W sobotę 24-letniego Huberta Hurkacza czeka mecz drugiej runda singla (w pierwszej miał wolny los), w której zmierzy się z Alexeiem Popyrinem (71. miejsce w rankingu ATP).
Hurkacz zaczyna ostatnią część sezonu. To finisz wyścigu o miejsce w turnieju Masters. W listopadzie w Turynie spotka się ośmiu najlepszych zawodników roku. W rankingu ATP Race Hurkacz jest dziewiąty. Faktycznie jest to ostatnie miejsce dające prawo gry w Mastersie, bowiem notowany na siódmym miejscu Rafael Nadal ze względów zdrowotnych ogłosił już, że skończył grę w tym sezonie.
Do ważnego grania w Indian Wells Hurkacz przygotowywał się idąc dwiema drogami - najpierw męcząc się w San Diego, a następnie odpoczywając na pustkowiach w pobliżu Palm Springs.
- W San Diego dawałem z siebie wszystko, ale tak szybka zmiana strefy czasowej nie jest wskazana i odczuwa się ją na korcie. Byłem zmęczony. Nie miałem komfortu psychicznego i fizycznego - mówi nam Hubert.
W San Diego Hurkacz odpadł w drugiej rundzie, przegrywając 7:5, 4:6, 2:6 z Asłanem Karacewem. Dzień wcześniej Polak pokonał Alexa Bolta 7:6, 6:1.
Te mecze nasz tenisista rozegrał zaledwie kilkadziesiąt godzin po wygraniu turnieju w Metz. W niedzielę 26 września w finale francuskiej imprezy Hurkacz wygrał z Pablo Carreną-Bustą 7:6, 6:3. A już w środę i czwartek grał mecze w San Diego, w zupełnie innej strefie, z aż dziewięciogodzinną różnicą czasu.
Po co Hurkaczowi było granie w małym turnieju w San Diego (ranga 250)? Czy nie lepiej zrobiłby, zbierając siły na duże granie w Indian Wells?
- Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy start, ale po podróży z Europy trzeba było wejść na kort i adaptować się do wszystkich warunków jak najszybciej - odpowiada Hubert.
Hurkacz zapewnia, że przed Indian Wells czuje się już bardzo dobrze. - Ładowałem baterie na pustyni. W przerwie między treningami była okazja, żeby wyskoczyć poza miasto i pojeździć w fajnej scenerii samochodem, który mam tu do dyspozycji, czyli McLarenem 720S - mówi.
- Bardzo lubię Indian Wells, jest to świetny turniej. Niesamowite miejsce, niesamowita sceneria dookoła kortów. Jest też zawsze ciepło, więc dobrze się tutaj czuję i nie mogę się doczekać rywalizacji - dodaje Hurkacz, który w Stanach czuje się najlepiej.
Dwunasty tenisista rankingu ATP liczy, że w Kalifornii rozegra kilka bardzo dobrych meczów. I zapewnia, że jest w formie, mimo że za nim już wiele miesięcy grania.
- Czuje się bardzo dobrze i zrobię wszystko, żeby pokazać to na korcie. Zostało jeszcze kilka turniejów do końca roku i dam z siebie wszystko, żeby udanie zakończyć ten sezon - obiecuje Hurkacz.
Najlepszym dowodem jego formy był występ w Metz. We Francji nasz zawodnik wygrał turniej bez straty seta. A po drodze pokonał m.in. Andy'ego Murraya, który lata świetności ma za sobą, ale wciąż jest ikoną tenisa.
- Na pewno każdy wygrany mecz z taką gwiazdą tenisa, którą oglądało się w dzieciństwie, jest zawsze czymś bardzo przyjemnym. To szczególnie motywujące i dające dużo radości - mówi nam Hurkacz.
Z Murrayem najlepszy polski tenisista ma bilans dwóch zwycięstw w dwóch meczach. Z Rogerem Federerem wyszedł na remis 1:1, pokonując go w tegorocznym ćwierćfinale Wimbledonu (wcześniej przegrał ze Szwajcarem w ćwierćfinale Indian Wells w 2019 roku). Natomiast jeszcze nigdy Hurkacz nie pokonał Novaka Djokovicia (0:2) i Rafaela Nadala, z którym po prostu nie miał okazji się zmierzyć.
- Muszę dobrze grać i dochodzić w turniejach do takiego etapu, żeby mieć okazję się z nimi spotkać - mówi skromnie Hurkacz.
Z Nadalem, co wcześniej zaznaczyliśmy, w tym roku Polak już na pewno nie zagra. Natomiast na Djokovicia może trafić choćby w Mastersie. - Na pewno Novak w końcówce sezonu będzie w wyśmienitej formie i zawsze ciężko się gra przeciwko niemu - mówi Hurkacz. - Ale zobaczymy, wszystko jest możliwe - dodaje.
W Indian Wells Djokovicia nie ma. Ale mimo braku wielkiej trójki turniej zapowiada się świetnie. A Hurkacz podkreśla, że bardzo cieszy go perspektywa grania przed dużą publiką.
- Super, jak na trybunach są kibice i wygląda na to, że na Indian Wells będzie dużo kibiców. We Francji też wreszcie było ich mnóstwo i bardzo dobrze mi się grało. Obecność kibiców zawsze dodaje większej energii, przy pełnych trybunach gra się po prostu o wiele przyjemniej - mówi.
- Smutno trochę to wyglądało na igrzyskach olimpijskich w Tokio, gdzie były tak ogromne korty, tak świetnie przygotowana, niesamowita impreza, a niestety nikt nie mógł przyjść i kibicować. Tam bardzo brakowało atmosfery turnieju, sportowego święta - dodaje nasz tenisista.
W Indian Wells Hurkacz jako tenisista rozstawiony z numerem ósmym siłą rzeczy jest jednym z tych, od których kibice będą oczekiwali wielkiego grania i takich samych emocji. Zwłaszcza po tym, co przed chwilą pokazał w Metz.
- Dostaję gratulacje, zawsze wygranie turnieju mega cieszy i przyjemnie jest wiedzieć, że się sprawiło radość kibicom, a nie tylko sobie. To są bardzo fajne chwile. Niestety trwają bardzo krótko, bo zaraz trzeba się przemieszczać z turnieju na turniej i naprawdę nie ma czasu na świętowanie - mówi Hurkacz.
- Fajnie byłoby rozegrać w końcówce sezonu jeszcze kilka naprawdę dobrych meczów, dobrych turniejów. I na pewno marzeniem byłoby się zakwalifikować do Mastersa. Najbliższe tygodnie pokażą, czy to zrobię: rywalizacja jest mocna i trzeba będzie dać z siebie wszystko - podsumowuje Hurkacz.