"To będzie tak, jakby Iga Świątek grała z Agnieszką Radwańską". Wojciech Fibak nie wyłączy telewizora

Łukasz Jachimiak
- Przestałem ten mecz oglądać. Wiedziałem, że Siegemund nie jest w stanie nic Idze zrobić, więc pojechałem na amatorski turniej - przyznaje się Wojciech Fibak. Po zwycięstwie nad Niemką 6:3, 6:3 Iga Świątek awansowała do trzeciej rundy turnieju w Madrycie. W poniedziałek zagra z liderką światowego rankingu WTA Ashleigh Barty. - To będzie trochę tak, jakby Iga grała z Agnieszką Radwańską - przekonuje Fibak.

Rozmowa z Wojciechem Fibakiem

Łukasz Jachimiak: Iga Świątek wykorzystała dopiero 11. piłkę meczową - denerwował się Pan?

Wojciech Fibak: Powiem szczerze: po kilku gemach przestałem mecz oglądać. Laura Siegemund jest utalentowana, ale gra bezmyślnie. Niemka serwowała tak, że cały czas się pakowała w kłopoty. Nie pokazywała żadnej taktyki w tym elemencie, grała na siłę. Wiedziałem, że ona nie jest w stanie nic Idze Świątek zrobić i że mecz się skończy w dwóch setach. Ogólnie plan Niemki na mecz był dobry. Atakowała Igę, psuła jej szyki. Dlatego Iga przy swoim podaniu była spięta, bo wiedziała, że ono będzie atakowane. Przy swoim serwisie Iga nie realizowała w pełni swojego planu. Ale i tak miała mecz pod kontrolą. Dlatego założyłem, że wygra i pojechałem na amatorski turniej do Sopotu. I teraz wszyscy tu mówią o tych 11 piłkach meczowych.

Zobacz wideo Reakcja Igi Świątek mogła zaniepokoić. "Przypomnieliśmy sobie, że ma dopiero 19 lat"

Kojarzy Pan mecz z podobną liczbą meczboli?

- To chyba jest rekord ostatnich lat. Jak przez mgłę pamiętam - ale może się mylę - że Kim Warwick, mój partner deblowy, z którym wygrałem Australian Open [w 1978 roku], w pierwszej rundzie turnieju w Rzymie miał 11 piłek meczowych z Adrianem Panattą, nie wykorzystał żadnej, a później Panatta wygrał cały turniej. Ale to się zdarzyło - jeśli się zdarzyło - u mężczyzn. A u kobiet chyba nigdy. Świetnie, że Iga to wytrzymała.

W nagrodę w trzeciej rundzie zagra z Ashleigh Barty, liderką światowego rankingu WTA. Tego meczu już Pan nie wyłączy?

- Na pewno nie. To będzie wielki mecz. Powrót do czasów, gdy Agnieszka Radwańska grała z liderkami rankingu. I to też będzie kontrast, bo Iga i Barty mają różne style. Polka gra bardzo ofensywnie, atletycznie. A Australijka stawia na technikę. To będzie trochę tak, jakby Iga grała z Agnieszką. Bo Barty gra taki delikatny tenis, jaki prezentowała Agnieszka.

Barty ma chyba trochę mocniejsze uderzenie?

- No może trochę z forhendu. Mimo wszystko to jest tenis techniczny. Ale może lepiej będzie powiedzieć, że to tak, jakby Iga zagrała ze mną.

Jakie szanse daje Pan Idze w takim meczu?

- Takie same jak Barty. To będzie wyrównane spotkanie. Barty wygrała turnieje w Miami i w Stuttgarcie, ale nie zachwyca. Za nią wiele meczów trudnych, skomplikowanych.

Nawet w drugiej rundzie w Madrycie taki grała. Z kwalifikantką Zidansek wygrała dopiero po trzech setach.

- No właśnie. Nawet nie bardzo znam tę Słowenkę [jest 80. w rankingu WTA]. Uwielbiam tenis Barty i podziwiam ją, ale ona jest wrażliwa, chimeryczna. Dużo będzie zależało od Igi. Niedawno Barty grała z Aryną Sabalenką i gdy Białorusinka trafiała, to wobec jej atletycznego, siłowego tenisa Australijka była bezradna.

Mówi Pan o finale w Stuttgarcie?

- Tak. Oczywiście gdy Sabalenka przestała trafiać, to Barty wygrała dwa kolejne sety i cały mecz. Bo włączyła swoją grę. Iga będzie miała trudne zadanie, ale ona potrafi się wstrzelić w kort. Ona nie czeka na błąd przeciwnika. I moim zdaniem stoi przed wielką szansą. Tym większą, że nie jest faworytką, nie ma na niej presji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA