Ranking kłamie. Rywalka Świątek gra jak tenisistka z czołówki. "Muszę mieć kilka lat więcej"

Miało jej dziś nie być w Paryżu. Miała być już w turnieju w Nottingham, oswajać się z trawą. Po tylu ciosach z ostatnich miesięcy nie zakładała gry w drugim tygodniu Roland Garros. A jednak to właśnie Marta Kostiuk została jedną z rewelacji turnieju i walczy dziś o 21 o ćwierćfinał z Igą Świątek.

Oto pół roku z życia tenisistki, która za kilka tygodni, w dniu rozpoczęcia Wimbledonu, skończy 19 lat: w styczniu euforia po półfinale w Abu Zabi, przeciążenie ramienia i bezradność w pułapce wydłużonej kwarantanny przed Australian Open. W lutym szybkie pożegnanie z Melbourne już po pierwszej rundzie, do tego zaległości treningowe, niedoleczone ramię i powrót na Ukrainę. A tam: zakażenie koronawirusem, tak mocne, że skończyło się izbą przyjęć, antybiotykami i długim osłabieniem. Koniec marca: w tę i z powrotem do Miami, z porażką już w pierwszej rundzie turnieju. W kwietniu: półfinał w Stambule, gdzie pokonała m.in. Darię Kasatkinę i Anę Konjuh, a odpadła dopiero ze świetną ostatnio Soraną Cirsteą. Ciągła huśtawka emocji, burzenie tego, co już zostało zbudowane, zaczynanie od nowa.

Zobacz wideo Iga Świątek: Najważniejsze jest to, żeby nie mieć oczekiwań w stosunku do swojej gry. Wtedy mój poziom się poprawia

Trzynastoletnia Marta w parlamencie Ukrainy: Wiem, że jest wojna na Wschodzie. Ale proszę, pomóżcie sportowym talentom 

Sporo jak na dziewiętnastolatkę w sporcie, w którym – jak mówi przyjaciółka Marty Kostiuk, Paula Badosa, inna rewelacja tegorocznego Roland Garros – wszystko w 70, a może i 80 procentach zależy od głowy. A tutaj jeszcze chodzi o dziewiętnastolatkę, której już kilka lat temu wmawiano, że przed nią tylko droga do góry. O dziecko przyzwyczajone do tego, że jest w sporcie zawsze w centrum uwagi: ćwiczyła gimnastykę sportową ze świetnym efektem, wzięła się za tenis – szło jeszcze lepiej. Już jako trzynastolatka przemawiała w parlamencie Ukrainy i wzywała deputowanych, by wywalczyli więcej pieniędzy na sport albo chociaż zachęcili biznesmenów ulgami podatkowymi w zamian za sponsorowanie sportowców. Bo inaczej przepadną Ukrainie wielkie talenty. Mówiła: wiem, że mamy wojnę na Wschodzie, ale trzeba jakoś pomóc również sportowi. W wywiadach mówiła o patriotyzmie, opowiadała o nocy spędzonej na Majdanie podczas protestów, odmówiła w pewnym momencie startów w turniejach w Rosji, bo uznała, że to będzie źle wyglądać, gdy trwa wojna. Wokół Marty w pewnym momencie zrobiło się na Ukrainie tak głośno, że jej rodzice uznali, że lepiej będzie, jeśli córka przeniesie się z ich klubu tenisowego w Kijowie gdzieś do akademii za granicą. Trafiła wtedy pod opiekę Chorwata Ivana Ljubicicia, w jego tenisowej agencji i w akademii w Cannes.  

 

Kostiuk wygrała juniorskie Australian Open jako piętnastolatka. A potem presja rosła, a pieniądze się kończyły 

Marta Kostiuk jest młodsza o rok od Igi Świątek, ale był taki czas, gdy wydawało się, że jest w tenisie daleko przed Igą. W 2017 wygrała juniorskie Australian Open jako druga najmłodsza tenisistka w historii turnieju. Gdy jechała w tamtym roku na Roland Garros, już się uginała pod presją. Czuła, że wszyscy od niej oczekują, że wygra też i tego szlema, a ona nawet nie miała pieniędzy na porządny hotel w Paryżu. Rodzinne rezerwy finansowe właśnie się kończyły. Pieniądze na pierwsze międzynarodowe starty Marty udało się zebrać w klubie tenisowym prowadzonym przez mamę, Talynę Bejko, byłą obiecującą tenisistkę (to jest rodzina tenisowa - brat Talyny, Taras, był pierwszym mistrzem niepodległej Ukrainy w singlu). Jeden z grających tam zgodził się sfinansować starty i wynajęcie trenera dla Marty. Ale to zadziałało na krótką metę. Deputowani, którzy po wizycie Marty w parlamencie obiecali nie tylko zmiany w prawie, ale i zorganizowanie zrzutki, szybko o obietnicy zapomnieli ("Ciągle zbierają" – śmiała się w jednym z wywiadów). Sponsorzy się nie zgłaszali, przez pewien czas karierę Marty podtrzymywał finansowo, z własnej kieszeni, szef ukraińskiego związku tenisowego, biznesmen Serhij Lahur. 

"Żyłam w równoległych rzeczywistościach. Ile ja w końcu mam lat?"

Hotel w Paryżu i tak, jak się okazało, nie był im w tym 2017 roku potrzebny na długo: Marta odpadła już po dwóch meczach. Ale szlema jeszcze w tamtym roku wygrała: US Open, ale w deblu. Potem Kostiuk zrobiła furorę w Australian Open 2018, ale już nie juniorskim. Jako piętnastoletnia kwalifikantka, z 591. miejsca w rankingu, zaszła aż do trzeciej rundy. I znów oczekiwania poszybowały, choć ona nie przestała być dzieckiem. "Żyłam w równoległych rzeczywistościach, jakbym miała dwie daty urodzenia. Jakbym była o kilka lat starsza, jeśli chodzi o wymagania w tenisie. Sama siebie pytałam: to ile ja mam w końcu lat?" – opisywała to niedawno w tennis.com. I jak to często bywa, z czasem odkryła, że niszczy ją nie to, że ktoś od niej czegoś wymaga, że ktoś w niej widzi następną Martinę Hingis. Tylko że sama stawia sobie cele tak wysoko, że wpuszcza całą presję z zewnątrz w swój świat.  

Ograniczenia turniejowe dla tenisistek w jej wieku sprawiały, że presja jeszcze rosła. Zgodnie z przepisami zawodniczkom w wieku od 15 do 18 lat stopniowo zwiększa się limit zawodowych turniejów, w których mogą wziąć udział w danym roku, od 10 do 16. To ma chronić przed wyniszczeniem młodego organizmu. Ale z drugiej strony zwiększa presję na wykorzystanie tych nielicznych szans w sezonie. "Niektórym dziewczynom w Tourze to ograniczenie służy. Ale ja tak wiele od siebie wymagałam, że nie umiałam się z tym pogodzić" – mówi. Patrzyła, jak starsza o dwa lata Bianca Andreescu wygrywa US Open. Jak starsza o rok Iga Świątek wygrywa Roland Garros. I trudno sobie wtedy na spokojnie układać w głowie, że jej czas w seniorskim tenisie też jeszcze przyjdzie.  

Wszędzie dobrze, ale z mamą najlepiej 

Musiała się pogodzić z tym, że każdy ma swoje tempo na tej drodze. Przeorganizowała sobie życie obok kortu, a wtedy i w tenisie poczuła odmianę. Po osiemnastych urodzinach wyprowadziła się do własnego mieszkania w Kijowie. I jako pełnoletnia, z większego dystansu, zaczęła bardziej doceniać, ile zawdzięcza mamie – trenerce. Talyna Bejko nigdy nie była w rankingu WTA wyżej niż pod koniec czwartej setki. Jedno z dwóch turniejowych zwycięstw w karierze odniosła w Łodzi, w małym turnieju na mączce w 1994 roku, rok później grała w Łodzi w finale. A już rok później zakończyła zawodową karierę. Ale jako trenerka cały czas się rozwija, uczy. I daje córce ciągłe wsparcie podczas turniejów, nawet jeśli czasem im się zdarzą ciche dni. – Musiałam sporo stracić i posmakować pracy z innymi, żeby docenić, jak mi pod opieką mamy dobrze – mówi Kostiuk. Pod koniec 2020, dzięki m.in. punktom za awans do trzeciej rundy US Open, pierwszy raz znalazła się w czołowej setce WTA. Dziś jest 81., ale ranking kłamie, w Paryżu Kostiuk gra jak tenisistka ze ścisłej czołówki. A tenisistek z prawdziwej ścisłej czołówki już w Paryżu – poza Igą Świątek i Sofią Kenin – nie ma. Kostiuk nie straciła jeszcze w Roland Garros 2021 seta. Zadziwiająco łatwo wyeliminowała w pierwszej rundzie Garbine Muguruzę. Potem bez wielkich kłopotów wygrała z Saisai Zheng i Warwarą Graczewą.  

Jeszcze niedawno, gdy słyszała, że ma taki świetny rok, już dwa półfinały w WTA Tour, w Abu Zabi i Stambule, wzruszała ramionami: "Wcale mi świetnie nie idzie, wiem, co mnie po drodze spotykało". Nie mogła się pogodzić z tym, że najpierw przeciążenie ramienia, potem koronawirus i infekcja bakteryjna zabrały jej starty w części turniejów w Australii, potem w Katarze, Dubaju, Meksyku, Charleston. Ale Paryż wynagradza jej na razie wszystko.  

Jak sama mówi, nie ma żadnej tenisowej broni, która jest wybitnie mocna. Jednak nigdy nie jest tak, że zostaje na korcie bez broni. I to sobie bardzo ceni: różnorodność. – Gdy nie idzie, to zawsze mam jeszcze 10 opcji do wyboru – mówi. Lubi przejmować inicjatywę na korcie, grać odważnie. Z Igą Świątek jeszcze się w zawodowym tenisie nie mierzyła. Kto wie, może się właśnie rodzi tenisowa rywalizacja na lata.  

Więcej o:
Copyright © Agora SA