"Gdy pakowałam się na Wimbledon, rodzice pytali się mnie, czemu pakuję tyle ubrań. Teraz chyba będę musiała zrobić pranie - mówiła po niespodziewanym awansie do IV rundy Wimbledonu Brytyjka Emma Raducanu. To największa sensacja tegorocznej edycji turnieju. Przed pierwszym meczem była 338. zawodniczką światowego rankingu, a już teraz wiadomo, że awansuje o 163 pozycje. I nikt nie wie, gdzie się zatrzyma" - tak opisywaliśmy jeszcze niedawno Emmę Raducanu, która właśnie wycofała się z tegorocznej edycji Wimbledonu.
Raducanu grała w IV rundzie przeciwko Australijce Ajli Tomljanović. O wiele bardziej doświadczona rywalka wygrała zaciętego pierwszego seta 6:4 i prowadziła już 3:0 w drugiej partii. W grze Raducanu widać było jednak wtedy coś dziwnego, jakby nie była sobą. I faktycznie, chwilę później Brytyjka poprosiła o przerwę medyczną, a dziennikarze śledzący mecz z miejsca zdarzenia poinformowali, że tenisistka ma problemy z oddychaniem.
Po chwili udzielania pomocy na korcie Raducanu została z niego zabrana, a po kilku minutach poinformowano, że zawodniczka nie będzie w stanie wrócić na kort. Organizatorzy Wimbledonu później potwierdzili, że Brytyjka wycofała się z turnieju.
- Jest mi bardzo przykro z jej powodu. Jestem wręcz zaskoczona - mówiła po meczu Tomljanović. - Emma musi odczuwać spory ból, jeśli zdecydowała się na wycofanie z turnieju przed własną publicznością. Wolałabym, żebyśmy to dokończyły - dodała Australijka cytowana przez "The Guardian", która w ćwierćfinale zmierzy się z rodaczką i liderką rankingu WTA, Ashleigh Barty.
Strona telewizji BBC pisze o wycofaniu Raducanu, że to "smutny koniec jej bajki", a także "przykre zakończenie tygodnia, który w jej wykonaniu pozostanie jednak zapamiętany na długo". Brytyjskie media są przekonane, że taki Wimbledon to dopiero początek wielkiej kariery 18-latki. Teraz najważniejsze jest jednak jej zdrowie.