Ten mecz zaczął się źle. Po zaledwie 52 minutach Hubert Hurkacz przegrywał ze Stefanosem Tsitsipasem 2:6 i w drugim secie 0:2. Wtedy Grek też był bliski przełamania Polaka, ale ten przy stanie 15:40 obronił dwa break-pointy i doprowadził do stanu 1:2. A chwilę później wyrównał - przełamał Tsitsipasa po raz pierwszy. Po raz drugi zrobił to w ósmym gemie drugiego seta (Grek prowadził już 40:0), kiedy wyszedł na prowadzenie 5:3 i dobrym serwisem doprowadził do remisu w meczu. A Tsistipasa do nerwów, który przed ostatnim trzecim setem został ukarany stratą serwisu za zbyt długą przerwę.
Decydujący trzeci set był najbardziej zacięty do stanu 2:2, kiedy obaj wygrywali swoje podania. W kolejnym gemie Tsitsipas po raz drugi prowadząc 40:0, nie wykorzystał jednak przewagi i został przełamany. Hurkacz później też miał problemy, ale w następnym gemie obronił dwa break-pointy i wyszedł na prowadzenie 4:2, którego już nie oddał do końca meczu. Wygrał trzeciego seta 6:4 i awansował do półfinału turnieju Masters 1000 w Miami, nazywanego piątą lewą Wielkiego Szlema.
Dla Hurkacza to była druga wygrana z Tsitsipasem w karierze i rewanż za porażkę z początku marca, kiedy przegrał z nim na turnieju w Rotterdamie (4:6, 6:4, 5:7). No i największy sukces w karierze, dzięki któremu polski tenisista wróci do najlepszej trzydziestki rankingu ATP. Awansuje przynajmniej o dziesięć pozycji. Z 37. na 27. miejsce - najwyższe w karierze (do tej pory było to 28.). A to przecież nie musi być koniec, bo Hurkacz w piątek o finał w Miami zagra z Rosjaninem Andriejem Rublowem (ATP 8) lub Amerykaninem Sebastianem Kordą (ATP 87).