Finał nie dla Hurkacza. To nie był ten sam zawodnik, co w meczu z Federerem

Hubert Hurkacz podniósł się po dwóch gładko przegranych setach, wygrał seta, ale to nie wystarczyło, by awansować do finału Wimbledonu. W półfinale przegrał z Włochem Matteo Berrettinim 3:6, 0:6, 7:6 (7:3), 4:6.

Hubert Hurkacz w obecności aż 15 tysięcy widzów, grał nerwowo i nie był tym samym zawodnikiem z poprzednich spotkań, zwłaszcza wygranych z wiceliderem światowego rankingu, Rosjaninem Daniiłem Miedwiediewem czy Szwajcarem Rogerem Federerem (8. ATP). Od początku kilka razy trafiał nieczysto i piłka lądowała w trybunach. Popełniał zadziwiająco proste błędy. Z drugiej strony Berrettini grał również lepiej, niż obaj poprzedni rywale Polaka.

Zobacz wideo "To nie będzie koniec Rogera Federera"

Fatalna seria Hurkacza

Pierwszy set był zupełnie nieudany dla Hurkacza. W aż trzech gemach serwisowych miał problemy. Najpierw potrafił się obronić i wygrać gema, mimo, że przegrywał 0:40. Potem jednak dwa razy z rzędu został przełamany. W porównaniu do poprzednich meczów Polak miał słabszą skuteczność wygrywających piłek po pierwszym podaniu. Wygrał po nich w tym secie tylko 56 proc, a rywal aż 88 proc. Hurkacz prowadził 3:2, ale wtedy jego gra się kompletnie posypała i zaczęła się znakomita seria rywala. Berrettini wygrał aż jedenaście! gemów z rzędu, miał również między pierwszą, a drugą partią serię aż jedenastu piłek wygranych z rzędu. W dodatku sprzyjało mu też zdecydowanie szczęście, bo kilka razy skutecznie zagrał po taśmie.

Po dwóch setach statystyki Polaka były fatalne. Miał tylko jednego asa (osiem Włoch), wygrał tylko 50 proc. punktów po pierwszym podaniu (rywal aż 89 proc.) i miał tylko dziewięć kończących uderzeń (przy 21 Berrettiniego). W dodatku aż pięć razy został przełamany, a rywal ani razu. 

Kapitalny tie-break Hurkacza

Tylko raz w karierze Hubert Hurkacz wygrał mecz, przegrywając 0:2 w setach. I to całkiem niedawno, bo w Australian Open w 2020 roku, kiedy pokonał Austriaka Denisa Novaka 6:7, 1:6, 6:2, 6:3, 6:4. W trzecim secie Polak wrócił do gry. Zaczął grać zdecydowanie lepiej i zmienił również taktykę, bo dużo częściej zaczął chodzić do siatki. I robił to skutecznie.

Polak po jednym z udanych serwisów, głośno krzyknął: come on, a przecież robi to niezwykle rzadko na korcie. Publiczność też chciała, by radził sobie lepiej i po każdej jego udanej akcji, gorąco go dopingowała. Hurkacz wreszcie potrafił skutecznie pilnować swojego serwisu. To samo robił Berrettini, który w tym secie miał aż osiem asów i w efekcie doszło do tie-breaka. Przed nim Polak mógł być optymistą, bo w tym sezonie miał w nim bilans: 10:3. Hurkacz zagrał go po profesorsku, już po raz trzeci w tym turnieju.

Niestety, czwartego seta rozpoczął fatalnie. Już w pierwszym gemie serwisowym został przełamany. I to zadecydowało o losach tej partii. Bo Berrettini wciąż serwował jak natchniony. W swoich gemach przegrał w tym secie zaledwie pięć punktów. W całym meczu wygrał aż 56 z 65 punktów po pierwszym podaniu (aż 86 proc.) i miał aż 22 asów (Hurkacz 5). Zdecydowanie wygrał również klasyfikację wygrywających uderzeń (60-27) i miał również mniej niewymuszonych błędów (18-26). Ani razu nie dał się również odebrać sobie serwisu, a Polak miał tylko dwie szanse na break-pointa (po jednej w pierwszym i drugim secie).

- Brakuje mi teraz słów. Musi minąć kilka godzin, by dotarło do mnie, że jestem w finale Wimbledonu. Nigdy nie marzyłem, że zagram w decydującym meczu tego turnieju. To byłoby zbyt górnolotne. Bardzo się cieszę i teraz muszę odpocząć przed finałem - powiedział Włoch po meczu.

Berrettini po raz pierwszy w finale zagra w turnieju wielkoszlemowym. Zmierzy się w nim ze zwycięzcą meczu: Novak Djoković (Serbia, 1. ATP) - Denis Shapovalov (Kanada, 12. ATP).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.