Australia zdławiła koronawirusa za cenę ciężkich wyrzeczeń. "To, co zrobiliśmy, jest niezwykłe"

Dominik Senkowski
Australia notuje dziś po kilka przypadków zakażeń koronawirusem dziennie. Kraj wraca do normalności, ale za cenę wielu miesięcy ciężkich wyrzeczeń. Rosną szanse na zorganizowanie wielkich imprez sportowych z udziałem kibiców.

Pod wrażeniem sposobu, w jakim Australijczycy dławią pandemię, jest trener Igi Świątek, Piotr Sierzputowski. - Absolutnie zgadzam się z ich podejściem. Jest aż przesadne, ale to jest ich kraj, oni decydują - mówił w rozmowie ze Sport.pl. Wraz z mistrzynią Roland Garros Sierzputowski uda się niebawem do Melbourne na turniej Australian Open.

Zobacz wideo Finał turnieju wielkoszlemowego jak zwykłe zawody? "Jeżeli w poprzednich meczach działały pewne rutyny, to dlaczego robić coś innego"

112 dni godziny policyjnej

Jak Australia opanowała wirusa? Za pomocą rozbudowanych obostrzeń. Wspomniane Melbourne było zmuszone w lipcu do wprowadzenia drugiego lockdownu po gwałtownym wzroście liczby przypadków zakażeń. W tym drugim co do wielkości australijskim mieście przybywało w ciągu kilku tygodni po 700 zakażonych dziennie. Rząd stanu Wiktoria, w którym leży Melbourne, zamknął wiele firm. Wprowadził nocną godzinę policyjną, która trwała 112 dni i stała się symbolem australijskiego podejścia do walki z pandemią. Nieczynne były bary, restauracje (możliwość sprzedaży na wynos), miejsca kultury. Każdy mógł się poruszać tylko w promieniu 25 km od domu (początkowo jedynie 5 km).

Od czasu zniesienia dwa tygodnie temu lockdownu nie stwierdzono żadnych nowych przypadków COVID-19 w Wiktorii. Sukces tego stanu powielają kolejne regiony Australii. Dziś jest szansa na wyeliminowanie wirusa w całym kraju. I to w sytuacji, gdy wiele państw dalej nie radzi sobie z pandemią, a ich systemy opieki zdrowotnej grożą załamaniem się. - To, co zrobiliśmy w Wiktorii, jest niezwykłe, zwłaszcza że jest to demokratyczne państwo, które niekoniecznie musi działać tak, jak Chiny, aby stłumić koronawirusa - powiedział Stephen Duckett, dyrektor do spraw zdrowia w think-tanku Grattan Institute, cytowany przez "Financial Times". Duckett doradza teraz Irlandczykom, jak walczyć z wirusem. Sukces przypisuje silnemu przywództwu i słuchaniu "rad naukowców, a nie biznesmenów".

Rząd cieszy się zaufaniem, bo tłumaczy, co robi

Australia powoli wraca do normalności. Jak wynika z listopadowego badania nastrojów przeprowadzonego przez firmę Westpac, zaufanie konsumentów wzrosło do najwyższego od siedmiu lat. Jednak eksperci ostrzegają, że porównywanie Australii z innymi krajami jest trudne ze względu na różnice w geografii, klimacie, kulturze politycznej i przebiegu fali zakażeń. A także w liczbie ludności, bo Australijczyków jest tylko 25 mln.

- Australia nie ma tylu migracji międzynarodowych jak Europa czy Stany Zjednoczone - zauważa prof. Peter Doherty, który w 1996 roku zdobył nagrodę Nobla z medycyny. Rząd w Canberrze zamknął w marcu granice dla turystów. Doherty chwali rząd, który szybko ograniczył loty międzynarodowe, ustanowił system kwarantanny hotelowej. To spowolniło wybuch pandemii. Gdy już nadeszła, wprowadzono ścisłe zasady dystansu społecznego, które zostały jego zdaniem dobrze wytłumaczone. Dzięki temu są powszechnie przestrzegane. - Bardzo szanujemy autorytety - podkreśla Doherty.

Australijskie władze nałożyły ograniczenia co do liczby obywateli, którym wolno wrócić do kraju. Na powrót do ojczyzny cały czas czekają setki tysięcy Australijczyków. Co tydzień może przylecieć maksymalnie 4 tys. pasażerów, wcześniej było ich tylko 700. Przybywający trafiają na kwarantannę do hotelu, za którą trzeba zapłacić około 2 tys. dolarów australijskich. Zamknięte są też niektóre granice między stanami, na czym ucierpiało wiele rodzin i firm. Niemniej jednak, jak informuje "Financial Times", społeczna akceptacja działań rządu jest stale wysoka, a badania pokazują, że zaufanie do władzy podwoiło się od początku pandemii. Mimo że rządzący także popełniają błędy.

W marcu zezwolili pasażerom statku wycieczkowego Ruby Princess na zejście na ląd bez wykonania testów, co przyczyniło się do wzrostu zakażeń. Z kolei druga fala koronawirusa w Melbourne spowodowana była naruszeniem kwarantanny hotelowej. Australijczycy w większości chwalą rząd za testy na masową skalę (ponad 9 mln) i stałe monitorowanie ognisk wirusa. Dochodziło jednak także do protestów na ulicach większych i mniejszych miast.

Turnieje tylko w Melbourne?

Australian Open 2021 ma ruszyć 18 stycznia. Zawodnicy wciąż czekają na decyzje władz tenisowych i rządu Australii. - Na ten moment sezon zacznie się w Melbourne. Tam też odbędzie się jeden lub dwa turnieje przed startem Australian Open. Większych szczegółów na razie nam nie podano. Czekamy na cały kalendarz 2021 - mówi Hubert Hurkacz w rozmowie ze Sport.pl.

- Największym problemem są przejazdy między stanami w Australii. Teraz są takie przepisy, że przy wjeździe do każdego stanu trzeba w nim pójść na 14 dni kwarantanny. I na to organizatorzy nie chcą się zgodzić. Natomiast ja jak najbardziej rozumiem, że po przylocie do Australii kwarantanna to konieczność. Organizatorzy Australian Open chcą wpuszczać kibiców, chcą się z wirusem uporać i widzą szansę wypełnienia trybun, jest więc logiczne, że działają tak, żeby ze zdrowymi ludźmi nie miał kontaktu nikt, kto nie przeszedł kwarantanny - dodaje Sierzputowski. Jeśli kwarantanna w związku ze zmianą stanu nie zostanie zniesiona, tenisiści prawdopodobnie, tak jak mówi Hurkacz, zagrają przed Australian Open jedynie w Melbourne w turniejach przygotowujących do wielkoszlemowej imprezy. Byłaby to powtórka z rozwiązania amerykańskiego, gdy przed US Open także w Nowym Jorku rozegrano przeniesiony z Cincinnati turniej Masters.

Ambitne plany w krykiecie i Formule 1

Niewykluczone, że los uśmiechnie się do tenisistów. Serwis 9news.com.au informuje, że premier Australii Scott Morrison ujawnił, iż wszystkie stany z wyjątkiem Australii Zachodniej zgodziły się ponownie otworzyć swoje granice przed Bożym Narodzeniem. Możliwe jest zniesienie kwarantanny dla osób zmieniających stany. Wtedy mogłyby się odbyć turnieje, które co roku poprzedzały Australian Open: w Adelajdzie, Sydney, Brisbane, Perth, a może nawet w nowozelandzkim Auckland. Jednocześnie premier Morrison przyznał, że rozważa otwarcie granic dla Tajwanu, Singapuru, Japonii i mieszkańców niektórych chińskich prowincji. Dodał, że Australia od pięciu dni nie ma żadnych lokalnych przypadków COVID-19. Wszystkie nowe zakażenia zostały wykryte u mieszkańców poddanych kwarantannie, którzy niedawno wrócili z zagranicy.

Rząd w Canberrze stara się ożywić gospodarkę osłabioną przez pandemię. Najbardziej oberwała turystyka i choć wielu Australijczyków spędza wakacje w okolicy, właściciele firm turystycznych i tak są zmuszeni do zwolnień pracowników. Dane z września pokazały, że bezrobocie w kraju wzrosło do 6,9 procent. Morrison powiedział, że Australia przedłuży wyższe zasiłki dla bezrobotnych do końca marca. Obecnie bezrobotni otrzymują 815 dolarów co dwa tygodnie, a od końca grudnia zasiłek skurczy się o 100 dolarów.

Australia płaci wysoką cenę za surowe obostrzenia. Zdaniem Craiga Tiley’a, szef Australian Open, pandemia odbije się także na rozgrywkach tenisowych. Kilka imprez głównego cyklu ATP i WTA może upaść. Sam Tiley czeka teraz niecierpliwie na otwarcie granic stanowych i ostateczne rozmowy z rządem. Zapewnia, że jeśli zawodnicy nie otrzymają od władz pełnej gwarancji swobodnego podróżowania między stanami, sezon zacznie się od razu w Melbourne. Prawdopodobnie z kibicami.

Wielkie nadzieje ma także krykiet. Drugiego dnia świąt na stadionie w Melbourne ma dojść do pojedynku Australia - Indie. Na ten moment ma go zobaczyć z bliska 25 tys. widzów. Decyzja australijskich władz krykieta sprawia, że fani powrócą na trybuny po prawie 10 miesiącach przerwy. Również organizatorzy Grand Prix w Formule 1 liczą, że rząd pozwoli, by w marcu na torze Albert Park 50 tys. fanów mogło zobaczyć start nowego sezonu F1.

Najostrzejsze restrykcje dotyczyły Wiktorii. W innych stanach kibice wrócili już na stadiony. 24 października 29 tys. widzów obejrzało z bliska finał ligi futbolu australijskiego w Brisbane (stan Queensland). Dzień później 37 tys. kibiców zasiadło na trybunach na finale australijskiej ligi rugby w Sydney (stan Nowa Południowa Walia). W tym samym stanie trwa właśnie kolejny turniej w rugby, także z kibicami. 

Pracują nad własną szczepionką

Na trybunach będzie jeszcze bezpieczniej, gdy na rynek trafi szczepionka na koronawirusa. Pracują nad nią m.in. australijscy naukowcy. Minister zdrowia Greg Hunt ogłosił, że szczepionka wyprodukowana w Australii może być dostępna dla obywateli już w lipcu przyszłego roku. Jest opracowywana przez uczonych z Uniwersytetu Queensland. Hunt dodał, że pierwsza faza testów szczepionki dała pozytywne wyniki. Działa także w przypadku osób starszych. - To szczególnie ważne, biorąc pod uwagę podatność osób starszych na COVID-19 na całym świecie - zauważył minister. Szczepionki mają być produkowane w Melbourne przez firmę CSL.

Morrison stwierdził, że szczepienia nie będą obowiązkowe. Nakaz byłby "wbrew polityce rządu". - Oczywiście chcielibyśmy zachęcić obywateli do skorzystania z nich, ale to oni dokonają własnych wyborów, a my będziemy starać się zapewnić niezbędne gwarancje dotyczące bezpieczeństwa szczepionki - powiedział premier Australii. Jego rząd zapisał się także do programów szczepień przygotowywanych przez firmy AstraZeneca, Novavax i Pfizer. Ta ostatnia szczepionka, jeśli zostanie zatwierdzona, może być dostępna dla Australijczyków już od marca.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.