W niedzielę w Stuttgarcie Ashleigh Barty sprawiła sobie piękny, choć nieco spóźniony prezent na 25. urodziny, które świętowała dzień wcześniej. Dzięki wygranej z Aryną Sabalenką Australijka zdobyła kolejny tytuł w 2021 roku i potwierdziła, że wraca do dobrej formy. Choć wielu zaczynało już ją skreślać.
Zwyciężczyni French Open sprzed dwóch lat od 9 września 2019 roku jest na szczycie rankingu WTA. Po wygranej w turnieju w Paryżu Barty dwukrotnie doszła do czwartej rundy turniejów wielkoszlemowych - Wimbledonu i US Open, a także do półfinału Australian Open już w 2020 roku. Potem zagrała jeszcze w Katarze i zniknęła, zrobiła sobie przerwę. A krytycy zaczęli ją nazywać "fałszywym numer jeden światowego tenisa", bo przewaga w rankingu WTA sprawiła, że żadna z zawodniczek pomimo długiej przerwy aż do stycznia 2021 roku jej nie wyprzedziła.
Barty nie było na kortach i od razu zwątpiono w jej formę. Bo nie wiadomo, jak zareaguje na pierwszą taką przerwę od jej początków w tenisie, bo nie wygrała turnieju Wielkiego Szlema od dwóch lat, bo ogrywała ją choćby Sofia Kenin, którą typuje się na jej następczynię, czy niezbyt doświadczone w rywalizacji na najwyższym poziomie Alison Riske i Wang Qiang. I dlatego, że dwa Wielkie Szlemy w tym czasie zgarnęła jej największa rywalka - Naomi Osaka.
Australijki nie było przez rok. - Musiałam się odnaleźć. Czułam się trochę zakręcona i zagubiona po pierwszej, bardzo dynamicznej części mojej kariery. Miałam szczęście, że mogłam odnieść tak wielki sukces, ale wciąż jestem bardzo przywiązana do rodziny, a tenis odebrał mi możliwość częstego kontaktu z domem. Wygrane turnieje i mecze z najlepszymi przyszły bardzo szybko i nie wiem, czy na wszystko byłam gotowa. Chciałam wrócić do tego, co dało mi siłę, żeby stać się tak silną wcześniej. Wróciłam do tych, którzy kochają mnie najbardziej - mówiła Barty cytowana przez portal lastwordonsports.com.
Wróciła na tegoroczny turniej Yarra Valley Classic w Melbourne i od razu wygrała. W finale pokonała Garbine Muguruzę 7:6 (7:3), 6:4, a krytykom szerzej otworzyły się oczy. Co prawda z Australian Open w ćwierćfinale wyrzuciła ją Karolina Muchova z Czech, ale w kolejne trzy tygodnie wywalczyła dwa tytuły - wygrała w Miami po finale z Biancą Andreescu i teraz w Stuttgarcie przeciwko Sabalence. Powiększyła przewagę w rankingu WTA nad drugą rakietą świata, Naomi Osaką do 1855 punktów. A krytykom opadły szczęki.
Ostatnie mecze Barty to niezwykła seria dwunastu zwycięstw w trzynastu rozegranych spotkaniach. Wygrała także swój dziesiąty mecz z rzędu przeciwko tenisistkom z najlepszej dziesiątki rankingu. To lepszy wynik niż najlepsze takie serie w karierze Wiktorii Azarenki (9), Marii Szarapowej (7), czy Agnieszki Radwańskiej (6). W kolejce do pokonania czekają za to choćby Kim Clijsters (11), Serena Williams (15), czy Justine Henin (17). A poza singlem Barty świetnie spisuje się też w deblu, bo w Stuttgarcie wygrała także rywalizację w grze podwójnej w parze z Jennifer Brady. Jako pierwsza od 2001 roku w historii niemieckiego turnieju wygrała tu w jednym roku zarówno w singlu, jak i w deblu.
Po finale z Sabalenką Australijka została zapytana o to, jak odbierała krytykę pojawiającą się w ostatnich tygodniach. - Cóż, nie muszę nic nikomu udowadniać. Nie kontroluję też myśli innych na mój temat. A ranking? Owszem, nie straciłam punktów, ale też żadnych nie zyskałam. Nie straciłam pierwszego miejsca, choć były zawodniczki, które mogły mnie wyprzedzić miały swoje szanse. Jeśli tego nie zrobiły, uważam, że w pełni na nie zasługuję - stwierdziła zawodniczka cytowana przez agencję AFP. Najbliższy turniej wielkoszlemowy - Roland Garros, na który Barty wróci po raz pierwszy od wygranej sprzed dwóch lat - rozpocznie się 30 maja i potrwa do 13 czerwca. Tytułu wywalczonego przed rokiem bronić będzie za to Iga Świątek.