Przez lata w męskim tenisie obserwowaliśmy dominację różnych nacji: Amerykanów, Australijczyków, Rosjan, Skandynawów. Dziś nową potęgą powoli stają się Włosi. Widać to po tegorocznym Roland Garros. Pierwszy raz w historii Wielkiego Szlema aż trzech włoskich tenisistów awansowało do drugiego tygodnia imprezy: Matteo Berrettini, Lorenzo Musetti i Jannik Sinner.
Musetti postraszył w czwartej rundzie Novaka Djokovicia, z którym prowadził w poniedziałek 2:0 w setach, a przegrał po kreczu w piątej partii. Berrettini także rzucił wyzwanie Djokoviciowi, z którym przegrał w środę w ćwierćfinale w czterech setach. Sinner walczył z Nadalem, prowadził 5:3 w pierwszym secie, ale nie dał rady zatrzymać obrońcy tytułu.
Włosi mieli obok Hiszpanów najwięcej reprezentantów w czwartej rundzie Roland Garros (po trzech). Dalej byli Niemcy i Argentyńczycy (po dwóch), a jednego tenisisty w najlepszej "16" w Paryżu doczekali się Serbowie, Szwajcarzy, Japończycy, Grecy, Chilijczycy i Rosjanie.
W pierwszej setce rankingu ATP jest obecnie aż dziesięciu zawodników z Włoch: Matteo Berrettini (9. w rankingu), Jannik Sinner (19.), Lorenzo Sonego (28.), Fabio Fognini (29.), Lorenzo Musetti (76.), Stefano Travaglia (78.), Salvatore Caruso (82.), Marco Cecchinato (83.), Gianluca Mager (87.) i Andreas Seppi (98.). Tyle samo tenisistów mają w top 100 tylko Francuzi, Hiszpanie i Amerykanie. Znacznie mniej jest m.in. Niemców (czterech), Rosjan (czterech), Australijczyków (pięciu), Kanadyjczyków (czterech) czy Brytyjczyków (trzech). Z Polaków jest tylko Hubert Hurkacz (24. miejsce).
Jeszcze kilka lat temu reprezentanci Włoch nie liczyli się w rozgrywkach ATP. Próżno było szukać ich nazwisk w drabinkach wielkoszlemowych. Więcej było tam Polaków (m.in. Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot, gdy grał jeszcze w singlu). Dziś Włosi są czołową nacją, a najmłodszym Sinnerowi i Musettiemu eksperci wróżą wielkie kariery.
Zaczęło się od Marco Cecchinato, który trzy lata temu doszedł do półfinału Roland Garros, a po drodze pokonał m.in. Novaka Djokovicia. W kolejnym sezonie Fabio Fognini wygrał turniej Masters 1000 w Monte Carlo, w półfinale pokonując Rafaela Nadala. - Nie wiem, jak to powiedzieć po angielsku, ale we Włoszech mamy takie określenie "effetto traino" ("efekt holowania"). Uważam, że wynik Marco Cecchinato osiągnięty w Paryżu dał ogromny impuls całemu środowisku tenisowemu we Włoszech. Wielu tenisistów pomyślało, że mogą zajść tam, gdzie Marco - mówi w rozmowie ze Sport.pl włoski dziennikarz Alessandro Nizegorodcew z portalu spaziotennis.com.
Podobnie uważa Elena Romagnino z kanału SuperTennis TV. - Zobaczenie jednego z twoich przyjaciół, z którym bawiłeś się od dziecka, na poziomie czołówki ATP prowadzi cię do przekonania, że i ty też możesz to osiągnąć. Możesz dostać wszelką pomoc, świetny zespół, ale ostatecznie liczy się mentalność zawodnika. Oczywiście także jego umiejętności stricte tenisowe - przekonuje.
Dwa lata temu błysnął nie tylko Fognini, ale także Matteo Berrettini, który pierwszy raz doszedł w Nowym Jorku do najlepszej "czwórki" Wielkiego Szlema. - Od 42 lat nie było żadnego włoskiego tenisisty w półfinale US Open. Kilka miesięcy później Berrettini wystąpił w Turnieju Mistrzów w Londynie. Poprzedni rok miał trudny z powodu kontuzji, ale w ostatnich tygodniach potwierdził, że zasługuje na miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu ATP - mówi Alessandro Stella z ubitennis.it, największego włoskiego portalu tenisowego.
Gdy Berretini wchodził do ścisłej czołówki, pierwsze kroki w poważnych rozgrywkach stawiał Jannik Sinner z rocznika 2001. - Przełomowy był dla niego sezon 2019. Wtedy to wygrał swój pierwszy turniej rangi ATP Challenger, pierwszy mecz w głównym cyklu ATP, doszedł do pierwszego półfinału w Antwerpii, a chwilę później zwyciężył w imprezie Next Gen ATP [coroczny turniej dla najlepszych zawodników do 21. roku życia - przyp. red.] - tłumaczy Stella.
W poprzednim sezonie objawił się kolejny włoski talent - Lorenzo Musetti. Młodszy o rok od Sinnera, wygrał Australian Open juniorów. Po pandemii Musetti wspinał się w rankingu, aż na początku tego sezonu wszedł do pierwszej setki. Niedawno w Rzymie w pierwszej rundzie ograł Huberta Hurkacza. Jest pierwszym tenisistą z rocznika 2002, który wygrał spotkanie w turnieju głównym Wielkiego Szlema. To także szósty zawodnik od 2000 roku, który doszedł w debiucie wielkoszlemowym do 1/8 finału.
Po Berrettinim, Sinnerze i Musettim najwyżej sklasyfikowany w rankingu jest Lorenzo Sonego. - Choć nie ma tak wielkiego talentu jak ta trójka, jest naszym najbardziej walecznym zawodnikiem. Sonego w dzieciństwie grał w piłkę nożną w FC Torino, ale przerzucił się na tenis, bo uznano, że był za chudy na sport kontaktowy. Do pierwszej setki ATP wszedł pod koniec 2018 roku, gdy miał już 23 lata - opowiada Stella.
Najbardziej doświadczeni włoscy tenisiści to 34-letni Fabio Fognini i 37-letni Andreas Seppi. - Podtrzymywali włoski tenis w poprzednich latach. Fognini nadal bywa groźny dla najlepszych, a Seppi jest bliski końca kariery. Jest też Marco Cecchinato, który po fantastycznym występie w Paryżu sprzed trzech lat, znów pokazał się z dobrej strony w Roland Garros, przegrywając kilka dni temu w trzeciej rundzie po pięciu setach z Musettim - zauważa Stella.
Pozostała trójka - Stefano Travaglia, Gianluca Mager i Salvatore Caruso - to zdaniem naszego rozmówcy "chłopcy ze średniej półki". - Tak ich nazywamy. Prawdopodobnie skorzystali ze zbiorowego entuzjazmu wokół włoskiego tenisa, by zmusić się do wykorzystania maksimum swoich możliwości - tłumaczy.
Dziś najgłośniej o Sinnerze i Musettim, ale w kolejce są kolejni młodzi zdolni z Włoch. To m.in. Giulio Zeppieri (rocznik 2001), Luca Nardi (2003) i Flavio Cobolli (2002). Ten ostatni grał niedawno podczas turnieju w Parmie jak równy z równym z Janem-Lennardem Struffem, który był w czwartej rundzie Roland Garros.
Jak wytłumaczyć fenomen włoskiego męskiego tenisa? - W ostatnich latach Włoska Federacja Tenisowa zainwestowała sporo w odbudowę dyscypliny. Mieliśmy dużo sukcesów w kobiecym tenisie, ale czekaliśmy całe lata na podobne wyniki wśród mężczyzn. Stworzono kanał telewizyjny SuperTennis TV, niekodowany, całkowicie poświęcony zmaganiom tenisowym. Federacja doprowadziła do rozwoju turnieju męskiego Masters 1000 w Rzymie, który stał się jednym z najbardziej cenionych w sezonie. Władze naszego tenisa postanowiły zorganizować kilka wielkich imprez, takich jak: Next Gen ATP w Mediolanie, a w tym roku Turniej Mistrzów w Turynie czy finał Pucharu Davisa, który rozegrany zostanie w Madrycie, Innsbrucku i w Turynie - tłumaczy Marco Amabili z kanału SuperTennis TV.
Równolegle postawiono na szkolenie zawodników. - W toskańskiej miejscowości Tirrenia znajduje się główne centrum treningowe, które stanowi stałe wsparcie dla zawodowych tenisistów i miejsce rozwoju dla obiecujących graczy, którzy mają możliwość współpracy z doświadczonymi trenerami, np. kapitanem reprezentacji Włoch w Pucharze Davisa Filippo Volandrim i trenerem Umberto Rianną - mówi Stella.
- Dużo zainwestowano w główne centrum treningowe i regionalne bazy. Federacja współpracuje też z prywatnymi klubami, nie zapominając o organizacji wielu turniejów niższej rangi ATP Challenger i ITF, które pozwalają młodym tenisistom sprawdzić się, zdobyć doświadczenie i pierwsze punkty - opowiada Amabili. Młodzi zawodnicy korzystają z dzikich kart i powoli przebijają się do czołówki.
Włoski analityk tenisa Luca Brancher także docenia pracę, jaką wykonał związek tenisowy. - Udało się doprowadzić do rozwoju turnieju w Rzymie, który w latach 90. był tak mały, że nawet Włosi nie interesowali się nim. Teraz jest ważny dla naszego społeczeństwa, pojawiło się więcej kibiców i sponsorów. Powołano też wiele mniejszych turniejów, by dać szansę tenisistom, którym brakuje pieniędzy i chcą awansować w rankingu - przyznaje Brancher.
- Nasza federacja udostępniła zawodnikom i trenerom specjalnych doradców. To wielka zmiana w mentalności, która została dokonana. Teraz wszyscy trenerzy współpracują ze sobą. Wszyscy ze sobą rozmawiają, wszyscy się wzajemnie poprawiają - twierdzi Romagnino.
- Sinner jest jak diament zrodzony na pustyni. Wielką pracę wykonał przy nim Riccardo Piatti [słynny włoski trener tenisa, który trenował m.in. zawodników z top 10 ATP: Novaka Djokovicia, Ivana Ljubicicia, Richarda Gasqueta i Milosa Raonicia - przyp. red.], który potrafił docenić jego talent. Wyniki Berrettiniego i Sonego są efektem wyjątkowej pracy dwóch trenerów: Matteo Santopadre i Gipo Arbino. W przypadku pozostałych zawodników decydującą rolę odegrało wsparcie włoskiej federacji tenisowej - twierdzi Stella.
Włoska myśl szkoleniowa stawia na nowinki techniczne. - Berrettini, Sonego i Sinner pracują ciężko nad analizą poszczególnych meczów. Zwłaszcza Berrettini, który jest w kontakcie z Craigiem O’Shannessym. To prawdopodobnie najbardziej doświadczony specjalista w dziedzinie analizy danych podchodzących ze spotkań tenisowych - mówi Stella.
Słowa ekspertów potwierdza Gian Marco Moroni. Włoski tenisista sklasyfikowany obecnie na 263. miejscu w rankingu ATP w rozmowie ze Sport.pl przyznaje: "Rozwój naszego tenisa wynika z tego, że federacja i trenerzy zainwestowali w zawodników czas i pieniądze. Szkoleniowcy z całych Włoch zjeżdżają się do centrum treningowego i udzielają nam wsparcia."
Włosi mają świadomość, jak wyjątkowe nastały czasy dla ich tenisa. - Niedawno podczas turnieju w Parmie Corrado Barazzutti [były włoski tenisista - przyp. red.] powiedział mi, że to najlepszy okres naszego tenisa w historii. Zgadzam się z tym. 10-15 lat temu mieliśmy wiele wspaniałych tenisistek. Teraz przyszedł czas na panów. W środowisku jest świetna atmosfera - mówi Matteo Mosciatti z portalu Sportface.
- We Włoszech wierzymy, że tak wielu zawodników w czołówce to nagroda za dekadę smutku. Jeszcze niedawno bylibyśmy zadowoleni z jednego tenisisty w trzeciej rundzie turnieju wielkoszlemowego, teraz jest zupełnie inaczej - przekonuje Brancher, a w jego głosie da się wyczuć wielką dumę. Zasłużoną. Wiele nacji, w tym Polacy, może wzorować się na Włochach. Żaden kraj w męskim tenisie nie poczynił w ostatnich latach takich postępów, jak oni.
- W związku z rozwojem męskiego tenisa pojawiają się oczekiwania wśród fanów, którzy chcą, aby tenisiści nawiązali do wyników osiąganych wcześniej przez tenisistki. Mam na myśli np. triumf Francesci Schiavone w Roland Garros 2010 czy cztery zwycięstwa reprezentacji Włoch w Pucharze Federacji w latach 2006-2013 - kończy Amabili. Jeśli włoski męski tenis utrzyma tempo rozwoju, kolejne sukcesy będą tylko kwestią czasu.