"Maria Sakkari nie zaprzepaściła szansy swojego życia, pokonała Świątek i świętuje swoją największą wygraną w karierze" - cieszą się greckie media. My tym razem musimy uznać klasę rywalki Igi Świątek. I żałować, że Polka nie miała najlepszego dnia.
Wojciech Fibak: Właśnie mnie pan złapał w drodze na lotnisko. Lecimy z córką. Bilety kupione, hotel zarezerwowany. Pooglądamy turniej bez Igi. Szkoda.
Nawet jeśli Iga gra najlepszy tenis na świecie - a gra najlepszy i najciekawszy - to jednak jest to taki sport, w którym gra się mnóstwo meczów i będą się zdarzać porażki. Raz one wynikają z tego, że przeciwnik zagra rewelacyjnie, że wyjdzie mu mecz życia. Tak Iga przegrała w bieżącym roku z Konjuh w Miami czy z Halep w Australian Open. Rywalki były wtedy świetne. Można też przegrać, gdy samemu się ma problem albo gdy następuje połączenie własnych problemów i świetnej postawy rywala.
Tak, Iga była nerwowa. Nie mogła się odnaleźć na korcie centralnym, nie potrafiła znaleźć swojego rytmu gry. To pewnie po meczu z Martą Kostiuk w sesji wieczornej. Wtedy warunki były zupełnie inne, podobne do tych z października ubiegłego roku, gdy Iga wygrała Roland Garros. Czyli kort był wolniejszy. Dzień po meczu z Kostiuk, a dzień przed meczem z Sakkari, Iga grała na innym korcie debla. Problemy z przejściem na inny kort zdarzają się wszystkim. Rafael Nadal czasami gubił forhend w Madrycie i to go później prześladowało jeszcze na początku French Open. Nadalowie dwa razy się do mnie zgłosili właśnie w takiej sytuacji, z prośbą, żebym pomógł ten forhend uregulować. Idze tym razem debel nie pomógł, ale absolutnie nie uważam, że ona go niepotrzebnie gra. Moim zdaniem z Sakkari Iga po prostu zagrała na dużo szybszym korcie niż zwykle, piłka odbijała się szybciej, co płasko grającej Greczynce odpowiadało.
Sakkari zagrała świetny mecz. Znakomity. Dużo ryzykowała, czuła kort, warunki - miała swój wielki dzień. To pewnie jedno z jej najlepszych spotkań w życiu. Dlatego Iga, choć walczyła ze swoimi problemami, nie zdołała złamać rywalki, z której energia aż kipiała. Sakkari zasłużyła na półfinał. Zdradzę, że moja córka należy do tego samego klubu co Maria. I mówi, że Sakkari wszystkich traktuje świetnie, jak równych sobie. I moja Agnieszka, która miesza w Grecji, ją uwielbia, więc jest jej łatwiej niż mi. Ja jestem bardzo smutny. Bardzo mi szkoda, że Iga nie nie zagra o swój drugi wielkoszlemowy tytuł. Ćwierćfinał to jest oczywiście duże osiągnięcie. Ale ona jest tak dobra, że naprawdę było ją stać na wygranie turnieju. Bardzo Idze współczuję, bo wiem, jak to jest czuć niedosyt. Też na tym korcie przegrywałem ćwierćfinały.
Nie chciałbym zwalać na kontuzję. Moje zdanie jest takie: gdy się wygrywa, to nie boli, a gdy się przegrywa, wtedy zaczyna boleć. Uważam, że gdyby Iga wygrała pierwszego seta, a nie Greczynka i gdyby ona prowadziła w drugim secie 2:0, a nie przegrywała 0:2, to o przerwę medyczną by nie poprosiła.
Wiadomo, że udo Igę bolało. Ale uważam, że przy dobrym dla siebie wyniku by się tym nie przejęła. A tak podjęła dobrą decyzję, żeby przerwać. Dała sobie chwilę, dała sobie szansę na powrót z nową energią. To dowód, że ona już jest mistrzynią, że ma doświadczenie i korzysta ze wszystkich opcji. Ale to nie przez kontuzję odbijała nieczysto, gubiła rytm poruszania się i ustawiania, co przecież ma w naturze. Dodam jeszcze, że to bardzo dobrze, że Iga walczyła do końca, że nie poddała tego spotkania. To się należało Greczynce.
Oczywiście. Sam grałem debla i trochę powygrywałem. Oczywiście, że to jest sukces. Ale apetyty wzrosły. Człowiek się przyzwyczaił do tego, że Iga wygrywa, że świetnie gra. Ostatni taki dzień bez rytmu jak z Sakkari to jej się przecież zdarzył z Krejcikovą w Rzymie. Podejrzewam, że zwycięstwo Krejcikovej w ćwierćfinale z Gauff tuż przed meczem Świątek - Sakkari mogło na Igę nie wpłynąć dobrze.
To mogło zwiększyć nerwowość Igi. Uświadomić jej, że teraz ma mecz z grającą trochę szalony tenis Sakkari. A jeśli wygra, to będzie musiała zagrać z Krejcikovą, z którą nikt nie lubi grać. Według mnie przed Igą spotęgowały się trudności. Ona mogła poczuć, że zadanie obrony tytułu będzie trudne. Wielka szkoda. Ale tak po prostu czasem się w tenisie zdarza.