Asłan Karacjew (26. ATP) błysnął w połowie lutego, kiedy awansował do półfinału Australian Open. Zaczął rywalizację w kwalifikacjach i po raz pierwszy w karierze awansował do drabinki głównej turnieju. W 2017 roku był poza siódmą setką rankingu. W marcu zeszłego roku – poza 250 miejscem. W drodze do półfinału, w którym przegrał z Novakiem Djokoviciem, wyeliminował tenisistów z pierwszej trzydziestki, bijąc przy tym szereg rekordów.
W czwartkowym meczu II rundy Rolanda Garrosa to Karacjew był zdecydowanym faworytem. Wystarczyło spojrzeć na kursy bukmacherów. Na jego wygranej można było dostać tylko dziesięć groszy, a na triumfie Niemca ponad siedem złotych! Philip Kohlschreiber (132. ATP) najlepsze lata swojej kariery ma już bowiem za sobą. Ostatni raz więcej niż dwa mecze w turnieju wielkoszlemowym wygrał w 2018 roku, kiedy awansował do IV rundy US Open. Natomiast w Rolandzie Garrosie ostatni raz w III rundzie był siedem lat temu.
Teraz Niemiec sprawił sensację. Po trzygodzinnym pojedynku wyeliminował Rosjanina w czterech setach. Kohlschreiber tylko raz dał się w meczu przełamać, a czwartego seta wygrał gładko 6:1, a przegrał w nim tylko czternaście punktów. Niemiec miał mniej wygrywających uderzeń (29-43), ale też popełnił mniej niewymuszonych błędów (26-39). Zdecydowanie lepiej radził sobie również przy siatce (skuteczność 9/13, a rywal 15/26).
- To jedna z największych niespodzianek turnieju Rolanda Garrosa - napisał Ben Rothenberg, dziennikarz "New York Times" na swoim profilu na Twitterze.
W III rundzie Kohlschreiber znów nie będzie faworytem. Jego rywalem będzie bowiem półfinalista Rolanda Garrosa z ubiegłej edycji, Argentyńczyk Diego Sebastian Schwartzman (10. ATP). - Pradziadek Schwartzmana uciekł z transportu wiozącego polskich Żydów na zagładę. Rodzice Diego stracili niemal cały majątek podczas zawirowań w Argentynie. A sam Diego ze 170 cm wzrostu właściwie nie miał czego szukać w tenisie - pisał o nim Paweł Wilkowicz, redaktor naczelny sport.pl.