"Fałszywy numer jeden światowego tenisa". Liderka rankingu sprawiła, że krytykom opadły szczęki

Liderka rankingu WTA, Ashleigh Barty udowadnia, że niesłusznie przez długi czas uważano ją za "fałszywy numer jeden światowego tenisa". Australijka wygrała drugi turniej w ciągu trzech tygodni i powiększyła swoje prowadzenie w rankingu do aż 1855 punktów. Tym razem w Stuttgarcie pokonała w finale Arynę Sabalenkę z Białorusi 3:6, 6:0, 6:3.

W niedzielę w Stuttgarcie Ashleigh Barty sprawiła sobie piękny, choć nieco spóźniony prezent na 25. urodziny, które świętowała dzień wcześniej. Dzięki wygranej z Aryną Sabalenką Australijka zdobyła kolejny tytuł w 2021 roku i potwierdziła, że wraca do dobrej formy. Choć wielu zaczynało już ją skreślać. 

Zobacz wideo "Hurkacz twardo stąpa po ziemi. O jego głowę jestem spokojny"

Barty zrobiła sobie przerwę od tenisa i stała się "fałszywym numerem jeden"

Zwyciężczyni French Open sprzed dwóch lat od 9 września 2019 roku jest na szczycie rankingu WTA. Po wygranej w turnieju w Paryżu Barty dwukrotnie doszła do czwartej rundy turniejów wielkoszlemowych - Wimbledonu i US Open, a także do półfinału Australian Open już w 2020 roku. Potem zagrała jeszcze w Katarze i zniknęła, zrobiła sobie przerwę. A krytycy zaczęli ją nazywać "fałszywym numer jeden światowego tenisa", bo przewaga w rankingu WTA sprawiła, że żadna z zawodniczek pomimo długiej przerwy aż do stycznia 2021 roku jej nie wyprzedziła. 

Barty nie było na kortach i od razu zwątpiono w jej formę. Bo nie wiadomo, jak zareaguje na pierwszą taką przerwę od jej początków w tenisie, bo nie wygrała turnieju Wielkiego Szlema od dwóch lat, bo ogrywała ją choćby Sofia Kenin, którą typuje się na jej następczynię, czy niezbyt doświadczone w rywalizacji na najwyższym poziomie Alison Riske i Wang Qiang. I dlatego, że dwa Wielkie Szlemy w tym czasie zgarnęła jej największa rywalka - Naomi Osaka.

Australijki nie było przez rok. - Musiałam się odnaleźć. Czułam się trochę zakręcona i zagubiona po pierwszej, bardzo dynamicznej części mojej kariery. Miałam szczęście, że mogłam odnieść tak wielki sukces, ale wciąż jestem bardzo przywiązana do rodziny, a tenis odebrał mi możliwość częstego kontaktu z domem. Wygrane turnieje i mecze z najlepszymi przyszły bardzo szybko i nie wiem, czy na wszystko byłam gotowa. Chciałam wrócić do tego, co dało mi siłę, żeby stać się tak silną wcześniej. Wróciłam do tych, którzy kochają mnie najbardziej - mówiła Barty cytowana przez portal lastwordonsports.com.

Liderka wróciła w wielkim stylu. Krytykom opadły szczęki

Wróciła na tegoroczny turniej Yarra Valley Classic w Melbourne i od razu wygrała. W finale pokonała Garbine Muguruzę 7:6 (7:3), 6:4, a krytykom szerzej otworzyły się oczy. Co prawda z Australian Open w ćwierćfinale wyrzuciła ją Karolina Muchova z Czech, ale w kolejne trzy tygodnie wywalczyła dwa tytuły - wygrała w Miami po finale z Biancą Andreescu i teraz w Stuttgarcie przeciwko Sabalence. Powiększyła przewagę w rankingu WTA nad drugą rakietą świata, Naomi Osaką do 1855 punktów. A krytykom opadły szczęki.

Ostatnie mecze Barty to niezwykła seria dwunastu zwycięstw w trzynastu rozegranych spotkaniach. Wygrała także swój dziesiąty mecz z rzędu przeciwko tenisistkom z najlepszej dziesiątki rankingu. To lepszy wynik niż najlepsze takie serie w karierze Wiktorii Azarenki (9), Marii Szarapowej (7), czy Agnieszki Radwańskiej (6). W kolejce do pokonania czekają za to choćby Kim Clijsters (11), Serena Williams (15), czy Justine Henin (17). A poza singlem Barty świetnie spisuje się też w deblu, bo w Stuttgarcie wygrała także rywalizację w grze podwójnej w parze z Jennifer Brady. Jako pierwsza od 2001 roku w historii niemieckiego turnieju wygrała tu w jednym roku zarówno w singlu, jak i w deblu. 

Po finale z Sabalenką Australijka została zapytana o to, jak odbierała krytykę pojawiającą się w ostatnich tygodniach. - Cóż, nie muszę nic nikomu udowadniać. Nie kontroluję też myśli innych na mój temat. A ranking? Owszem, nie straciłam punktów, ale też żadnych nie zyskałam. Nie straciłam pierwszego miejsca, choć były zawodniczki, które mogły mnie wyprzedzić miały swoje szanse. Jeśli tego nie zrobiły, uważam, że w pełni na nie zasługuję - stwierdziła zawodniczka cytowana przez agencję AFP. Najbliższy turniej wielkoszlemowy - Roland Garros, na który Barty wróci po raz pierwszy od wygranej sprzed dwóch lat - rozpocznie się 30 maja i potrwa do 13 czerwca. Tytułu wywalczonego przed rokiem bronić będzie za to Iga Świątek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.