Hubert Hurkacz rzuca wyzwanie tenisowym gigantom. I te słowa o Idze Świątek

- Ja i mój sztab byliśmy pewni, że to kwestia czasu - mówi Hubert Hurkacz o swoim pierwszym wielkim sukcesie. Mistrz Miami Open w niedzielę lub w poniedziałek zacznie turniej w Monte Carlo. Czy 24-latek będzie jedną z gwiazd, które wkrótce zastąpią Federera, Nadala i Djokovicia? - Oczywiście wiem, po ile lat mają. Ale obserwuję ich i wiem, że tak szybko nie zakończą karier. To dobrze, bo chciałbym jeszcze się z każdym z nich spotkać - i najlepiej wygrać! - mówi nam Hurkacz.

W Wielkanoc Hurkacz wygrał finał turnieju ATP Masters 1000 w Miami. Na Florydzie pokonał m.in. Stefanosa Tsitsipasa (wtedy nr 5 światowego rankingu WTA), Andrieja Rublowa (8 ATP), Denisa Shapovalova (11 ATP), Milosa Raonicia (19 ATP) i w finale świetnie rokującego 19-latka Jannika Sinnera (wtedy 31 ATP).

Turniej w Miami to jedna z największych tenisowych imprez w sezonie. Rangą ustępuje tylko czterem turniejom wielkoszlemowym. Po triumfie Hurkacz awansował z 37. na 16. miejsce w rankingu ATP. Najwyższe w karierze. A eksperci wróżą mu dalsze awanse i jeszcze większe sukcesy.

Jak Polak zdołał się przełamać po ostatnich słabszych występach, m.in. po odpadnięciach w pierwszych rundach Rolanda Garrosa 2020 i Australian Open 2021? Jak bardzo dotykała go krytyka, która w ostatnich tygodniach była wymierzona w niego i w jego trenera, Craiga Boyntona? Jakie cele Hurkacz stawia sobie na dalszą część sezonu, w tym na zbliżające się French Open?

Zobacz wideo "Hurkaczowi brakowało pewności siebie. Teraz może powiedzieć: mogę wygrać z każdym"

Łukasz Jachimiak: Na konferencji po finale Miami Open powiedziałeś, że wisisz trenerowi butelkę dobrego wina. Mieliście jakiś zakład?

Hubert Hurkacz: Mój trener lubi dobre wino, zna się na winie i dlatego tak powiedział po wygranym turnieju. Nie było żadnego zakładu. Ale trzeba trenerowi jakoś wynagrodzić te setki godzin, które ze mną spędza na korcie!

Craig Boynton powiedział ostatnio ładne zdanie o mikrofalówce - że nie możesz przed nią siedzieć i krzyczeć, żeby się pospieszyła. Czy trener ma dużo takich swoich powiedzonek w waszych rozmowach o tenisie i o życiu?

Tak, Craig używa wielu ciekawych, obrazowych porównań. Często ich używa również na treningach, motywuje mnie i dodaje energii. Nie przytoczę teraz żadnego, ale rzeczywiście często pozwalają zrozumieć jakieś zagadnienie lub zadanie.

Zaraz po twoim finałowym zwycięstwie nad Jannikiem Sinnerem Joanna Sakowicz-Kostecka oceniła na Sport.pl, że to jest nagroda za twoją wytrwałość i determinację, za to, że wytrzymałeś czas krytyki, a nawet podpowiedzi, żebyś zmienił trenera. Jak trudno ci było po odpadnięciu w pierwszych rundach Rolanda Garrosa i Australian Open? Miałeś chwile zwątpienia albo rozczarowania, że harujesz, a to się nie przekłada na wyniki?

Wierzymy z całym sztabem w to, co robimy. Wiemy, nad czym mamy pracować i co poprawić. W tenisie przegrywa się bardzo często. Na turniej w Miami przyjechała setka świetnych tenisistów, a zwycięzca jest tylko jeden, więc te momenty zwątpienia zdarzają się każdemu. Tym bardziej trzeba wierzyć w to, co się robi. Mieliśmy w teamie cały czas nadzieję, że ta praca, którą wykonujemy, przełoży się na sukces. Tak naprawdę byliśmy pewni, że to kwestia czasu.

Po twoim zwycięstwie w Miami wszyscy mówią, że teraz zyskałeś pewność, że możesz wygrać każdy turniej i mecz z każdym rywalem. Czy ty tak czujesz? Myślisz, że choćby najbliższe French Open jest do wygrania? Albo mecz z Djokoviciem lub z Nadalem, jeśli wpadniecie na siebie?

Wygrana w tak dużym turnieju z tak dobrymi zawodnikami dodaje dużo pewności siebie. Ona w tenisie jest ważna. Zdaję sobie sprawę z tego, że zawiesiłem sobie poprzeczkę wysoko i tym bardziej czuję się zmotywowany, żeby potwierdzać swoją dyspozycję w kolejnych turniejach. Na pewno to daje dużo wiary w swoje możliwości.

To teraz zagadka: ile lat ma Roger Federer, ile Rafael Nadal i ile Novak Djoković? Jeśli nie wiesz, to chyba dobrze, bo to znaczy, że nie liczysz, ile jeszcze mogą pograć.

Oczywiście wiem, po ile mają lat! Ha, ha.

Pytam o to, bo w końcówce turnieju w Miami media z całego świata pisały, że właśnie taki układ czołówki - z tobą, Sinnerem, Tsitsipasem czy Rublowem - będzie już za chwilę, gdy starzy mistrzowie skończą kariery.

Byłem wielkim fanem Federera, Nadala i Djokovicia, gdy byłem młodszy. Śledziłem ich występy, a teraz mam okazję rywalizować z nimi w tourze. Obserwuję ich też na turniejach i treningach i wiem, że tak szybko nie zakończą karier. Ale to dobrze, bo chciałbym jeszcze się z każdym z nich spotkać - i najlepiej wygrać! A wśród młodszych tenisistów jest wielu zdolnych chłopaków i każdy z nich będzie chciał być na szczycie. To będzie długa i dobra rywalizacja.

Hubert, czy ty się już w pełni oswoiłeś z tym, że spotykasz takie legendy jak Federer? Pytam à propos tamtego cytatu Rogera sprzed bodaj dwóch lat: "Trenowałem z Hurkaczem w Szanghaju. Przepraszał mnie za każdym razem, gdy zepsuł piłkę. To słodki chłopak".

Jestem już dosyć długo w tourze i już się przyzwyczaiłem do grania w tych największych turniejach z najlepszymi zawodnikami. Roger to legenda tenisa i fajnie było z nim rywalizować na wysokim poziomie, ale jeszcze fajniej byłoby go pokonać [w ćwierćfinale Indian Wells 2019 Hurkacz przegrał 4:6, 4:6].

W Miami widzieliśmy, że na korcie wreszcie idziesz trochę w stronę - jak to określił Dawid Olejniczak - bad boya. To celowe, że w meczu z Tsitsipasem się pobudzałeś krzyczeniem na siebie przy wyniku 2:6, 0:2, czy to wyszło spontanicznie?

Nie byłem zadowolony z tego, jak się układa ten mecz i z tego, jak grałem. Szczególnie po wyrzuceniu w aut kilku piłek, które zazwyczaj lądują w korcie, potrzebowałem impulsu, żeby trochę się pobudzić, zmienić coś, zacząć grać dokładniej, z większą koncentracją. No i inaczej ten mecz wyglądał dalej.

A czy jest tak, że do niedawna na korcie się pilnowałeś, żeby nie okazać za dużo emocji, a teraz sobie na to pozwalasz, bo wiesz, że to może pomóc? Jeśli tak, to może pora, żebyś miał swój okrzyk, jak Iga, która lubi krzyknąć "jazda"?

Nie, takie rzeczy przychodzą naturalnie albo wcale.

O Idze bardzo ładnie mówiłeś po finale w Miami. Czy pomyślałeś, że też możesz robić wielkie rzeczy, gdy ona wygrała Rolanda Garrosa?

Na pewno taki wynik Igi dodał mi dodatkowej motywacji. Szczególnie że Iga wygrała Rolanda Garrosa w imponującym stylu. Iga pokazała, że dorastając tenisowo w Polsce, w podobnym środowisku, trenując w kraju, można się rozwinąć w taki sposób i robić wielkie rzeczy.

Iga odważnie mówi, że chce wygrać wszystkie turnieje wielkoszlemowe i igrzyska olimpijskie. A ty jakie masz cele i marzenia?

Marzę o tym, żeby wygrać tyle turniejów, ile tylko będę mógł. Uwielbiam rywalizację. Ale najważniejsze dla mnie jest to, żeby każdego kolejnego dnia być lepszym tenisistą i rozwijać się, bo wtedy naprawdę będę mógł spełniać te cele i marzenia.

Jak ważne w tym sezonie są dla ciebie igrzyska olimpijskie?

Niesamowicie ważne! Od dziecka marzę o występie na igrzyskach i nie mogę się doczekać, kiedy tam pojadę.

Kiedy myślę o tobie w Tokio, to tak po ludzku bardzo fajną historią wydaje mi się to, że zagrasz w deblu z Łukaszem Kubotem, któremu jako dziecko podawałeś piłki na turniejach. To jest twój mentor?

Niesamowicie się z tego cieszę, że właśnie z Łukaszem będę mieć okazję zagrać w deblu na igrzyskach. No tak, podawałem mu piłki na turniejach, dobrze to pamiętam! A teraz gdy z nim rozmawiam, cały czas dużo się uczę. Łukasz ma bezcenne doświadczenie w tourze i cieszę się, że mogę z tego korzystać. I nie mogę się doczekać tego startu!

A co robiłeś, gdy Jerzy Janowicz grał w 2012 roku finał w Paryżu? Pytam, bo ładnych parę lat minęło od ostatniego Polaka w finale imprezy takiej rangi, a u ciebie przez ten czas na pewno bardzo dużo się zmieniło. Byłeś wtedy świetnie rokującym nastolatkiem?

Gdy Jerzy był w finale w Paryżu w 2012 roku, to ja miałem 15 lat i daleko miałem jeszcze do dorosłego tenisa, długa droga jeszcze była przede mną. Zaczynałem wtedy grać turnieje ITF do lat 18.

Rok później, na Wimbledonie 2013, był ten ćwierćfinał Janowicz - Kubot z symboliczną wymianą koszulek jak w piłce nożnej. Wyobrażam sobie, że gdy chłopak trenujący tenis w Polsce widział takie obrazy, marzył, że sam kiedyś będzie w tym miejscu.

Ten niesamowity ćwierćfinał, gdy Łukasz grał z Jerzym i tworzyli historię pięknym polskim pojedynkiem na trawie Wimbledonu, był dla mnie megainspirujący i motywujący. Pokazał mi miejsce, w którym kiedyś chcę być i pokazał, że jest to możliwe.

Jak bardzo marzysz o sukcesach w tenisie? Wiem, że zacząłeś grać bardzo wcześnie, bodaj jako pięciolatek, dzięki mamie tenisistce. Pewnie jest tak, że nawet nie pamiętasz czasów, gdy nie grałeś?

Tak! No rzeczywiście już od bardzo dawna gram w tenisa. Bardzo marzę i bardzo mi zależy na sukcesach w sporcie, w turniejach. Jestem bardzo ambitny i skoncentrowany. Uwielbiam wygrywać, uwielbiam rywalizację. Zawsze to lubiłem i to mnie pozytywnie nakręca.

Ile mogłeś mieć lat, gdy pierwszy raz zobaczyłeś w telewizorze mecz Federera i uznałeś, że też chciałbyś być taki dobry? To twój pierwszy idol?

Tak, Roger jest moim idolem. Myślę, że jego pierwszy mecz widziałem, jak miałem jakieś osiem-dziewięć lat. Może nawet trochę wcześniej. Pamiętam, że od samego początku niesamowicie podobała mi się jego gra.

Wiem, że poza tenisem interesujesz się koszykówką. A na ile możesz się nią interesować? Zdarza ci się pograć albo zarwać noc, żeby zobaczyć mecz ulubionej ekipy NBA?

Raczej nie zarywam nocy, żeby obejrzeć jakieś wydarzenie. Mam inne priorytety, a sen jest bardzo ważną częścią doby sportowca. Jestem cały czas fanem koszykówki, szczególnie NBA, ale tenis jest zdecydowanie ważniejszy!

A co z szybkimi autami? Potrafisz znaleźć tyle wolnego czasu, żeby się wybrać na jakiś tor i pojeździć taką maszyną?

Niestety, tylko raz miałem okazję pojeździć na torze. Ale mam nadzieję, że w przyszłości będę to częściej robił. Poza tym lubię czytać książki, to mnie relaksuje.

Czy teraz w wolnym czasie będziesz trenował całowanie pucharu? Mam nadzieję, że ta umiejętność będzie ci przez najbliższe lata bardzo potrzebna!

Zdecydowanie muszę nad tym popracować, bo ten pierwszy raz był słaby, ha, ha, ha!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.