Emma Raducanu pierwszy raz wyszła na kort po zwycięstwie w US Open. I przegrała. Przegrała wyraźnie z 27-letnią Aleksandrą Sasnowicz 2:6, 4:6. Białorusinka nie ma najlepszego sezonu w karierze, jest na 100. miejscu w rankingu WTA (Raducanu 22.), a mimo to aż pięć razy przełamała serwis Brytyjki. Tą wygraną Sasnowicz przerwała zwycięską serię Raducanu, która trwała od eliminacji US Open i zakończyła się na 10 spotkaniach.
Porażka nowej mistrzyni otwartych mistrzostw USA nikogo nie powinna dziwić. W ostatnich dniach było aż nadto okoliczności, które nie musiały, ale mogły doprowadzić do takiego wyniku w Indian Wells. Raz, że Raducanu po US Open rozstała się z trenerem, który pomógł jej w osiągnięciu sukcesu w Nowym Jorku, Andrew Richardsonem. - Na tym etapie mojej kariery naprawdę potrzebuję kogoś, kto ma doświadczenie w WTA Tour na tak wysokim poziomie - tłumaczyła Raducanu w rozmowie z BBC.
Brytyjka nie znalazła jeszcze nowego trenera. Tymczasowo pomagał jej w Kalifornii Jeremy Bates, ale brytyjskie media mają innego faworyta. Twierdzą, że nowym opiekunem Raducanu zostanie Carlos Rodriguez, który prowadził m.in. byłą liderkę rankingu, siedmiokrotną mistrzynię wielkoszlemową Justin Henin oraz Li Na, dwukrotną mistrzynię Wielkiego Szlema. Zamieszanie z trenerem na pewno nie służy tak młodej zawodniczce, jaką jest Raducanu.
Z jednej strony w ostatnim czasie Emma regularnie zmieniała trenerów i jest to u niej standardowa praktyka. Z drugiej żaden z poprzednich opiekunów nie doprowadził jej do zwycięstwa w Wielkim Szlemie. Jej ojciec jest znany z tego, że chętnie sięga po różne metody szkoleniowe, ale zastanawiam się, kto w tym obozie podejmuje ostateczne decyzje. Czas pokaże, czy rozstanie z Richardsonem to był dobry wybór - mówił w rozmowie ze Sport.pl George Bellshaw, brytyjski dziennikarz tenisowy.
Nowej mistrzyni wielkoszlemowej nie pomogło też zamieszanie, z jakim wiązał się sukces w Nowym Jorku. 18-latka pojawiła się m.in. na Met Gala, London Fashion Week, premierze nowego Bonda. Udzieliła wielu wywiadów, spotkała się z rodziną królewską. - Z dnia na dzień stała się światową supergwiazdą i ma potencjał, by być najlepsza w rozgrywkach. Z tego powodu pojawią się rozpraszacze i musi pozostać na ziemi, jeśli chce poważnie zwiększyć swoją liczbę wygranych turniejów wielkoszlemowych. Rywalki również będą chciały ją zatrzymać, nie zabraknie im motywacji - mówi Bellshaw o zagrożeniach, jakie czyhają na młodą tenisistkę.
Efekt był taki, że po US Open Raducanu przez miesiąc nie grała w tenisa, odbyła zaledwie kilka treningów. Nie musiała świecić na czerwonym dywanie? Wielki tenis to także wielki show-biznes, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. 18-latka pierwszy raz spotkała się z tyloma obowiązkami marketingowymi. Dopiero uczy się nowego życia po US Open. Dobrze wie o tym Iga Świątek, która po zeszłorocznym triumfie w Roland Garros przeszła podobną drogę.
- Moje życie po Roland Garros zmieniło się kompletnie. Ciężko to opisać. Emma przejdzie pewnie podobną drogę. Może mieć nawet trudniej, bo ja przed sukcesem w Paryżu występowałam w tourze przez rok, a ona przed US Open nie miała takiego doświadczenia. Potrzebowałam kilku miesięcy po Roland Garros, by zrozumieć, co się stało. Byłam tak podekscytowana, że nie byłam w stanie faktycznie odpocząć - mówiła Świątek przed niedawnym turniejem w Ostrawie.
Polka ma rację, bo to wszystko spadło na Brytyjkę na początku jej kariery. 18-letnia Raducanu nie ma prawie żadnego doświadczenia w rozgrywkach WTA. Przed US Open była 150. na świecie. Występowała głównie w turniejach niższej rangi ITF. Jej występ w Nowym Jorku był tak spektakularny, jak niespodziewany. Nikt nie miał prawa przewidzieć, że Raducanu sięgnie po tytuł wielkoszlemowy. I to w takim stylu, bez straty seta w 10 spotkaniach. Nawet jeśli na swojej drodze nie spotkała rywalki z top 10 rankingu, a najgroźniejszą przeciwniczką była mistrzyni olimpijska Belinda Bencić (która notabene wcześniej pokonała Igę Świątek).
Brak doświadczenia nie raz jeszcze da się we znaki Emmie Raducanu. Zagrać wspaniały turniej wielkoszlemowy to jedno, ale powtórzyć sukces, zyskać regularność w osiąganiu dobrych wyników, to drugie. Tym bardziej trzeba doceniać Igę Świątek, która po zwycięstwie w Paryżu w tym roku ani razu nie zeszła w Wielkim Szlemie poniżej czwartej rundy. Nie można też do końca porównywać Emmy Raducanu do Igi Świątek czy finalistki US Open Leylah Fernandez. Obie awansowały do drugiej rundy w Indian Wells, ale mają większe doświadczenie w tourze niż Brytyjka.
Choć brytyjskie media alarmują już o kryzysie rodaczki, z jednej porażki nie powinno się robić dramatu. Tenis to taki sport, w którym trzeba się przyzwyczaić do częstych przegranych. Tylko nieliczne wyjątki jak Novak Djoković, Rafael Nadal i Serena Williams w najlepszej formie potrafili miesiącami schodzić z kortu bez porażki. Najbliższe miesiące pokażą, czy Emma Raducanu pójdzie w ślady Jeleny Ostapenko, która po wygranej w Roland Garros 2017 nie utrzymała się na najwyższym poziomie, czy też dołączy do grona liderek nowej generacji kobiecego tenisa.
To nie koniec sezonu dla mistrzyni US Open. Przed nią jeszcze starty w Moskwie, Cluj i Linzu. Turnieje mniejsze, co może być okolicznością pozytywnie wpływającą na 18-latkę. Mniejsza presja, słabiej obsadzona drabinka. Raducanu nie pozostaje nic innego jak zbierać doświadczenie, to pozytywne i negatywne, oraz znaleźć trenera, który ukształtuje ją jako dorosłą zawodniczkę.
- Aleksandra rozegrała świetny mecz. To niezwykle doświadczona przeciwniczka, która jest w tourze od wielu lat. Dziś była lepsza ode mnie, więc zasługuje na zwycięstwo - powiedziała Raducanu. Brytyjka dodała, że chociaż była rozczarowana wynikiem, widzi w każdym meczu okazję do nauki. - Doświadczenia, przez które teraz przechodzę, nawet jeśli nie czuję się w 100 procentach dobrze, wiem, że są dla większego dobra. W szerszym ujęciu podziękuję za ten moment. Mam 18 lat. Muszę sobie trochę poluzować - zakończyła.