Międzynarodowy niepokój o los chińskiej gwiazdy tenisa Peng Shuai przybiera na sile. 35-latka nie była widziana publicznie od 2 listopada, gdy na chińskim portalu społecznościowym Weibo oskarżyła o napaść seksualną czołowego polityka Partii Komunistycznej.
Po 20 minutach od opublikowania post tenisistki został usunięty przez cenzurę w Pekinie. Zablokowano wyszukiwanie jej nazwiska oraz hasło "tenis". Mimo to wiadomość rozeszła się po internecie. Jak twierdzi "New York Times", stało się tak przez to, że zarówno tenisistka, jak i polityk są osobami bardzo znanymi w kraju.
Sprawą zainteresowała się federacja kobiecego tenisa WTA. - Niedawne wydarzenia w Chinach dotyczące zawodniczki WTA, Peng Shuai, budzą nasze głębokie zaniepokojenie. Jako organizacja zajmująca się sprawami kobiet uważamy, że Peng Shuai i wszystkie kobiety zasługują na wysłuchanie, a nie na cenzurę. Jej oskarżenie należy potraktować z najwyższą powagą. Takie historie należy zbadać, a nie tolerować lub ignorować - napisał szef WTA Steve Simon.
Rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Zhao Lijian powiedział, że "nie jest to sprawa o charakterze dyplomatycznym" i odmówił dalszego komentarza dziennikarzom. Jednak w środę chińskie media państwowe opublikowały wiadomość mailową, jaką rzekomo miała wysłać Peng Shuai do szefa WTA. Tenisistka stwierdziła, że cofa zarzuty i zapewnia, że nic jej nie jest. Simon poddał w wątpliwość prawdziwość tej wiadomość, określając ją jako "pewnego rodzaju zainscenizowane oświadczenie". Zażądał od Chin dostarczenia "niezależnego i weryfikowalnego dowodu", że zawodniczka jest bezpieczna. - Trudno mi uwierzyć, że Peng Shuai rzeczywiście napisał maila, którego otrzymaliśmy - powiedział.
WTA poszło dalej - postawiło Chińczykom ultimatum. Federacja zagroziła wycofaniem wszystkich turniejów z tego kraju w przyszłym roku, jeśli Shuai nie zostanie odnaleziona. W 2022 roku zaplanowanych jest 10 imprez kobiecego tenisa w Chinach.
Simon powiedział w CNN, że jest gotów stracić w Chinach biznes warty setki milionów dolarów, jeśli sprawa tenisistki nie zostanie należycie wyjaśniona. - Jesteśmy gotowi wyciągnąć nasz biznes i poradzić sobie ze wszystkimi problemami, które się z tym wiążą - stwierdził szef WTA. - To z pewnością jest ważniejsze niż biznes. Kobiety należy szanować, a nie cenzurować - dodał.
Simon powiedział, że WTA rozmawiało z członkami Chińskiego Związku Tenisowego, którzy zapewnili, że tenisistka jest bezpieczna. Jednak próby bezpośredniego kontaktu z nią nie powiodły się. - Kontaktowaliśmy się z Peng pod każdym numerem telefonu i adresem e-mail oraz z pomocą innych form kontaktu. W dzisiejszych czasach istnieje wiele cyfrowych metod nawiązania kontaktu z ludźmi, ale do tej pory nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi - przyznał Simon.
Popularność tenisa w Chinach gwałtownie wzrosła w ciągu ostatnich kilku dekad. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się kobiecy tenis, po części dzięki sukcesom Chinki Li Na, która w 2011 roku została pierwszą azjatycką mistrzynią Wielkiego Szlema w grze pojedynczej, wygrywając Roland Garros. Trzy lata później była także najlepsza w Australian Open.
Peng Shuai razem z Hsieh Su Wei wygrały w grze podwójnej Wimbledon 2013 oraz Roland Garros 2014. W 2014 roku Shuai była liderką rankingu deblistek. W grze pojedynczej najwyżej sklasyfikowana na 14. miejscu w 2011 roku. Jej największym osiągnięciem jest półfinał US Open 2014 w singlu.
W ostatnich latach federacja kobiecego tenisa i Chiny rozpoczęły intensywną współpracę. W „Państwie środka" pojawiło się więcej turniejów WTA, od 2019 roku na 10 lat impreza WTA Finals została przeniesiona z Singapuru do Shenzhen na południu Chin (ostanie dwie edycji nie odbyły się z uwagi na pandemię). W wywiadzie dla „New York Times" sprzed trzech lat Simon opisywał porozumienie z władzami w Shenzhen jako „ogromną szansę" dla kobiecego tenisa w Chinach. - Kwota przeznaczone na nagrody pieniężne, zobowiązania wobec WTA, rozbudowę kortów oraz pozostałe nieruchomości sięga ponad miliard dolarów - informował Simon.
Reakcja WTA na sprawę Peng Shuai podnosi na duchu. Pokazuje, że choć w dzisiejszym świecie sportu liczą się głównie pieniądze, jest jeszcze miejsce na wartości takie jak np. poszanowanie praw kobiet. Federacja tenisa może stracić wielomilionowe kontrakty, a mimo to stanowisko jej szefa z każdym dniem jest coraz bardziej stanowcze. - Imponująca reakcja WTA. Nie wszystkie organizacja zachowałyby się podobnie. W kobiecym tenisie jest mnóstwo chińskich pieniędzy i wygląda to jak wypowiedzenie wojny - napisał dziennikarz tenisowy James Gray z iPaper Sport. Nie było jeszcze wojny na linii WTA - dany kraj lub federacja tenisowa z takiego powodu.
Ktoś powie, że WTA nie miało wyboru. Historia Shuai rozlała się po internecie, powstał specjalny hashtag "WhereIsPengShuai". Zaniepokojenie losem Chinki wyrazili m.in. Serena Williams, Naomi Osaka, Maria Sakkari, Ons Jabeur, Andy Murray, Agnieszka Radwańska czy Danił Miedwiediew. Dołączają do nich także osoby spoza środowiska tenisowego jak m.in. Gerard Pique czy Zbigniew Boniek.
- Jestem zdruzgotana i wstrząśnięta wiadomością o mojej rówieśniczce, Peng Shuai. Mam nadzieję, że jest bezpieczna i jak najszybciej zostanie odnaleziona - napisała Williams na Twitterze. Naomi Osaka powiedziała we wtorek, że jest "w szoku z powodu obecnej sytuacji". Media na całym świecie apelują o wyjaśnienie sprawy, podobnie jak Departament USA.
Groźbę WTA o wycofaniu się z Chin poparł m.in. Novak Djoković. - Popieram stanowisko WTA, że wycofa się z Chin, jeśli sytuacja Peng nie zostanie rozwiązana. W trosce o nią i tenis mam nadzieję, że wkrótce ją znajdą. Musimy stać razem i pokazać, że jest to coś, co dotyczy świata tenisa - powiedział Djoković przebywający na Turnieju Mistrzów w Turynie.
Federacja WTA mogła jednak wziąć przykład z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOI), który zdystansował się od wywierania presji na chińskie władze. W oświadczeniu przesłanym CNN MKOI napisał: "Doświadczenie pokazuje, że cicha dyplomacja oferuje najlepszą okazję do znalezienia rozwiązania na tego typu sprawy. To tłumaczy, dlaczego MKOl nie będzie dalej udzielał komentarzy na tym etapie". W lutym przyszłego roku odbędą się w Pekinie zimowe igrzyska olimpijskie.
Shuai trzy razy startowała na igrzyskach olimpijskich. Human Rights Watch oskarżył MKOl o "milczenie w sprawie zniknięcia olimpijki". W oświadczeniu organizacja zajmująca się prawami człowieka dodała, że "jest zdumiona reakcją komitetu w obliczu poważnych zarzutów tenisistki".
- Jak możemy organizować zimowe igrzyska w Pekinie, gdy gwiazdy sportu mogą po prostu zniknąć po swoich wypowiedziach - napisał dziennikarz tenisowy Chris Goldsmith. Teoretycznie zagraniczni sportowcy mogliby chcieć zaprotestować podczas igrzysk w sprawie Peng Shuai, ale przy obecnych restrykcjach covidowych i monopolu medialnym chińska opinia publiczna niekoniecznie musi się o tym dowiedzieć.
Podobnie jak MKOI zachowuje się FiFA, która nie widzi przypadków łamania prawa człowieka w Katarze, gdzie za rok odbędą się mistrzostwa świata.