„Do zobaczenia wtedy, kiedy się zobaczymy" – zakończyła poniedziałkowe oświadczenie o wycofaniu się z Roland Garros po sporze z organizatorami o to, czy wolno jej nie brać udziału w konferencjach prasowych, czy nie. Wcześniej w tym oświadczeniu mistrzyni Australian Open 2021 napisała, że potrzebuje teraz wolnego od kortów. Ale nie dała żadnej podpowiedzi: jak długa to będzie przerwa. Czy obejmie też Wimbledon, który zaczyna się 28 czerwca, a kończy 11 lipca, czyli tuż przed turniejem olimpijskim w Tokio? W tym turnieju miliony oczu będą patrzeć na każdy jej ruch. Twarz Naomi Osaki, Japonki wychowanej na Florydzie, ma być jednym z symboli tych igrzysk. Przedolimpijska mobilizacja sponsorów sprawiła, że Osaka wyprzedziła Serenę Williams na liście najlepiej zarabiających sportsmenek. Przed żadnym Wielkim Szlemem oczekiwania wobec Osaki nie były tak rozbudzone, jak będą w Tokio. A ona od dawna nie ukrywa, że tenis jest dla niej i błogosławieństwem i przekleństwem, że płaci wysoką cenę za spełnianie cudzych oczekiwań. W oświadczeniu z poniedziałku nazwała to już po imieniu: ataki depresji od wygrania US Open 2018, czyli turnieju który był jej biletem na szczyt.
O ciężarze Tokio 2021 Osaka nie napisała, ale trudno o nim zapominać, analizując zamieszanie z Paryża. Naomi, królowa twardych kortów, na mączce Roland Garros, ale i na trawie Wimbledonu traci wiele atutów. Jej siostra Marie Osaka (już zakończyła karierę, jak sama ją podsumowała: tenis szczęścia jej nie dał) tłumaczyła, że właśnie słabsza forma na kortach ziemnych była jedną z przyczyn decyzji siostry o bojkocie konferencji prasowych.
Osaka chciała uniknąć pytań, które mogłyby kruszyć jej pewność siebie. Nie miała nic przeciw pytaniom na korcie, po meczu, chodziło tylko o konferencje prasowe. Ale też było oczywiste, że organizatorzy zareagują tak, jak zareagowali: jeśli zwolnimy cię z konferencji prasowych, inni będą mieli pretensję, że muszą chodzić, a ty masz przywileje. A jednak wiceliderka rankingu WTA, czterokrotna triumfatorka Wielkich Szlemów, wydawała się szczerze zaskoczona, że wywołała aż takie zamieszanie. I jak napisała, po tym wszystkim „będzie lepiej dla turnieju, dla innych uczestników, dla mojego samopoczucia" jeśli z Roland Garros 2021 zniknie.
Jedna z najpotężniejszych kobiet sportu wycofuje się z jednej z największych imprez w sporcie po jednym meczu, w takich okolicznościach. Ale jeśli po kimś się tego można było spodziewać, to właśnie po Naomi Osace. To jest dominatorka, która bywa ujmująco ludzka i pełna sprzeczności. Żyje w swojej chmurze, odgrodzona od świata wielkimi słuchawkami, w których wychodzi na kort. Zdarza jej się zawiesić na chwilę nawet w krótkich rozmowach na korcie i odpowiedź czasem średnio przystaje do pytania. Po zwycięstwie w Australian Open Osaka zapytała swoją finałową rywalkę, Jennifer Brady: „jak wolisz, żeby do ciebie mówić, Jennifer czy Jenny?". Zaskoczona Brady odpowiedziała: niech będzie Jenny. „A więc, Jennifer", kontynuowała Osaka, wzbudzając salwę śmiechu. I to dobrze oddaje sposób bycia Japonki, która podczas wymian na korcie jest kulą energii, ale między nimi i po meczu sprawia czasem wrażenie, jakby zapadała w letarg, w swój świat.
Jej kariera od lat jest pełna wzlotów i spadków.
Osaka pierwszy wielki sukces osiągnęła trzy lata temu, wygrywając US Open, w finale pokonując w dramatycznych okolicznościach Serenę Williams. Serena wdała się wtedy w awanturę z sędzią i triumfatorce Osace przypadła tego dnia rola drugoplanowa, nawet gdy już ściskała trofeum. Cztery miesiące później była najlepsza w Australian Open, w wieku 21 lat została liderką światowego rankingu. Wydawało się, że kobiece rozgrywki należą do niej. I wtedy zaczęły się kłopoty.
Zaczęło się od rozstania z trenerem Saschą Bajinem, z którym sięgnęła po pierwsze dwa szlemy. Każda z rywalek chciała pokonać nową mistrzynię, co z czasem przestało być taką niespodzianką. Japonka odpadła po kolei - w III rundzie Roland Garros 2019, I rundzie Wimbledonu 2019, IV rundzie US Open 2019 i III rundzie zeszłorocznego Australian Open. I zsunęła się na 10. miejsce w rankingu WTA. Jak tłumaczyła później, był to dla niej bardzo trudny okres pod względem mentalnym. Nie była gotowa na sukcesy i zamieszanie im towarzyszące. Przez lata była raczej cichą i spokojną dziewczyną. A tu nagle miała zostać symbolem zmian w kobiecym tenisie, następczynią Sereny Williams, jak okrzyknęły ją media na całym świecie. Nie udźwignęła tego.
Zbawienna dla Osaki okazała się przerwa spowodowana pandemią. Od momentu, gdy w sierpniu zeszłego roku tenisiści wrócili do gry, Japonka ani razu nie zeszła z roku pokonana! Dwa przegrane mecze oddała walkowerem - półfinał w Cincinnati i półfinał imprezy WTA w Melbourne. W Wielkim Szlemie ma aktualnie serię 13 zwycięstw z rzędu: wygrała US Open 2020, w turnieju Rolanda Garrosa nie wystąpiła, a teraz jest już w finale Australian Open. To najdłuższa wielkoszlemowa seria w kobiecym tenisie od dwóch lat. Poprzednia należała także do niej, gdy od US Open 2018 do Rolanda Garrosa 2019 wygrała 16 spotkań.
Największą przemianę widać w jej zachowaniu. Zaczęło się od zeszłorocznego turnieju w Cincinnati. Początkowo wycofała się z imprezy w proteście przeciw postrzeleniu czarnoskórego mężczyzny Jacoba Blake’a. - Jestem sportowcem, ale przede wszystkim jestem czarnoskórą kobietą. I czuję, że są o wiele ważniejsze sprawy, które wymagają natychmiastowej reakcji, niż oglądanie mnie, jak gram w tenisa - napisała. Turniej Western and Southern Open został przerwany. A gdy ostatecznie go wznowiono, Japonka wycofała się w półfinale z powodu kontuzji.
Osaka stała się jednym z symboli ruchu Black Lives Matter. Przed i po zwycięstwie w pierwszej rundzie US Open 2020 z Misaką Doi nosiła maseczkę z imieniem i nazwiskiem Breonny Taylor - czarnoskórej kobiety, która w marcu została śmiertelnie postrzelona przez policję. To najlepszy dowód, jaka przemiana zaszła w ostatnich miesiącach w Japonce. Od cichej myszki, która nie była gotowa na sławę i blask fleszy, do wielkiej mistrzyni, która swoją rozpoznawalność chce wykorzystywać także w sprawach publicznych.
Ale ciężar wymagań, które stawia sobie i które stawiają inni, ciągle o sobie przypomina. - Ludzie nie pamiętają, kto zajął drugie miejsce. Możesz być w finale, ale jedynie nazwisko zwycięzcy przechodzi do historii. Myślę, że dlatego tak dobrze gram w finałach. Wtedy mam szansę się wyróżnić - powiedziała 23-latka.
Osaka to wzór dla Igi Świątek, jedna z tenisistek ze szczytu, z którą Polka najszybciej zaprzyjaźniła się w Tourze. Ich znajomość zaczęła się w Kanadzie, dwa lata temu, gdy po raz pierwszy zagrały przeciwko sobie. Osaka wygrała, a po spotkaniu tenisistki umówiły się na wspólny trening przed US Open. Innym razem jadły wspólnie obiad, wzajemnie wychwalały się w rozmowach z dziennikarzami. Podczas tegorocznego Australian Open Świątek przerwała konferencję Osaki. Weszła do pomieszczenia, w którym Japonka odpowiadała na pytania mediów, a ta natychmiast zauważyła jej obecność i znów było zabawnie.
Mało kto wtedy przypuszczał, że Idze Świątek tak szybko przyjdzie poznać euforię, ale i ciężar, jaki przychodzi po wygraniu Wielkiego Szlema. - Zawsze wyobrażałam sobie, że gdy wygram turniej Wielkiego Szlema, będę się cieszyła tym przez resztę życia, będę miała w sobie spokój, bo osiągnęłam swój cel. Prawda jest taka, że ludzie tacy nie są. Po prostu chcą więcej. Czuję oczekiwania, mimo że na turnieju Rolanda Garrosa zrobiłam coś wspaniałego. Zasadniczo chcę więcej. Czuję większą presję - mówiła Świątek. Dobrze, że Naomi Osaka przypomniała wszystkim, jakim to bywa ciężarem, nawet jeśli to się odbyło w taki sposób.