Nieprawdopodobne chamstwo w finale US Open. "Zwierzęta na trybuny" [WIDEO]

Dominik Senkowski
Takiego chamstwa na trybunach podczas meczu tenisa dawno nie było. Tym większy szacunek dla Daniła Miedwiediewa, który wygrał w nocy w finale US Open nie tylko z Novakiem Djokoviciem, ale także z nowojorską publicznością.

US Open to jedyny taki turniej wielkoszlemowy, na którym kibice słyną z braku kultury. Kompromitując sytuacje zdarzają się także na trybunach w Paryżu, Londynie czy Melbourne, ale nie w takiej liczbie. Okrzyki i nieustanny hałas w czasie wymian, przeszkadzanie w przygotowaniu do serwisu - zawodnicy rywalizujący w Nowym Jorku od lat muszą się z tym mierzyć. W czasie niedzielnego finału US Open granice zostały jednak przekroczone. 

Zobacz wideo "Nie wymagajmy od Igi Świątek, żeby za każdym razem była superpoważna i superskupiona"

- Granice przekroczone o 300 procent - powiedział komentujący w Eurosporcie Lech Sidor. - Można odnieść wrażenie, że zwierzęta przychodzą na trybuny stadionów tenisowych, a nie ludzie. Ja rozumiem sympatie i antypatie, ale są granice - dodał Karol Stopa. Trudno się z nimi nie zgodzić.

„Żenujące sceny"

Na początku finału wydawało się, że publiczność bardziej wspiera Rosjanina. Pewnie z nadzieją, że jeśli wygra pierwszego seta, mecz potrwa dłużej niż w tegorocznym Australian Open. W styczniu Djoković rozbił w finale w Melbourne Miedwiediewa w trzech szybkich setach. Rosjanin nie udźwignął tamtego spotkania mentalnie.

Gdy kibice zorientowali się, że powtórki nie będzie i Miedwiediew ma realne szanse na wygraną i to dość szybką, zaczęli robić wszystko, by mu w tym przeszkodzić. Buczenie po wygranych piłkach przez Rosjanina, gwizdanie gdy przygotowywał się do serwisu, dzika radość po każdym błędzie Miedwiediewa, także po podwójnych błędach serwisowych. 

Szczyt chamstwa miał miejsce w trzecim secie. Wicelider rankingu ATP prowadził 5:2 i 40:30. Piłka meczowa, arbiter prosi widzów o spokój, a ci dalej krzyczą. Dalej przeszkadzają. Miedwiediew długo czekał na ciszę, a ta nie nadeszła. Cztery razy próbował podejść do serwisu. W końcu nie wytrzymał, uśmiechnął się ironicznie, zaserwował, popełniając trzeci podwójny błąd serwisowy w tamtym gemie, a chwilę później przegrał podanie. - Tłum wygwizduje Miedwiediewa, gdy serwuje. Żenujące sceny w Nowym Jorku - napisał czołowy dziennikarz tenisowy Jose Morgado z „The Record". 

Na szczęście to był tylko chwilowy przestój. Przy stanie 5:4 Rosjanin nie dał się wyprowadzić z równowagi i wygrał całe spotkanie 6:4, 6:4, 6:4. Pokonał wielkiego Novaka Djokovicia w imponującym stylu mając przeciwko sobie nowojorską publiczność. 

Rozczarowani kibice 

Rozczarowani kibice liczyli zapewne, że zobaczą z bliska, jak Djoković przechodzi do historii. Gdyby pokonał Miedwiediewa, sięgnąłby po klasycznego Wielkiego Szlema, wygrywając wszystkie cztery turnieje wielkoszlemowe w 2021 rok. Serb nie dał jednak rady. Nie był sobą, nie udźwignął presji, a i rywal był tego dnia kapitalnie dysponowany. 

Miedwiediew oczywiście nie jest święty. To jeden z najbardziej kontrowersyjnych tenisistów. Dwa lata temu miał na pieńku z publicznością na US Open. Podczas meczu z Feliciano Lopezem kłócił się z sędzią, pokazując mu i gwiżdżącym na niego kibicom środkowy palec. Po ostatniej piłce mówił do kibiców: „Chciałbym powiedzieć, że wygrałem dzięki wam. A gdy gwizdy stały się głośniejsze, dodał:  Im bardziej będziecie to robić, tym bardziej będę wygrywał. Daliście mi energię, by wygrać. Gdyby was nie było, prawdopodobnie bym przegrał, bo byłem bardzo zmęczony." 

- Nigdy nie czułem się tak dobrze w Nowym Jorku - mówił po finale Novak Djokovic, dziękując publiczności za wsparcie. Serb nie jest ulubieńcem kibiców na całym świeciem. Tym razem to nie fani go zawiedli, a on ich. 

Tenis w ostatnich latach przestał być sportem dla dżentelmenów, ale obrazki z tegorocznego turnieju w Nowym Jorku przejdą do historii. Brakowało tylko, by ktoś rzucił kubkiem w Miedwiediewa, oblewając go piwem. Może za rok? Obyczaje rodem ze stadionów piłkarskich zaczynają dominować na tenisowych trybunach. Wysokie ceny biletów w Nowym Jorku nie są gwarancją kultury. Podobnie obecność gwiazd na trybunach na czele z Leonardo DiCaprio, Bradem Pittem, Bradley’em Cooperem czy Spike Lee. Kort centralny imienia Arthura Ashe’a przypominał bardziej zoo niż największy tenisowy obiekt na świecie. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.