Francuzi, tak żegna się gwiazdy! Polały się łzy. "Nie mogłam prosić o nic więcej"

Carla Suarez Navarro i z Rolanda Garrosa, i z Wimbledonu odpadała już w pierwszych rundach. Ale jakże różne były to mecze. Ten we Francji toczył się w depresyjnych okolicznościach. Ten w Londynie, jak stwierdziła sama Hiszpanka, był "najpiękniejszym możliwym pożegnaniem". Do pełni szczęścia zabrakło tylko zwycięstwa nad światową "jedynką", Ashleigh Barty, ale najważniejsze jest to, że 32-latka, która wygrała walkę z chłoniakiem Hodgkina, żegna się na własnych warunkach.

W Paryżu, jak opisywaliśmy w Sport.pl, zawalili organizatorzy. Mecz Carli Suarez ze Sloane Stephens miał wielki ciężar emocjonalny (rodzina Amerykanki została mocno dotknięta pandemią koronawirusa), ale toczył się przy zamkniętych drzwiach. Ustawiono go tak późno, że wypadał po lockdownowej godzinie policyjnej we Francji. W Anglii wszystko było jak należy. Los chciał, by Hiszpanka zagrała z liderką rankingu WTA, Ashleigh Barty. Po niespełna dwugodzinnym meczu przegrała, 1:6, 7:6 (7:1), 1:6. Ale i tak wygrała.

Zobacz wideo "Iga Świątek uczy się od Mattek-Sands. W przyszłości mogą wygrać jakiegoś szlema"

Carla Suarez odpadła, ale i tak była najszczęśliwszą zawodniczką na Wimbledonie

Mecz Barty z Suarez odbywał się na korcie centralnym. Hiszpanka pokazała wolę walki, wróciła ze stanu 4:5 w drugim secie i doprowadziła do trzeciej partii, grając sinusoidalnie, co jednak dziwić nie mogło – był to dla niej pierwszy mecz od czasu French Open. Kibice docenili 32-latkę. Wszyscy, włącznie z Barty, nagrodzili ją owacją na stojąco, a matka Hiszpanki, Loli Navarro, przyglądała się sytuacji ze łzami w oczach i z telefonem w ręce, uwieczniając ten wzruszający moment. 

Mama kilka razy była na korcie i zawsze wszystko nagrywała, robiła zdjęcia... Miała prawo być ze mnie dumna – mówiła wzruszona Navarro. Hiszpanka podkreślała, że "cieszyła się chwilą". – Nie mogłam prosić o nic więcej. Ten ostatni Wimbledon był dla mnie wspaniałym turniejem. Jestem pewna, że żadna zawodniczka nie była dziś szczęśliwsza ode mnie – uważa 32-latka.  

– Wimbledon dał mi wspaniały prezent – powiedział Suarez. Z kortu zeszła szybko, będąc zawstydzoną owacją od kibiców, którą później doceniła na konferencji prasowej. – Nie mogłam prosić o nic więcej w dniu mojego pożegnania z tym turniejem. Kort centralny. Starcie z numerem jeden rankingu WTA. Świetny mecz. Naprawdę, było wszystko. To był cudowny dzień –  podkreślała Hiszpanka.

Wielki triumf Carli Suarez. Z tenisem żegna się na własnych warunkach

Dla Suarez to dni pełne emocji. – Cudownie było grać na Wimbledonie i przeżywać tę sytuację z wraz z mamą, bo wiele przecierpiałyśmy, by się tu znaleźć. Mam wielkie szczęście, że mogłam tu być zaledwie dwa miesiące po zakończeniu leczenia – powiedziała jedna z najbardziej lubianych tenisistek w stawce.

W 2020 roku planowała ona zakończyć karierę, ale wiosną sezon przerwała pandemia, a we wrześniu zdiagnozowano u niej chłoniaka Hodgkina, nowotwór krwi. Zawodniczka przechodziła chemioterapię i radioterapię. Chorobę, zdiagnozowaną we wczesnym stadium, udało się zwalczyć i w tym roku Hiszpanka ruszyła na pożegnalne tournée, które zakończy się na igrzyskach olimpijskich lub US Open. Z French Open i z Wimbledonem żegnała się już w pierwszych rundach, ale najważniejsza była możliwość pożegnania się z ukochanym sportem na własnych warunkach, z rakietą w ręce.

Pochodząca z Wysp Kanaryjskich Carla Suarez Navarro siedem razy awansowała do ćwierćfinału turniejów wielkoszlemowych. Pierwszy raz udało się to jej właśnie w Roland Garros, w 2008, a potem jeszcze raz w 2014. Trzy razy była w Australian Open (2009, 2016 i 2018) i dwa razy w US Open (2013 i 2018). W Wimbledonie cztery razy była w czwartej rundzie. Najwyżej w światowym rankingu sklasyfikowana była w lutym 2016 roku, kiedy zajmowała szóste miejsce. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.