Dyskwalifikacja, przy której blednie wyczyn Djokovicia. "Bardzo ci dziękuję, że spoliczkowałaś sędziego. Zwłaszcza że cię o to nie poprosiłem"

Novak Djoković jest piątym singlistą wyrzuconym z Wielkiego Szlema w erze open, pierwszym w tym gronie liderem rankingu, drugą wielką gwiazdą po Johnie McEnroe. Ale i tak nie przebije Jeffa Tarango, który z Wimbledonu wyrzucił się sam, a jego żona poprawiła sędziemu otwartą dłonią. Dwa razy.

Novak Djoković miał w Nowym Jorku zdobyć osiemnasty wielkoszlemowy tytuł, umocnić się nie tylko jako lider rankingu, ale też lider związku zawodowego tenisistów, walczący o ich prawa. Odjeżdża zawstydzony własną głupotą, pierwszy set meczu z Pablo Carreno-Bustą nie układał mu się, ale odbicie piłki w stronę liniowej to nie było odreagowanie ani godne takiej postaci tenisa, ani uzasadnione sytuacją.

Zobacz wideo Hurkacz: Djoković widzi we mnie przyszłość tenisa. Zrobię wszystko, by nią być

Djoković trafił w tej sposób do grona ledwie pięciu singlistów, którzy byli dyskwalifikowani w Wielkich Szlemach w erze open. Jest w tej piątce jeden tenisista kompletnie zapomniany -  Niemiec Carsten Arriens, kwalifikant z drugiej setki rankingu, który w 1995 został wyrzucony z Rolando Garros za trafienie sędziego rakietą w nogę, już po ostrzeżeniu za rzucenie rakietą w siatkę – oraz trzech znanych awanturników. John McEnroe, Stefan Koubek i Jeff Tarango.  

Kibice chodzili na mecze Johna McEnroe dla tenisa i awantur. Ale w Australian Open 1990 zgubiło go nie grubiaństwo, a niewiedza 

John McEnroe był zmorą sędziów i przyznawał po latach, że może akurat na wyrzucenie z Australian Open 1990 nie zasłużył, ale w kilku innych turniejach mu się należało. Dyskwalifikacja zdarzyła mu się, jak Djokoviciowi, w czwartej rundzie Wielkiego Szlema, w niedzielne popołudnie. McEnroe miał już najlepsze lata kariery za sobą, mijało ponad 5 lat od kiedy ostatni raz był w finale Wielkiego Szlema. Ale był wtedy w Australii w dobrej formie. Grał ze Szwedem Mikaelem Pernforsem i ciskał się na korcie jak zwykle. Tego popołudnia zgubiło go jednak nie grubiaństwo, tylko niewiedza.

Przed tamtym sezonem skrócono drogę od pierwszego ostrzeżenia do dyskwalifikacji. Już nie: ostrzeżenie-strata punktu-strata gema-dyskwalifikacja, tylko trzy stopnie, bez kary gema. Sędzia Gerry Armstrong dał Amerykaninowi ostrzeżenie za brak szacunku do liniowej, a potem dołożył karę punktu za rzucenie rakiety. McEnroe zaczął protestować, że nie chciał w nikogo trafić, że zreflektował się i natychmiast podniósł, poprosił, żeby sprawę rozpatrzył szef sędziów turnieju. A gdy kara została podtrzymana, rzucił do arbitra pod nosem „Just go fuck your mother”. Licząc, że może skończy się karnym gemem. Był w szoku, gdy usłyszał „Default Mr. McEnroe. Game, set, match”. To była pierwsza taka dyskwalifikacja w Wielkim Szlemie od kiedy w 1963 roku z Roland Garros został wyrzucony kolumbijski Hiszpan Willie Alvarez. - Powinienem wiedzieć, że przepisy się zmieniły - przyznawał po latach McEnroe w „New York Timesie”. Tłum na widowni skandował „Chcemy McEnroe!”, bo jak wspominał sędzia Peter Bellinger, jeden z rozstrzygających o dyskwalifikacji, wtedy na mecze McEnroe chodziło się i dla jego gry i dla awantur z sędziami. 

Stefan Koubek i „wyzwiska wyrwane z kontekstu, a poza tym nie do sędziego” 

Na Stefana Koubka tłumy nie chodziły i nie skandowało się na jego cześć, bo Austriak nigdy nie zaszedł w Wielkim Szlemie dalej niż do ćwierćfinału (Australian Open 2002), a w rankingu wyżej niż na 20 miejsce. Ale jako tenisowy  awanturnik był blisko szczytów. Z Roland Garros 2000 wyleciał za to, że mimo ostrzeżeń nie chciał się uspokoić i w końcu rzucona przez niego rakieta trafiła w chłopca do podawania piłek.

Siedem lat później został wyrzucony z turnieju w Metz za zwyzywanie sędziego, choć bronił się, że wyzwiska zostały wyrwane z kontekstu i w ogóle nie były pod adresem sędziego. A karierę ukoronował atakiem na rywala podczas meczu ligi austriackiej w 2010. Podczas przerwy zaczął robić awanturę odpoczywającemu na krzesełku Danielowi Kollererowi, złapał go za gardło i przycisnął razem z krzesłem do barierki. 

 

Jeff Tarango: mówią, że jestem psycholem, a ja jestem intelektualistą, nie wybucham bez powodu 

Nikt jednak nie żegnał się z wielkoszlemowym turniejem tak, jak Amerykanin Jeff Tarango z Wimbledonem. 1 lipca 1995 roku Tarango zdyskwalifikował się sam w meczu trzeciej rundy z Alexandrem Mronzem: - To koniec – krzyknął do sędziego Bruno Rebeuha, którego nazwał „najbardziej skorumpowanym w tym sporcie”. A potem zabrał sprzęt i wyszedł. 

 

Tarango nie był, delikatnie rzecz ujmując, najbardziej stabilnym tenisistą w ATP (a jeśli chodzi o punkty rankingowe, to nigdy nie był wyżej niż na 47. miejscu). W 1994 mecz z Michaelem Changiem w Tokio skończył pokazaniem wszystkim bielizny, bo schodził z kortu ze spodenkami opuszczonymi do kostek. Andre Agassi opisał go w autobiografii jako oszukującego w meczach juniorskich. Tarango, tenisista z uniwersytetu Stanford, często dostawał kary, ale odpowiadał, że ci, którzy go nazywają psycholem, się mylą.

- Mam może w sobie trochę południowej krwi, ale jestem intelektualistą. Jestem racjonalny, nie wybucham bez powodu - upierał się. W przypadku Bruno Rebeuha tym powodem miały być informacje, jakie Tarango dostał od pań spotkanych na turnieju w Tuluzie na początku lat 90. Sędzia Rebeuh miał się im zwierzyć po alkoholu, że przyjaźni się z kilkoma tenisistami i czasem pomaga im na korcie. Tarango zrobił z tego publiczną awanturę, powiedział, że wśród przyjaciół Rebeuha, którz korzystali z jego przychylności, jest m.in. Marc Rosset, szwajcarski mistrz  olimpijski z 1992. Amerykanin zażądał w 1993 roku, żeby Rebeuh nie był obsadzany w jego meczach.  

„Bardzo ci dziękuję, że spoliczkowałaś sędziego, zwłaszcza że cię o to nie prosiłem” 

Awantura w Wimbledonie 1995 zaczęło się w drugim secie meczu z Mronzem od wywołania autu po serwisie, który zdaniem Tarango był asem. Amerykanin przegrał pierwszego seta, przegrywał w drugim 1:2, i 15-30. – To jest as. Widziałem to w telewizji milion razy i to jest as – mówił do sędziego. Publiczność była przeciwko niemu, zaczęła dawać temu wyraz. Szykując się do następnego serwisu, Tarango krzyknął do widzów: "Shut up!".  Gdy dostał ostrzeżenie za wulgarny język, zaczął się kłócić, że "shut up" nie jest wulgarne, a poza tym nie może być tak, że do niego publiczność może coś krzyczeć, a on do publiczności nie. I zażądał interwencji supervisora. Gdy i w ten sposób nic nie wskórał, nazwał Rebeuha najbardziej skorumpowanym sędzią tenisa - Tarango do dziś, jak przypomina tennismajors.com, upiera się, że tamten mecz był ustawiony - i jeszcze zanim Rebeuh zdążył ogłosić, że za karę Tarango przegrywa gema, Amerykanin zabrał rzeczy i wyszedł.  

Sędzia Rebeuh wyszedł z kortu kilka minut później, za nim ruszyła ówczesna żona Tarango, Francuzka Benedicte. W jednej z turniejowych alejek stanęła przed sędzią i wymierzyła mu jeden policzek, potem drugi, mówiąc, że zasłużył na lekcję.- Gdyby Jeff to zrobił, wyrzuciliby go z touru. Więc zrobiłam to ja. Ktoś musiał go obronić - tłumaczyła go potem. A Tarango dziękował jej publicznie za to, że to zrobiła. "I to mimo że cię o to nie poprosiłem". - Musi bardzo lubić swojego męża – powiedziała Steffi Graf, gdy ją poproszono o komentarz. Tarango dostał karę wykluczenia z dwóch turniejów wielkoszlemowych. Po liście z przeprosinami - długo trzeba było na niego czekać, wcześniej Tarango upierał się, że zachowanie w Wimbledonie było gestem obywatelskiego nieposłuszeństwa -  dyskwalifikację skrócono do jednego turnieju, Wimbledonu 1996. Ale z Rebeuhem Amerykanin już nigdy nie zamienił ani słowa.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.