Iga Świątek chciała pomścić Magdę Linette, która w poprzedniej rundzie przegrała z Darią Kasatkiną. Z kolei warszawianka w drugiej rundzie potrzebowała zaledwie 78 minut, by pokonać Szwedkę Rebeccę Peterson (82. WTA) wynikiem 6:2, 6:2. A jak było w sobotę rano?
Trudniej. I to znacznie. Wystarczy powiedzieć, że pierwszy set, choć wygrany 6:2, trwał aż 52 minuty. Wynik nie odzwierciedla przebiegu seta, bo gemy były bardzo wyrównane i stykowe. W punktach tylko 37:30 wygrała Polka. Świątek jednak zdobywała kluczowe punkty. Szczególne wrażenie robiły punkty, które zdobyła po trafieniach w okolice narożnika kortu. - Jazda! - krzyknęła warszawianka po ostatniej piłce pierwszego seta.
Drugi set również był bardzo wyrównany. Świątek prowadziła 2:0, ale nagle zrobiło się 2:2, a Polka była bliska przegrania trzeciego gema z rzędu, jednak ostatecznie to ona wygrała piątego gema drugiego seta.
Ostatecznie Polka wygrała 6:3, ale i tym razem wynik nie do końca odzwierciedlał przebieg meczu. - Bez tej energii z trybun byłoby trudno biegać do każdej piłki w tym meczu - mówiła Świątek na antenie Eurosportu. 20-latka odniosła się także do technicznych aspektów meczu. - Mój wolej? Nigdy nie ma dobrego momentu, żeby ćwiczyć wolej. Potrzebuję jeszcze kilku miesięcy, by częściej pojawiać się przy siatce. Jest to coś, nad czym chcę pracować - oznajmiła.
Tym samym Polka zrewanżowała się Kasatkinie za meczu sprzed pół roku, gdy Rosjanka triumfowała podczas turnieju w Eastbourne. Ale wróćmy do Melbourne. W kolejnej rundzie przeciwniczką tenisistki z Raszyna będzie zwyciężczyni pojedynku Sorana-Mihaela Cirstea - Anastazja Pawluczenkowa.