Djoković znów pod ostrzałem. Mocne oskarżenia o fałszerstwo

Nie milkną echa afery z udziałem Novaka Djokovicia i jego niedoszłego udziału w Australian Open. Kilkanaście dni po wypłynięciu powodu wyrzucenia Serba z turnieju pojawiły się wątpliwości co do terminu pozytywnego testu, z którym tenisista przyleciał do Australii.

Djoković wykonał test, aby uzyskać zwolnienie z konieczności szczepienia, co było warunkiem udziału w Australian Open. Stacja BBC przekazała jednak, że numer seryjny na teście z 16 grudnia wydaje się być niezgodny z kolejnością próbek testów, jakie wykonywano w tym okresie w Serbii. Co więcej, numer ten jest również wyższy niż w przypadku drugiego negatywnego testu, który wykonano sześć dni później.

Zobacz wideo "Djoković jest największym sportowcem w naszym kraju. Wszyscy jesteśmy po jego stronie"

Przeprowadzono śledztwo w sprawie testów Djokovicia. Brak odpowiedzi z serbskiej strony

Dokumenty przedłożone przez prawników Djokovicia do sądu federalnego w Australii zawierały wyniki dwóch testów PCR - pozytywny z dnia 16 grudnia, a także negatywny z 22 grudnia. Niemiecka grupa badawcza o nazwie Zerforschung jako pierwsza zauważyła rozbieżność polegającą na tym, że wcześniejszy test miał wyższy kod identyfikacyjny niż późniejszy. Grupa zamieściła wpis na blogu zatytułowany "Testy PCR do podróży w czasie Novaka Djokovicia" i nawiązała współpracę z niemieckim serwisem informacyjnym Der Spiegel, który zgłosił ten problem.

Wśród dokumentów przedłożonych sądowi federalnemu w Australii znalazł się dokument od pełniącego obowiązki dyrektora serbskiego oficjalnego organu ds. zdrowia, potwierdzający, że daty na tych zaświadczeniach dokładnie odzwierciedlały datę przeprowadzenia badań.

W wyniku szczegółowego śledztwa postawiono hipotezę, że rozbieżności w numerze seryjnym mogły wynikać z faktu, że Djoković wykonać oba testy w różnych laboratoriach, które mogły dostać różne partie kodów potwierdzających. Jest to jedna z przyczyn, która może wyjaśniać wyższy numer w pierwszym teście.

Autorzy śledztwa posiadają jednak dwa kody potwierdzające, które zostały przetworzone w tym samym laboratorium, co pozytywny test serbskiego tenisisty (dwa i cztery dni po jego próbce). Oba mają niższe kody. Ponadto zebrane wyniki testów zostały przetworzone w ośmiu różnych laboratoriach i nie ma nic w danych, które sugerowałyby, że różne laboratoria mają oddzielne partie kodów potwierdzających.

- Zawsze istnieje możliwość wystąpienia błędu. Ale gdyby tak było, byłoby proste wyjaśnienie. Nie rozumiem, dlaczego władze państwowe po prostu tego nie powiedziały - powiedział Djordje Krivokapic, specjalista ds. danych i bezpieczeństwa cyfrowego.

Wszystkie ustalenia w sporządzonym raporcie zostały przedstawione w Instytucie Zdrowia Publicznego Serbii, a także w rządowym Biurze Technologii Informacyjnych. Autorzy śledztwa próbowali uzyskać odpowiedź kilka razy i różnymi kanałami, ale nie otrzymali jeszcze odpowiedzi. Skontaktowali się również z zespołem Djokovicia i poprosili ich o wyjaśnienie rozbieżności, ale również nie otrzymali od nich odpowiedzi.

O sprawie z udziałem Serba informowaliśmy już na Sport.pl. 16 stycznia australijskie władze podjęły decyzję o jego deportacji. Djoković nie zamierza jednak zostawić całej sprawy. "The New York Post" poinformował, że tenisista rozważa pozew przeciwko rządowi Australii o odszkodowanie w wysokości 4,4 mln dolarów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.