Australian Open pisane cyrylicą. Jeden jak kot, drugi jak parowóz, trzeci jak szachista. A wszyscy - bracia Rosjanie

Czy Australian Open 2021 zapisze się w historii złotymi bukwami? W półfinale jest dwóch Rosjan, w ćwierćfinale było trzech. Daniił Miedwiediew może tu wreszcie pierwszy raz wygrać Wielkiego Szlema, a najlepszą historię turnieju już napisał Asłan Karacjew.

To był dopiero drugi wewnątrzrosyjski ćwierćfinał w Wielkim Szlemie. I znów, jak w US Open 2020, grali ze sobą Miedwiediew i Andriej Rublow. Dwaj przyjaciele z Moskwy, z tego samego pokolenia. Znów wygrał Miedwiediew, co ich przyjaźni nie zaszkodzi, bo on zawsze wygrywa. Znają się od czasów, gdy byli kilkulatkami, bywali zmorami moskiewskich turniejów dzieci: wściekali się na sędziów, rzucali rakietami, nakręcali się na rywalizację. Ponoć w jakimś dziecięcym turnieju raz wygrał Rublow, półtora roku młodszy. Ale w ITF i ATP – zawsze Miedwiediew.

Zobacz wideo "Czekamy na mecze Igi Świątek z takimi rywalkami jak Serena Williams"

Nadchodzi kolejny cud rosyjskiego tenisa

Dziś rano pokonał w Melbourne Rublowa 7:5, 6:3, 6:2. Może trzeba się przyzwyczajać, że to będą nowe tenisowe spotkania na szczycie. 16 lat po ostatnim tytule w męskim Wielkim Szlemie, Marata Safina w Melbourne, Rosja doczekała się znakomitego pokolenia w ATP. Między ćwierćfinałem US Open 2020 i Australian Open 2021 Miedwiediew wygrał dwa turnieje, Rublow trzy, a razem wygrali szósty: drużynowy ATP Cup. Miedwiediew jest w półfinale Wielkiego Szlema już trzeci raz w półtora roku, w nowym rankingu ATP wypchnie Dominika Thiema z czołowej trójki, a jeśli przejdzie też półfinał ze Stefanosem Tsitsipasem i wygra cały turniej, to może być numerem 2. Rublow jest w rankingu ósmy. Tylko Rosja ma dziś w Top 10 dwóch tenisistów. Do tego Karena Chaczanowa w drugiej dziesiątce. A nadciąga przecież kolejny cud rosyjskiego tenisa z ostatnich dni, Asłan Karatsew: za chwilę awansuje do czołowej pięćdziesiątki. I jeśli w półfinale z Novakiem Djkokoviciem znowu wywinąłby niemożliwy numer, to poleci jeszcze wyżej. A rok temu był 261.

Karacjew: urodzony w Rosji, wychowany w Izraelu, szczęścia szukał od Halle po Barcelonę. Znalazł w Mińsku

Kilkanaście dni temu po ATP Cup koledzy i trener z reprezentacji Rosji mówili, że za chwilę będzie o Karacjewie głośno (wystawiali go tylko do debli, ale dopieszczali jak gwiazdę), że on gra na poziomie Top 10. Ale kto się spodziewał, że będzie aż tak głośno. I że z Top 10 wcale się tak bardzo nie zagalopowali. Bo Karacjew odprawił tu już Diego Schwartzmana z czołowej dziesiątki, Felixa Augera Aliassime z drugiej dziesiątki, Grigora Dimitrowa z początku trzeciej. A gdy przyjeżdżał na Australian Open, nie miał w długiej karierze żadnego zwycięstwa nad tenisistą z Top 30. Powtórzmy: w długiej karierze. Bardzo długiej. Nie mówimy o nastoletnim objawieniu, dla którego nie ma granic, tylko o 27-latku z Władywostoku, który przełknął niejedną porażkę i miał dość czasu by zwątpić, czy kiedykolwiek ustawi sobie życie grą w tenisa. Wątpił nie tylko w to, czy los mu sprzyja, ale czy sam jest dość zawzięty, by zapracować na  karierę. Był w 2016 w jednym programie szkoleniowym ATP dla młodych zawodowców z Rublowem i Miedwiediewem, debiutował w ATP jako dziewiętnastolatek, wygrał 6 lat temu challengera. Ale przez kontuzje, brak zaplecza i stabilizacji utknął na dużo niższym poziomie niż Rublow i Miedwiediew. Podróżował w życiu i karierze z miejsca na miejsce: urodzony we Władywostoku, wychowany w Izraelu, gdzie wyjechał z rodzicami jako trzylatek i zdążył zdobyć mistrzostwo kraju 12-latków, zanim rodzina wróciła do Rosji. Szukał pomocy w różnych szkołach tenisa, trenował w Moskwie, w niemieckim Halle, w Barcelonie. A znalazł spełnienie u obecnego trenera Jegora Jaciuka: w Mińsku. Nigdy nie grał wcześniej w Wielkim Szlemie, nie znał świata pięciosetówek i kolejek po wywiady. Dziewięć razy odpadał w eliminacjach Wielkiego Szlema. Ale nigdy nie przystępował do nich tak przygotowany jak teraz. Jest jednym z tych sportowców, których pandemia popchnęła na nowe tory. Zawziął się latem, mocno trenował w Stanach, zbierał punkty w czeskich turniejach zorganizowanych po wznowieniu tenisa, przebił się do drugiej setki rankingu. I na razie się nie zatrzymuje.  

Karacjew jest na korcie bezszelestny, Rublow to parowóz, aż ziemia drży. A Miedwiediew proponuje szachy

Dmitrij Tursunow, były tenisista z Top 20, przyglądający się karierze Karacjewa od początków w ATP, mówi że to naturalny talent: - Atleta o kocich ruchach, gra z lekkością Federera, odsyła piłki na drugą stronę bezszelestnie, jak pociąg elektryczny. Nie to co Rublow: ten jak przyspiesza to wszystko gwiżdże, świszcze i ziemia drży – mówi Tursunow. Parowóz Rublow już z Australian Open odpadł, pociąg elektryczny Karacjew gra w czwartek o 9:30 półfinał z Djokoviciem. A Miedwiediew jest faworytem piątkowego półfinału z Tsitsipasem i wydaje się też być najlepiej przygotowany do tego, by postawić się Novakowi Djokoviciowi.

Rosjanin właśnie wygrał 11. mecz z rzędu z rywalem z Top 10, jest niepokonany od końca października 2020, wygrał ATP Finals na koniec roku 2020 i wspomniane drużynowe ATP Cup z Rosją na początek 2021. Pokonał w ostatnich miesiącach Nadala, Thiema, Djokovicia, Alexandra Zvereva. Był już w finale US Open 2019, w półfinale w Nowym Jorku rok później (przegrał z Thiemem). Gra tenis inny niż większość czołówki. Już choćby dlatego, że ma ręce i tors poety, a nie atlety. Jest wysoki, ale wiotki. – Ludzie mnie nienawidzą: dużo jem, a nie tyję – mówi Miedwiediew, tenisista z ogromnym dystansem do siebie, choć publiczność na US Open, którą swego czasu wytrwale prowokował, potrzebowała trochę czasu, by ten jego dystans i przymrużenie oka dostrzec.

Miedwiediew potrafi użyć siły na korcie, kiedy trzeba, ale nie na niej opiera swoją grę. Ma wiele sposobów na zdobywanie punktów, świetnie porusza się po korcie. – Arcymistrz szachowy. Tenisowy oldskul. Obmyśla zagrania, uprzedza zamiary  – mówił o nim John McEnroe w „New York Timesie”. - Takich nam trzeba w tenisie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.