Magiczne sztuczki Hsieh zadziałały. Odwróciła losy finału Wimbledonu. "Myślałam już, że nic z tego nie będzie"

Su-Wei Hsieh po raz trzeci w karierze wygrała Wimbledon. W parze z Elize Mertens broniły w drugim secie dwóch piłek meczowych, ale ostatecznie pokonały rosyjski duet: Weronika Kudiermietiowa/Jelena Wiesnina 6:3, 5:7, 7:5.

35-letnia Su-Wei Hsieh za każdym razem razem triumfowała w Wimbledonie z inną partnerką. W 2013 roku z Chinką Shuai Peng oraz w 2019 roku z Czeszką Barborą Strycovą. Była też najlepsza w Roland Garrosie w 2014 roku też z Shuai Peng.

Zobacz wideo Życiowy sukces Hurkacza. "To jest spełnienie marzeń każdego tenisisty"

Rosjanki wyszły z niesamowitych opresji

W sobotnim finale Wimbledonu faworyzowany duet, rozstawiony w turnieju z numerem trzecim: Hsieh/Mertens zmierzył się z parą z Rosji: Weronika Kudiermietiowa/Jelena Wiesnina. Ta ostatnia to świetna deblistka, pięciokrotna finalistka turniejów wielkoszlemowych. W parze z Jekatieriną Makarową wygrywała Rolanda Garrosa (2013), US Open (2014) i Wimbledon (2017). Z Kudiermietiową, która wraz ze swoją rodaczką Anną Blinkową w ubiegłym roku była w półfinale US Open dopiero zaczyna jednak granie. Finał Wimbledonu był ich dopiero... siódmym wspólnym meczem! Mało tego, w dwóch poprzednich turniejach - w Roland Garrosie i w Eastbourne odpadały w pierwszej rundzie.

W Londynie spisywały się jednak znakomicie i wychodziły z arcytrudnych sytuacji. W ćwierćfinale pokonały rozstawione z numerem pierwszym w turnieju triumfatorki tegorocznego Rolanda Garrosa: Barborę Krejcikovą i Katerinę Siniakovą, a w drugim secie obroniły cztery piłki meczowe dla reprezentantek Czech. To jednak nie koniec, bo w półfinałowym meczu z duetem: Caroline Dolehide/Storm Sanders przegrywały już 1:4 i 0:40 w decydującym secie. Potem obroniły trzy piłki meczowe.

Sobotni finał Wimbledonu długo nie układał się po myśli ffaworytek: Hsieh/Mertens. Tajwańsko-belgijski duet przegrywał nawet 3:6, 3:5 i chwilę później bronił dwóch piłek meczowych. Jedną wygrał po jednej z najpiękniejszych akcji spotkania. 

- Po przegranym secie i w drugim też, myślałam, że już nic z tego nie będzie. Elize zaczęła grać jednak kapitalne piłki i dodało mi to wiary - powiedziała Hsieh po meczu.

W trzecim secie Hsieh/Mertens prowadziły już 5:3, ale w dziewiątym gemie zostały przełamane. Za chwilę to rywalki były w niemal komfortowej sytuacji. Zdobyły przełamanie, prowadziły 7:6 i serwowały. W kolejnym gemie były dwie piłki od zdobycia trofeum, ale rywalki zaczęły grać znakomicie. Od równowagi w czternastym gemie, wygrały aż dziesięć z ostatnich jedenastu piłek meczu.

W sobotę rozgrywany jest jeszcze finał debla mężczyzn (Nikola Mektić/Mate Pavić - Marcel Granollers/Horacio Zeballos). W niedzielę finał singla: Novak Djoković (Serbia, 1. ATP) - Matteo Berrettini (Włochy, 9. ATP).

Magiczne sztuczki tajwańskiej Radwańskiej

- Jest numerem jeden na świecie w deblu i rzadkim gatunkiem w singlu. Gra tak, jakby punkt zdobyty w zwyczajny sposób był obrazą dla tenisa. Każdym uderzeniem szuka dziury w systemie: rotacją, kątem odbicia, ustawieniem ciała. Naprowadza rywalki na fałszywą odpowiedź, niechętnie zrywa się do biegu, woli patrzeć, jak one przyspieszają na marne - pisaliśmy o Su-Wei Hsieh na początku lutego, kiedy znakomicie spisywał się w singlu w Australian Open.

Więcej o: