Marat Safin był jedną z wielkich postaci światowego tenisa. Grał w czasach, gdy kariery kończyli Andre Agassi i Peter Sampras, a na salony zaczęli wchodzić Roger Federer, Rafael Nadal i Novak Djoković. Safin to dwukrotny zwycięzca turniejów wielkoszlemowych (US Open 2000 i Australian Open 2005). To także były lider rankingu ATP (listopad 2000). W rozmowie z ESPN opowiedział o swojej karierze. Za swój największy sukces ocenia triumf na kortach w Melbourne.
- Zwycięstwo w finale US Open z Samprasem było dla mnie niespodzianką, ale wyżej cenię triumf w Australii, gdzie po drodze pokonałem Federera. Byłem wtedy pod dużą presją. Nie chciałem skończyć kariery z tylko jednym triumfem w Wielkim Szlemie. Czułem, że muszą zdobyć drugi tytuł, by nie czuć się jak przegrany - przyznał Safin.
Rosjanin po latach skomentował także swoje dziwne zachowanie po finale w Melbourne sprzed 15 lat. Po pokonaniu reprezentanta gospodarzy Lleytona Hewitta nie okazał ani grama radości. - Czułem się tak, jakbym stracił 150 kilogramów. Nie byłem szczęśliwy, po prostu poczułem ulgę. To wszystko było bardzo stresujące. Po meczu nie poszedłem nigdzie na obiad ani świętować. Chciałem być sam. Następnego dnia było tak samo. Nie troszczyłem się o ludzi, dziennikarzy. Nie chciałem z nikim rozmawiać, nie dbałem o nic. Chciałem tylko napić się piwa i wina. Nie pamiętam, ile litrów piwa wypiłem w swoim pokoju hotelowym - zdradził.
Safin wyznał, że był zmuszony do gry w tenisa i że nie mógł spełnić swojego marzenia o byciu piłkarzem. - Nie lubiłem grać w tenisa, moja kariera była cudem. Nigdy nie bawiłem się dobrze na korcie, zawsze miałem dużą presję, czułem obowiązek gry. Chciałem być piłkarzem i grać w Spartaku Moskwa, ale moja mama kazała mi grać w tenisa i stało się to wbrew mojej woli - dodał Rosjanin.
Marat Safin był przez chwilę liderem rankingu ATP. Podobnie jak jego siostra Dinara Safina, która prowadziła w zestawieniu WTA w kwietniu 2009 roku. To pierwszy taki przypadek w historii tenisa, by na czele obu rankingów byli brat i siostra. - Podziękowania należą się naszej matce. Była tenisistką, dotarła do półfinału Roland Garros juniorek. Potem została trenerką i wychowywała nas jako tenisistów. Proszę, abyście to docenili. Musi być najszczęśliwszą matką na świecie - stwierdził Safin.
Rosyjski tenisista był wulkanem emocji na korcie. Słynął z m.in. łamania rakiet. - Przez całe życie korzystałem z rakiet firmy Head. Nigdy mi nie powiedzieli, jak wiele ich złamałem. Byli dla mnie bardzo tolerancyjni. Okazało się, że łamałem mniej więcej 80 rakiet rocznie. Po zakończeniu kariery dostałem od nich deskę snowboardową z numerem 1055 - wyjaśnili, że właśnie tyle rakiet zniszczyłem podczas całej kariery - przyznał. Co ciekawe, Safin rozegrał łącznie 689 spotkań singlowych i 216 deblowych. Wynika z tego, że na koncie ma więcej złamanych rakiet niż pojedynków wśród zawodowców.
Na sportowej emeryturze Safin nie przestał zaskakiwać. Z krewkiego zawodnika, który w młodym wieku stał się milionerem, przeobraził się w człowieka niezwykle spokojnego, ceniącego zupełnie inne wartości niż kiedyś. Studiował konfucjanizm, postawił na ascetyzm. - Ciągle jeżdżę po świecie, choć niczego już nie muszę szukać. Jestem samotny, bo tak lubię i potrafię, a większość Rosjan nie wytrzymałaby z samym sobą pięciu minut, gdyby im zabrać telefon czy komputer - mówił o swoim obecnym życiu w rozmowie z portalem Sports.ru.
Być może to samotność sprawiła, że Safin stał się wielbicielem teorii spiskowych. Przyznał niedawno, że wierzy w teorię, iż to Bill Gates stworzył koronawirusa, by zachipować całą ludzkość. - Nie mówię nic nowego. Jeśli ktoś zechce, wszystko znajdzie. Wkrótce zobaczymy, dokąd to zmierza - przekonuje Rosjanin.