Po pierwszym tygodniu nowego sezonu tenisowego Hubert Hurkacz może pochwalić się już kilkoma sukcesami. Właśnie wygrał imprezę ATP 250 w Delray Beach. To jego drugi tytuł na poziomie głównego cyklu w karierze. Poprzednio 23-latek triumfował dwa lata temu w Winston Salem. Wojciech Fibak, najwybitniejszy dotąd polski tenisista w historii, na pierwsze turniejowe zwycięstwo musiał czekać do 24. roku życia.
Dzięki wygranej w Delray Beach Hurkacz wrócił do TOP 30 rankingu ATP. Dziś jest 29. Wyżej był tylko w marcu zeszłego roku - na 28. pozycji. Został także liderem rankingu ATP Race, ex aequo z Alexem de Minaurem. Polak i Australijczyk są pierwszymi zwycięzcami turniejów w tym roku. De Minaur był najlepszy w tureckiej Antalyi. System rankingowy ATP Race tworzony jest co roku od nowa i obowiązuje tylko do końca sezonu. Na jego podstawie zawodnicy kwalifikują się do kończącego rozgrywki Turnieju Mistrzów.
To nie koniec dobrych wiadomości. Po triumfie w USA Hurkacz zapewnił sobie także rozstawienie w Australian Open, które w dniach 8-20 lutego odbędzie się w Melbourne. Rozstawionych tradycyjnie będzie 32 najwyżej sklasyfikowanych tenisistów. Do tego z imprezy wielkoszlemowej wycofali się jak dotąd Szwajcar Roger Federer, Amerykanin John Isner i Chilijczyk Cristian Garin. Oznacza to, że Polak będzie rozstawiony w Australii co najmniej z numerem 26. Dzięki temu w pierwszych dwóch rundach uniknie teoretycznie trudniejszych rywali.
Znaleźli się już wśród kibiców malkontenci, którzy podkreślają, że Hurkacz wygrał turniej wyjątkowo słabo obsadzony. W dodatku na drodze do zwycięstwa nie spotkał ani jednego rywala z czołowej setki rankingu ATP. Faktycznie, jego kolejni przeciwnicy w Delray Beach to: Kolumbijczyk Daniel Galan (115. ATP), Ekwadorczyk Roberto Quiroz (293.) oraz Amerykanie Christian Harrison (789.) i Sebastian Korda (119.), a w pierwszej rundzie z racji rozstawienia wrocławianin miał wolny los.
W każdym z czterech rozegranych w USA spotkań Hurkacz był wyraźnym faworytem. Miał trochę szczęścia, bo najgroźniejsi przeciwnicy odpadali we wczesnych rundach: Cristian Garin (22.), John Isner (25.) i Adrian Mannarino (34.). Szczęściu trzeba jednak pomóc, co Polak właśnie uczynił. Wykorzystał sprzyjające okoliczności. Za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał, jaka była wtedy obsada turnieju i jego rywale.
Ponadto Hurkacz w Delray Beach grał zwyczajnie dobrze. Nie przegrał ani jednego seta. Przyzwoicie serwował, był regularny z głębi kortu, zachowywał spokój w kluczowych momentach meczu. Widać to było wszystko zwłaszcza w finale, w którym zmierzył się Sebastianem Kordą, 20-letnim synem Petra Kordy, byłego mistrza Australian Open w singlu i deblu. Korda to nie tylko syn znanego ojca, ale także coraz lepszy tenisista. W październiku zeszłego roku przeszedł eliminacje w Roland Garros i doszedł do czwartej rundy. Pokonał go dopiero Rafael Nadal, który wygrał cały turniej w Paryżu.
Rywal Hurkacza bardzo dobrze wszedł w finałowe spotkanie. Na starcie przełamał Polaka, wyszedł na prowadzenie 3:1. Nasz zawodnik nie podłamał się tym. Był cierpliwy i gdy przeciwnik obniżył loty, wykorzystał sytuację. Wygrał pięć kolejnych gemów z rzędu i seta 6:3. W drugiej partii triumfował także do 3. Poradził sobie w roli faworyta. Widać, że Hurkacz wzmocnił się mentalnie, a wygrana w Delray Beach tylko mu w tym pomoże.
Warto docenić także dwa elementy w grze Polaka, którymi imponował w pierwszych meczach nowego sezonu. Pierwszy to return: niezwykle głęboki, pod same nogi rywali. Korda zupełnie sobie z nim nie radził, a Polak odbierał prawie każdy jego serwis. 23-latek wprowadził także do swojego repertuaru zagrań więcej slajsa. Dzięki temu umiejętnie zmienia tempo wymiany, z czym rywale w Delray Beach mieli duże problemy.
Sukces Hurkacza cieszy. Nie stał się nagle faworytem do triumfu w Australian Open, ale też wygrana w Delray Beach może mieć dla niego duże znaczenie. To nie tylko drugi tytuł w karierze, ale i szansa na nowe otwarcie. Poprzedni sezon Polak także zaczął znakomicie. W styczniowym ATP Cup pokonał Dominica Thiema, Diego Schwartzmana i Bornę Coricia. Potem był jeszcze w półfinale w Auckland i nagle wszystko się zacięło. Przed pandemią notował już gorsze wyniki, po wznowieniu rozgrywek nie wrócił do najwyższej formy. W Delray Beach wygrał cztery spotkania z rzędu - takim wyczynem ostatni raz popisał się w Winston Salem w sierpniu 2019, gdy na drodze do tytułu zwyciężył w pięciu spotkaniach.
- Nie był to łatwy sezon. Jeśli chodzi o moją grę singlową, to uważam, że zdecydowanie poprawiłem się i gram lepiej niż w zeszłym sezonie. Zabrakło jednak trochę zwycięstw. Tego szkoda - mówił Hurkacz w rozmowie ze Sport.pl po zakończeniu poprzedniego sezonu. Oby zwycięstwo w USA było zwiastunem lepszych czasów dla zawodnika z Wrocławia.