Mariusz Fyrstenberg: Stawiamy na większe wsparcie i współpracę z młodszymi rocznikami. Oprócz mnie w sztabie reprezentacji znaleźli się Michał Przysiężny i Radosław Nijaki. Będziemy razem lub pojedynczo jeździć na turnieje juniorskie i śledzić występy naszych zawodników. Przykładowo mój kontrakt będzie wyglądać tak, że 40-60 dni w roku będę wykorzystywał na organizowanie wyjazdów z młodszymi rocznikami 18-21 lat.
Wykorzystam również fakt, że jestem trenerem deblistów Frederika Nielsena i Tima Puetza. Oni zgodzili się, że gdy tylko będą grali w turnieju, w którym występować będą polscy tenisiści, to będą mógł pomagać i wspierać także naszych zawodników. Pozwoli mi to być w stałym kontakcie z polskimi tenisistami.
- Tak, oczywiście. Inna sprawa, że oni mają własnych trenerów i są już ułożonymi zawodnikami, więc być może nie będą potrzebowali takiej pomocy. Będę jednak do dyspozycji i np. gdyby któryś z nich wylosował leworęcznego przeciwnika, to mogę być dla nich sparingpartnerem.
- Gdy grali w Sydney, byłem akurat w Katarze i ze względu na różnicę czasu nie mogłem śledzić ich spotkań na żywo. Świetnie zaprezentował się Hubert Hurkacz, który wygrał wszystkie trzy spotkania z trudnymi rywalami. Z dobrej strony pokazał się też Kacper Żuk. Mam nadzieję, że ostatecznie nie zdecyduje się na wyjazd do Stanów na uczelnię, bo miał taki plan. Jeśli zostanie, to będziemy mieli kolejnego ciekawego zawodnika na lata. Oprócz Kacpra mamy też m.in. Daniela Michalskiego, Wojciecha Marka, Jana Zielińskiego i Pawła Ciasia. Jest grupa kilku fajnych młodych zawodników.
Bałem się, że w sytuacji gdy kariery zakończyli Agnieszka Radwańska, Marcin Matkowski, Michał Przysięzny, a coraz starsi są Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz, to będzie problem z przyszłością polskiego tenisa. Tymczasem pojawiła się nowa generacja zawodników, a moje obawy były nieuzasadnione. Tenis też się zmienił - dziś najlepsze lata dla tenisisty przypadają w wieku 26-27 lat. Widziałem ostatnio ciekawą statystykę, zgodnie z którą średnia wieku zawodnika znajdującego się obecnie w pierwszej setce rankingu singlowego to prawie 27 lat. Bardzo się to zmieniło, bo jeszcze 15 lat temu średnia wynosiła 22 lata. Tym samym można powiedzieć, że nasi przedstawiciele w pierwsze setce Hubert Hurkacz i Kamil Majchrzak są dopiero na początku swoich karier.
- Ten sezon może mieć jeszcze lepszy od poprzedniego. Już podczas ATP Cup błysnął formą, ogrywając trzech wymagających rywali, w tym czwartego na świecie Dominica Thiema. Hubert zacznie być rozstawiany w różnych turniejach, dzięki czemu w pierwszych rundach uniknie np. gry z Djokoviciem czy Nishikorim. To ułatwi mu zbieranie kolejnych punktów.
Jego szansą jest też to, że tzw. Wielka Trójka [Rafael Nadal, Roger Federer, Novak Djoković - przyp. red.] w końcu będzie musiała zakończyć kariery, a wtedy otworzy się okazja dla wielu zawodników na najlepsze wyniki w największych turniejach.
Sezon 2020 będzie dla Huberta ciekawym sprawdzianem, bo musi bronić punktów zdobytych w zeszłym roku w poszczególnych turniejach. Jestem ciekaw jak się w tym odnajdzie. Gdy widzę jego podejście mentalne do tenisa i to, jakimi ludźmi się otacza, to myślę, że powinien sobie z tym poradzić.
- Hubert bardzo poprawił serwis i return. Coraz częściej wykorzystuje inicjatywę i idzie do siatki. Kiedyś tego brakowało, grał w bardziej wycofany sposób. Dziś już nie boi się i jak jest szansa na skończenie akcji wcześniej, to atakuje i idzie do przodu.
- Muszą się dograć. Myślę też, że np. na Łukaszu odbiło się to, że jesteśmy dopiero na początku sezonu. W Europie z powodu klimatu trenuje się w halach, a w Australii jest gorąco i gra się na otwartym powietrzu. Potrzeba czasu, by się do tego przyzwyczaić. Nie martwiłbym się tymi porażkami, bo Łukasz to taki zawodnik, który często wchodzi dłużej w nowy sezon. Nasza para na pewno znajdzie jeszcze przed igrzyskami okazję, by zagrać razem i poćwiczyć przed startem olimpijskim.
- Uważam, że jeśli chodzi o Grupę Światową, to te rozgrywki straciły duszę. Co oczywiste, bardzo interesuje się tenisem, a finałowy turniej Pucharu Davisa, który odbył się w Madrycie w listopadzie zeszłego roku, nie wzbudził we mnie żadnych pozytywnych emocji. Widok tych pustych trybun, mecze rozgrywane do nocy, bo upchnięte w jednym tygodniu - to wszystko nie wyglądało poważnie.
Nasza reprezentacja z powodu reformy straciła, bo spadła do trzeciej ligi Pucharu Davisa. Pozytywne jest chociaż to, że w marcu w barażach zagramy z Hongkongiem. Przez lata rywalizowaliśmy z tymi samymi zespołami, a teraz dostaliśmy azjatyckiego rywala, z którym dawno nie mieliśmy okazji grać. Plusem jest też to, że można powołać aż pięciu zawodników i nawet jeśli spotkanie jest rozstrzygnięte, to ten ostatni mecz i tak będzie rozgrywany. To cenne, bo często piątym zawodnikiem jest jakiś młody tenisista, który dopiero debiutuje w reprezentacji i dla niego to najważniejszy pojedynek w dotychczasowej karierze.
- Jego powrót jest możliwy. Wymaga to katorżniczej pracy, którą wiem, że Jurek wykonuje. Znam jego trenera od przygotowania fizycznego, Kamila Golenia. Sam z nim współpracowałem przez lata. Wiem, że Jurek wziął się za siebie. Oczywiście nie jest najmłodszym zawodnikiem więc będzie mu ciężko. Będę go obserwował w Rennes, aczkolwiek nie spodziewam się tam wybitnego wyniku, bo po tylu kontuzjach i przerwach w grze nie da się od razu wejść na wysoki poziom. Trzeba dać mu czas, ja w niego wierzę. Z tego powodu jako organizator turnieju w Sopocie przyznawałem mu dzikie karty. Dla niektórych Jurek jest osobą bardzo kontrowersyjną. Dla mnie to świetny zawodnik. Jeśli będzie gotowy fizycznie i wróci do formy, to dlaczego miałby nie dostać powołania do reprezentacji? Nie widzę przeciwwskazań.