Najnowsze informacje są takie, że na pokładzie samolotu gwiazd do Adelajdy także była osoba zakażona. - Co ciekawe, nie było żadnych wiadomości na ten temat. Brak obowiązkowej rygorystycznej kwarantanny. Brak ogłoszenia przez władze turnieju. Tennis Australia zrobiła wszystko, aby zapewnić, że w samolocie nie było "aktywnych przypadków" - twierdzi dziennikarka tenisowa Stephanie Myles.
Turniej wielkoszlemowy w Melbourne ma być największą na świecie imprezą sportową trzeciej fali pandemii. Australijski rząd i tenisowe władze przez kilka miesięcy planowały przygotowania. Ostatecznie zdecydowano się sprowadzić tenisistów do Melbourne między 15 a 16 stycznia w specjalnych, wyczarterowanych samolotach. Po przylocie gracze i ich sztaby muszą przejść dwutygodniową kwarantannę w hotelach, a posiłki są im dostarczane do pokojów.
W czasie kwarantanny zawodnicy mogą opuszczać pokój w ciągu dnia maksymalnie na pięć godzin. W tym czasie mogą trenować na korcie lub na siłowni.
Wszystko po to, by maksymalnie ograniczyć rozwój pandemii. Organizatorzy chcą bowiem wpuścić na trybuny kibiców (25 proc.). Widzów nie było podczas zeszłorocznego US Open, a na Roland Garros codziennie mogło wejść zaledwie tysiąc fanów. Plan Tennis Australia szybko zderzył się z rzeczywistością. Po przylocie do Melbourne i przejściu kolejnych testów okazało się, że na pokładzie samolotów z Los Angeles i z Abu Zabi są osoby zakażone koronawirusem. Efekt? Wszyscy pasażerowie trafili na kwarantannę, nie mogą przez dwa tygodnie wychodzić z pokoi. Wśród poszkodowanych jest 72 zawodników. To m.in. Angelika Kerber, Wiktoria Azarenka, Kei Nishikori, Julia Putincewa, Pablo Cuevas, Tennys Sandgren, Bianca Andreescu i Belinda Bencić.
- Najbardziej boję się o kontuzje tenisistów. Jedyną pretensję, jaką mam do organizatorów, to fakt że zawodnicy nie zostali odpowiednio poinformowani. Czasy są ciężkie, wszystko można zrozumieć, ale oni muszą zdawać sobie sprawę z każdej możliwości. Niektórzy na pewno inaczej przygotowaliby się do takich zagrożeń - mówi w rozmowie ze Sport.pl Mariusz Fyrstenberg. W ten sposób kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa skomentował zamieszanie związane z kwarantanną przed Australian Open.
Problem w tym, że jak zauważył Fyrstenberg, ustalenia miały być zupełnie inne. Każdy samolot był podzielony na kilkuosobowe grupy. - Jedyną naszą obiekcją jest to, że nikt nie wiedział, że tak będzie. W samolotach byliśmy porozmieszczani tak, żeby były pomiędzy nami przerwy (każda grupa treningowa). Wiedzieliśmy tylko, że jedna osoba w grupie pozytywna uziemia cała grupę, nie samolot - napisał na Twitterze Piotr Sierzputowski, trener Igi Świątek. 19-letnia Polka, jak i Hubert Hurkacz są w Australii i czekają na wyniki wszystkich testów współpasażerów.
Dyrektor turnieju Craig Tiley udzielił już wywiadu, z którego wynika, że tenisiści nie wiedzieli w stu procentach, że jeden pozytywny przypadek oznacza rygorystyczną kwarantannę dla całego samolotu, a nie wyłącznie dla danej grupy treningowej.
Zawodnicy są oburzeni. Rumunka Sorana Cirstea i Szwajcarka Belinda Bencić napisały, że gdyby wiedziały, że jedna zakażona osoba wpływ na zamknięcie w pokojach całego lotu, nie przyleciałyby do Australii na imprezę wielkoszlemową. Komplikacje przewidzieli chyba Roger Federer i John Isner. Obaj postanowili zrezygnować z turnieju w Melbourne w tym roku. Wybrali czas spędzony z rodziną.
- Nie mam problemów z pozostaniem 14 dni w pokoju, oglądając Netfliksa. Uwierzcie mi, to spełnienie marzeń, a nawet wakacje. To, czego nie możemy zrobić, to rywalizacja po 14 dniach spędzonych na kanapie. To jest problem, a nie zasady kwarantanny - dodała Cirstea. Podobnie uważa Bencić: Nie narzekamy, że jesteśmy w kwarantannie. Narzekamy z powodu nierównych warunków treningowych przed dość ważnym turniejem.
Wszyscy mieli być równi, ale rzeczywistość okazała się inna. W tej chwili mamy trzy grupy tenisistów, którzy wezmą udział w Australian Open. Najgorzej mają ci, którzy byli na pokładzie samolotów z Los Angeles i Abu Zabi. Nie mogą wychodzić z pokoi. Pozostaje im rowerek stacjonarny i ćwiczenia w zamknięciu. W lepszej sytuacji są ci, którzy przylecieli do Melbourne innymi samolotami. W czasie kwarantanny będą mogli trenować kilka godzin dziennie poza pokojem. Jest jednak pewna grupa, która jest zdecydowanie najbardziej uprzywilejowana.
Większość przylatujących zawodników kwarantannę spędzi w Melbourne na terenie tamtejszych hoteli. Baza noclegowa jest jednak na tyle ograniczona, że ponad 50 tenisistów zakwaterowano w Adelajdzie. W dniach 29-30 stycznia wystąpią w miniturnieju pokazowym. Wśród nich będą m.in. Novak Djoković, Rafael Nadal, Dominic Thiem, Ashleigh Barty, Simona Halep, Naomi Osaka i Serena Williams.
Dziennikarze "Sydney Morning Herald" informowali, że zawodnicy zakwaterowani w Adelajdzie będą mieli większe przywileje. W hotelu mają choćby dostęp do siłowni, a korzystanie z niej nie będzie wliczone do pięciogodzinnego limitu czasu poświęconego na codzienny trening. Sam ośrodek ma też być bardziej luksusowy niż hotele w Melbourne. - Takie wyróżnienie niektórych tenisistów jest dziwne. Ich przygotowania nie będą takie same, jak pozostałych. Każdy powinien mieć te same warunki - oburzał się w rozmowie z "L’Equipe" francuski tenisista Jeremy Chardy.
- Zasady są surowe. Niby dla wszystkich, ale część zawodników kwarantannę przejdzie w Adelajdzie. Podobno będą tam inne warunki, bo grając choćby w meczach pokazowych, będą mieli możliwość przebywania dłużej na powietrzu - zauważył Tomasz Świątek w rozmowie ze Sport.pl.
- Thiem, Djoković i Nadal przylecieli z 10 osobami ze sztabu każdy [a zasadą jest, że można było wziąć do Australii trzy osoby ze sztabu - przyp. red.], mają siłownię w hotelu, mogą z niej korzystać bez ograniczeń. Nie sądzę, aby było to całkowicie sprawiedliwe, że kilku zawodników może trenować w Adelajdzie, a my jesteśmy w koszarach w Melbourne - powiedział austriacki deblista Philipp Oswald w rozmowie z portalem tennisnet.com.
Naomi Osaka już trenuje na korcie i wywołała burzę swoim zdjęciem, na którym trenuje w towarzystwie czterech osób (po lawinie krytyki zdecydowała się je usunąć). - Zawodnicy i zawodniczki nie są zadowoleni z nierównego traktowania i faworyzowania najważniejszych zawodników w Adelaide. To zdjęcie Naomi Osaki doprowadziło ich do szaleństwa - napisał na Twitterze Luca Fiorino, włoski dziennikarz telewizji SuperTennis.
W tym czasie wiele jej rywalek jest uziemionych w pokojach. Faworytka gospodarzy Ash Barty wcześniej przebywała w Brisbane i dzięki temu w ogóle nie musi przechodzić kwarantanny.
- Dlaczego Novak Djokovic nie nosi maski, korzystając z busa z innymi tenisistami, którzy mają na sobie maski? Każdy zawodnik musi zastosować się do reguł lub zostać odesłany do domu następnym samolotem - oburzał się Richard Ings, były członek australijskich władz antydopingowych. Djokovicia można zobaczyć na poniższym filmie od 0:55.
Bez zakrytego nosa i ust była także na pokładzie samolotu do Melbourne m.in. Swietłana Kuzniecowa, co wynika z nagrania, które sama umieściła na Instagramie.
Tenisiści, którzy przylecieli do Melbourne z zakażonymi osobami pozostaną na rygorystycznej kwarantannie do końca stycznia. Tymczasem już 1 lutego ma ruszyć turniej przygotowujący do Australian Open, a tydzień później impreza wielkoszlemowa. Na ten moment dyrektor Tiley zapewnia, że zmian w harmonogramie nie będzie. Show must go on.
- Po 14 dniach przerwy będę potrzebowała co najmniej trzech tygodni, aby znów być w dobrej formie i rywalizować na wysokim poziomie - denerwuje się Cirstea. - Dwa tygodnie w pokoju bez żadnej praktyki to dla zawodników szalona sprawa - dodała Kirsten Flipkens.
Pretensje są o tyle uzasadnione, że władze australijskiego tenisa wiedziały od dawna, w jakich warunkach przyjdzie im się mierzyć z organizacją turnieju.
Bardzo długo trzymano zawodników w niepewności. Dopiero pod koniec grudnia podano ostateczną datę Australian Open. Pytanie, czy nie dało się przewidzieć obecnego zamieszania? Czy nie można było tenisistów sprowadzić na Antypody już w grudniu? Mieliby więcej czasu na przygotowania, nawet przy przypadkach zakażeń. Słuszną uwagą podzielił się też ekspert tenisowy Matthew Willis: "Po Wimbledonie Australian Open jest najlepsze pod względem organizacji. To, że mają tyle problemów, jest tak naprawdę tylko oznaką tego, jak absurdalnie trudno jest spróbować przeprowadzić turniej na skalę Wielkiego Szlema z podróżami międzynarodowymi podczas gwałtownej pandemii".
Organizowanie tak wielkiej imprezy jest dziś niesłychanie wymagające. Tym bardziej w Australii, która ma bardziej rygorystyczne zasady sanitarne niż inne kraje. - Australia notuje po kilka przypadków zakażeń koronawirusem dziennie. Kraj wraca do normalności, ale za cenę wielu miesięcy ciężkich wyrzeczeń - pisaliśmy o tym kilka tygodni temu.
Władze Australian Open uzależnione były od rządu w Canberrze. Może trzeba było przenieść imprezę do innego kraju? Skoro kwalifikacje do wielkoszlemowego turnieju mogły odbyć się w Dubaju, to może i cały turniej dałoby się rozegrać w Zjednoczonych Emiratach Arabskich? Ale tu wracamy do kwestii australijskich kibiców, którym bliżej na korty w Melbourne niż nad Zatokę Perską. A, że już dziś wiadomo, że Australian Open nie będzie sprawiedliwe? Że to nie będzie turniej wielkoszlemowy, a "paraturniej wielkoszlemowy"? Przykre konsekwencje obecnej sytuacji z pandemią.
Tym bardziej, że Australian Open uchodził przez lata za najluźniejszych ze wszystkich turniejów wielkoszlemowych. - Jednym z udogodnień bycia profesjonalnym tenisistą jest możliwość ucieczki przed zimą przez cały rok. Organizacje ATP i WTA zwykle podążają za słońcem. Sezon od lat zaczyna się w Australii. Lato, słońce, wuluzowana mentalność mieszkańców - tenisiści nie musieli się o nic martwić. Australian Open zyskał nawet nieoficjalną nazwę "Szczęśliwy Szlem". Termin ten, który według legendy ukuł sam Roger Federer, był synonimem imprezy w Melbourne. Ale w czasach pandemii życie nie jest już takie beztroskie - zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
- "Jak się śledzi to, co się dzieje w Melbourne na kwarantannie tenisistów, człowiek ma wrażenie, że zrobili ten turniej tylko po to, żeby obrzydzić nie tylko Australian Open, ale i całą Australię jako kraj. Myszy w pokojach, fatalne jedzenie, jeszcze gorsza organizacja" - napisał Michał Zawada, który współpracuje z Hubertem Hurkaczem.
Nie wszystkie zachowania tenisistów można zrozumieć. - Niektórzy gracze próbowali wydostać się z pokoju hotelowego. Przy następnej próbie zostaną wyrzuceni z turnieju - poinformował dziennikarz Luca Fiorino z SuperTennis TV.
Lepiej nie ryzykować. Jak odpisał nam Piotr Sierzputowski, nie ma dokładnej procedury w przypadku wyjścia na korytarz bez zgody organizatorów. - Przedział kary od ostrzeżenia, przez karę finansową (do 20 tys. dolarów) aż po dyskwalifikację, a nawet wiezienie - dodał. Tata Igi Świątek w rozmowie z nami skomentował krótko: "To będzie trochę takie więzienie".
- "Próbowałam zmienić pokój już od dwóch godzin! I nikt nie przyszedł z pomocą z powodu kwarantanny" - napisała Julia Putincewa na Twitterze, zamieszczając nagranie, na którym widać, jak po jej pokoju przechadza się mysz.
Lorenzo Sonego, Marco Cecchinato i Alexandre Muller nie byli zachwyceni, gdy na śniadanie dostali risotto kokosowe z mango. Damir Dzumhur i Benoit Paire zbojkotowali hotelowe posiłki i zamówili McDonalda.
- "Risotto rzeczywiście nie było dobre (sama nie zjadłam), ale każdy zawodnik dostaje 100 dolarów dziennie dla siebie i 100 dla każdej osoby, która jest z nim na zamawianie jedzenia. Więc chyba za 100 dolców dziennie jesteśmy w stanie zjeść coś porządnego" - napisała Sandra Zaniewska, polska trenerka, która dotarła do Melbourne i pracuje z francuską tenisistką Alize Cornet.
Narzekania tenisistów nie wszystkim przypadły do gustu. - "Mam wiadomość do tych wszystkich narzekających na kwarantannę w Australian Open. Ma to coś wspólnego z nagrodami w wysokości 100 tys. dolarów, darmowymi lotami, jedzeniem i wieloma innymi rzeczami. Chcecie ze mną porozmawiać, dzieciaki?" - pytała na Twitterze Rennae Stubbs, legenda australijskiego tenisa.
Reakcji tenisistów nie rozumieją także australijscy kibice. - "Niektórzy Australijczycy nie mogą nawet podróżować między stanami. Ludzie czekają na pogrzeby, na narodziny dzieci. W porównaniu z tym zawodnicy są bardzo uprzywilejowani" - to jeden z komentarzy. - "To różnica między Australią a resztą świata w sposobie radzenia sobie z COVID-19" - to inna opinia.
- "Wiemy, że trening w kwarantannie łatwy nie jest, ale w Melbourne jesteśmy przerażeni na myśl, że ktoś z gości uczestniczących w Australian Open mógłby nam znowu przywieźć koronawirusa. Mieliśmy jeden z najgorszych lockdownów na świecie. Dlatego teraz można mieć turniej z udziałem publiczności" - napisał na Twitterze Polak mieszkający w Melbourne.
- Warto zauważyć, że bardziej rygorystyczne zasady kwarantanny dla tenisistów (brak możliwości opuszczenia pokoju hotelowego na 14 dni) są tym, co musi przejść każda z normalnych osób podróżujących do Australii. To, co jest odbierane zawodnikom, to wyjątkowy przywilej, który wywołuje wiele kontrowersji - zauważył Ben Rothenberg z "New York Times".
Są też zawodnicy, którzy nie chcą narzekać, tylko wzięli się do pracy. Jak napisała Wiktoria Azarenka: "Jeśli masz czas na marudzenie, masz czas na znalezienie rozwiązania."
Białorusinka ćwiczy w pokoju, podobnie jak m.in. Iga Świątek.