To porównanie mówi najwięcej o przemianie, jaka zaszła w Idze Świątek. Poprzedni sezon Polka miała bardzo udany, wygrała dwa turnieje (Adelajda, Rzym), w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych była co najmniej w czwartej rundzie jako jedyna tenisistka na świecie. Wystąpiła pierwszy raz w życiu w kończącym sezon Turnieju Mistrzyń.
Zeszłoroczne wyniki zaczynają blednąć przy tegorocznych sukcesach Świątek. Tylko w tym roku 20-latka z Raszyna zdobyła już 3310 punktów, a w całym poprzednim 3286 punktów. To niesamowite, że nie rozpoczął się jeszcze kwiecień, a nasza tenisistka pobiła już osiągnięcie z poprzedniego sezonu. Przeszła samą siebie.
W 2022 rok Świątek weszła z drzwiami: półfinały w Adelajdzie i Australian Open, do tego zwycięstwa w Dausze, Indian Wells i co najmniej półfinał w Miami. W obu rankingach światowych prowadzi. W tym ogólnym WTA będzie miała w poniedziałek ponad 1000 punktów przewagi nad drugą Barbara Krejcikovą. W tym obejmującym wyniki z obecnego sezonu jej dominacja jest jeszcze większa. Na dziś ma 1700 punktów przewagi nad drugą Marią Sakkari. Kosmos!
Niesamowity początek nowego sezonu to zasługa samej tenisistki oraz nowego trenera. Widać, że Iga Świątek dojrzewa, podejmuje coraz lepsze decyzje na korcie. Bije od niej spokój i opanowanie. Pomógł jej w tym Tomasz Wiktorowski, który w grudniu zastąpił Piotra Sierzputowskiego. Za poprzedniego trenera Świątek wygrała Roland Garros, była jedną z najbardziej obiecujących tenisistek na świecie. Za Wiktorowskiego staje się powoli liderką, dominatorką, której mogą się obawiać już wszystkie rywalki.
Nowy trener Igi to były opiekun Agnieszki Radwańskiej. Krakowianka pod jego wodzą także szybko weszła na wyższym poziom. Raptem po kilku miesiącach współpracy zakwalifikowała się jako pełnoprawna uczestniczka do Turnieju Mistrzyń, była w finale Wimbledonu, awansowała na drugie miejsce w rankingu.
Obserwujemy prawdopodobnie zwrot w karierze Igi Świątek, wejście na kolejny stopień do pełnego mistrzostwa. Na razie nie widać po niej zupełnie presji, z jaką już się zmaga. Zostać numerem jeden na świecie w tak młodym wieku to wielki zaszczyt, ale i obciążenie psychiczne. Polka zaczęła dźwigać wszystkie trudności pod względem mentalnym. To, co było problemem w drugiej połowie poprzedniego sezonu - liczne nerwowe reakcje na korcie - teraz zniknęło. Pozostaje trzymać kciuki za konsekwencję i regularność. Wtedy autentycznie może być nie do zatrzymania w kolejnych meczach.
- Chcę wykorzystać pewność siebie, którą zbudowałam od początku turnieju w Dausze - powiedziała po meczu ćwierćfinałowym z Petrą Kvitową Iga Świątek. - Myślę, że jestem na fali i chcę to wykorzystać. Taka passa zwycięstw była dość trudna do osiągnięcia, ale cieszę się, że mogłam dobrze grać, że jestem zdrowa i że mogę konkurować z tenisistkami pokroju Petry - dodała.
W nocy z czwartku na piątek półfinałową przeciwnika Polki będzie Amerykanka Jessica Pegula. W drugim półfinale Belinda Bencić zmierzy się z Naomi Osaką. To wymarzonego finału Świątek - Osaka coraz bliżej, aczkolwiek trzeba wziąć na wstrzymanie, bo historia tenisa nie takie niespodzianki widziała. Jeśli jednak nasza tenisistka dotrze na Florydzie do finału, powtórzy sukces największych zawodniczek w historii, które potrafiły w jednym sezonie dojść do spotkania finałowego zarówno w Indian Wells jak i Miami. To: Monica Seles, Stefanie Graf, Serena Williams, Martina Hingis, Lindsay Davenport, Kim Clijsters, Maria Szarapowa i Wiktoria Azarenka.