy. Na trawie może być szczególnie groźna. Ma atuty, które są potrzebne, by wygrać z naszą tenisistką, czyli serwis i to jedno uderzenie z bekhendu i forhendu, z returnu.

Mniej się boję tak naprawdę czołówki, bo ona jednak jest w kryzysie. Bardziej obawiam się tenisistek sklasyfikowanych na 20., 30., 50. czy 70. miejscu. Takich jak Ana Konjuh czy Jelena Ostapenko. Które, jak zagrają mecz życia, to są nagle groźne. Większość nie potrafi jeszcze tak grać, tak atakować serwisu. Poza tym zostaje jeszcze kwestia wygrania własnych gemów serwisowych, bo Iga jest najlepiej returnującą tenisistką na świecie.

W jakich jeszcze elementach przoduje?

- Najlepiej się porusza, najlepiej gra w obronie. Już wcześniej posiadała jeden z najlepszych forhendów, teraz też bekhend. Ma najlepszy drugi serwis, a do tego jeszcze góruje nad resztą stawki walecznością i odpornością psychiczną.

A więc najwięcej do poprawy jest przy pierwszym podaniu?

- Iga dysponuje świetnym pierwszym serwisem, ale wiem, że pracuje z Tomkiem nad jego urozmaicaniem i regularnością. I jeszcze zostaje kwestia woleja. Dwa elementy, w których Barty górowała nad Igą, to właśnie gra przy siatce - czyli: woleje, czucie, skróty, slajsy - i pierwszy serwis.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.