Iga Świątek przedwcześnie zakończyła sezon. "Czułam, że nie zasługuję, żeby tu być"

- Kolejny sezon będzie sporym wyzwaniem. Trudne będzie to, by nie stawiać sobie oczekiwań. W tym roku często czułam podczas turniejów wielkoszlemowych taką presję, emocje, które mnie wypalały - mówi Iga Świątek w rozmowie ze Sport.pl. 18-letnia tenisistka musiała przedwcześnie zakończyć sezon z powodu kłopotów zdrowotnych.
Zobacz wideo

Iga Świątek (60. WTA) z powodów zdrowotnych musiała zrezygnować z gry w końcówce sezonu. 18-latka miała w najbliższych dniach wystąpić w turniejach w Pekinie i Tiencin. Pierwotnie pojawiła się informacji, że Świątek ma uraz stopy. Zdementował to jednak jej ojciec. - Iga nie ma kontuzji. Ma po prostu przemęczoną nogę, co mogło grozić poważnym urazom. Pojawił się drobny stan zapalny, który mógł się przerodzić w coś groźniejszego. Lekarz zalecił, by oszczędzała nogę - powiedział Tomasz Świątek w rozmowie ze Sport.pl. Tym samym Iga Świątek zakończyła sezon 2019 - pierwszy, w którym występowała w głównym cyklu WTA.

Dominik Senkowski: Z powodów zdrowotnych zrezygnowałaś z gry w końcówce sezonu. Mimo to starasz się trenować. W poniedziałek wrzuciłaś do sieci wideo, jak ćwiczysz z prawą nogą trzymaną na krześle. Jak ci się grało w ten sposób?

Iga Świątek: Na pewno to nie był najlepszy trening w moim życiu. Nie sprawiał mi zbyt wiele przyjemności, ale cieszę się, że mogłam chociaż w ten sposób poćwiczyć. Gdy dwa lata temu przechodziłam kontuzję stawu skokowego, to często organizowaliśmy takie treningi. Po tym moim pierwszym urazie mówiłam, że wiem już jak się odnaleźć gdy mam kontuzję i nie jest to już dla mnie takie przerażające. Wykorzystałam teraz to doświadczenie. Chociaż obecnie ciężko mówić o urazie, bo to po prostu przeciążenie i muszę dać stopie odpocząć.

Zakończyłaś pierwszy swój sezon w głównym cyklu WTA. Jak go oceniasz?

- Generalnie jestem bardzo zadowolona. Ten sezon sprawił, że wiem, jak wygląda tour. Czuję się częścią tego wszystkiego, z czym na początku sezonu miałam problem. Czułam, że może nie zasługuję, żeby tu być. Teraz to minęło, jestem bardziej pewna siebie. Na ostatnim turnieju wielkoszlemowym w Nowym Jorku naprawdę miałam świadomość, że jestem częścią tego wszystkiego. Czułam się swobodnie. To dla mnie bardzo ważna rzecz, którą osiągnęłam w tym sezonie.

Jesteś zadowolona ze swoich wyników w tym roku?

- Szczerze mówiąc, naszym celem na ten rok nie było osiągnięcie jakiegoś konkretnego miejsca w rankingu ani zdobycie punktów. To nie jest dla mnie na pierwszym miejscu, ale oczywiście z tego też jestem bardzo zadowolona. Niesamowite było dla mnie to, że mogłam zagrać w Lugano w pierwszym finale turnieju WTA. Bardzo mnie też cieszy, że byłam już w TOP 50. Zmotywowało mnie to do dalszej pracy. Zobaczyłam, że jest to osiągalne. Przekonałam się, że wejście na najwyższy poziom tenisa nie jest czymś, co jest nie do wyobrażenia.

Ten sezon sprawił też, że otworzyłam trochę oczy i wiem, jak duże znaczenie ma przygotowanie mentalne. Zaczęłam stale pracować z psychologiem. Na pewno było wiele pozytywów u mnie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała też o rzeczach, które chcę poprawić. Chciałabym, żeby ten kolejny sezon był z mojej strony bardziej wyrównany. W ostatnich miesiącach miałam turnieje, w których grałam naprawdę dobrze, a potem takie, w których szło mi słabiej. W Indian Wells i Miami grałam słabo, potem weszłam na mączkę, na której grałam dobrze. Następnie na trawie znów było gorzej, a na kortach twardych ponownie dużo lepiej. Chcę by kolejny sezon był bardziej zrównoważony pod tym względem. Myślę, że do tego trzeba trochę dorosnąć. Umówmy się, że czołówka rankingu WTA też ma z tym czasami problem.

Co zapamiętasz najbardziej z tego sezonu? Konkretny mecz, turniej, a może treningi z Naomi Osaką lub Garbine Muguruzą - twoją idolką?

- Myślę, że najbardziej mecze z Naomi Osaką i Caroline Wozniacki w Toronto. Te spotkania najmocniej zapadły mi w pamięć.

Co cię najbardziej zaskoczyło w twoim pierwszym sezonie startów w cyklu WTA?

- Zaskoczyło mnie na pewno to, że mogę grać na poziomie czołówki rankingu. A także sam fakt, że czułam się swobodnie na turniejach WTA. To może też dowód na to, że nie wierzyłam w siebie zbyt mocno na początku sezonu. Zaskoczyło mnie również to, że tak bardzo wciągnął mnie ten tenisowy świat. Zawsze byłam trochę zdystansowana i dopiero teraz poczułam atmosferę tych wszystkich turniejów. Nigdy nie śledziłam tenisa poza Wielkimi Szlemami, a obecnie sprawdzam wyniki nawet tych najmniejszych imprez. Zobaczyłam, że WTA jest świetną federacją. Doceniam to, że jestem częścią tego świata.

Największe sukcesy w tym roku odniosłaś na kortach ziemnych: finał w Lugano i 4. runda Roland Garros. To przypadek czy na tej nawierzchni czujesz się najlepiej?

- To na pewno nie jest przypadek. Myślę, że nic nigdy nie dzieje się przez przypadek. Całe życie trenowałam na ziemi. Zawsze to była moja ulubiona nawierzchnia. Dopiero przed US Open zaczęłam czuć się pewniej na kortach twardych. W pewnym momencie sezonu czułam się swobodnie tylko na mączce. Czuję się na niej jak ryba w wodzie. Mam nadzieję, że tak zostanie, a przy okazji będę ulepszać swoją grę na innych nawierzchniach.

Najsłabiej w sezonie poszło ci na kortach trawiastych. Wielu kibiców liczyło, że zwyciężczyni juniorskiego Wimbledonu w seniorskim turnieju zajdzie bardzo daleko.

- Tu nawet nie chodzi o trawę. Po prostu ciężko jest porównać juniorskiego Wielkiego Szlema do dorosłego. Grałam do tej pory trzy razy na Wimbledonie i jak na razie idzie mi w kratkę. Trzy lata temu nie czułam się zbyt dobrze w Londynie, rok temu czułam się świetnie i wygrałam wśród juniorek, a w tym sezonie znowu nie czułam się najlepiej. Ciężko mi tak naprawdę ocenić moją grę na tej nawierzchni.

Czy kolejny sezon będzie trudniejszy, bo będziesz miała punkty do obrony, a rywalki już cię poznały, czy też może łatwiejszy, bo masz już więcej doświadczenia na tym poziomie?

- Jak myślę o kolejnym sezonie, to jedyne co mi staje przed oczami, to igrzyska olimpijskie. To będzie mój priorytet w przyszłym roku. Myślę, że kolejny rok będzie sporym wyzwaniem. Trudne będzie to, by nie stawiać sobie oczekiwań. Chciałbym podejść do kolejnego sezonu z nastawieniem, że Wielkie Szlemy nie są ważniejsze od innych turniejów. W tym roku często czułam podczas turniejów wielkoszlemowych taką presję, emocje, które mnie wypalały. Chciałabym start na Wielkim Szlemie traktować jak każdy inny występ, a nie wyjątkowo.

Czy twoje życie zmieniło się jakoś od czasu, gdy zaczęłaś grać w głównym cyklu WTA?

- Podróżuje tyle samo, co wcześniej i miałam już czas nauczyć się funkcjonować w ten sposób. Z tenisem godzę szkołę. W przyszłym roku będę miała maturę i to trochę niefortunne, bo będą też igrzyska. Jeśli będę miała czas, by skoncentrować się także na nauce, a nie tylko na tenisie, to wszystko się dobrze ułoży. Zawsze było tak, że to szkoła była na pierwszym miejscu. Teraz to się trochę zmieniło. Mam nadzieję, że będę w stanie podzielić głowę między te dwie rzeczy.

Stałaś się bardziej popularna, masz więcej kibiców. Jak sobie z tym radzisz?

- Wszystko to przychodziło dość stopniowo, dlatego nie byłam tym oszołomiona. Popularność - o ile w ogóle mogę powiedzieć o sobie w ten sposób - nie jest problemem. Ponadto receptą dla mnie nie jest odcinanie się od tego, tylko współpraca z mediami, a nawet z fanami. Mam też świadomość, że ludzie zawsze będą wyrażali swoją opinię i nie można nic z tym zrobić. A, że połowa z nich jest negatywna, to wynik tego, że taka jest nasza natura.

Skończyłaś sezon, a mimo to w poniedziałek jeszcze trenowałaś. Będziesz miała jakiś odpoczynek przez kolejnym sezonem, który rusza w styczniu? Jakie masz plany na najbliższe tygodnie?

- Obecne problemy zdrowotne trochę pokrzyżowały mi plany. Chciałam jechać na wakacje, ale muszę być na miejscu, by chodzić na rehabilitację. Mam przy okazji czas, by ogarnąć obowiązki szkolne. Kilka dni temu okazało się, że skończyłam sezon. Jedyne, na czym się teraz koncentruję, to szkoła. Na razie zrobiłam sobie takie małe wakacje od pracy fizycznej, ale treningi przed kolejnym sezonem niedługo wrócą.

Prócz zmęczenia fizycznego, czujesz się też zmęczona psychicznie?

- Szczerze mówiąc, czułam się tak po okresie gry na kortach trawiastych. Te turnieje w Stanach na nowo mnie zmotywowały i chciałam jeszcze pokazać, że mogę podtrzymać dobrą formę. Zdrowie jednak nie pozwoliło i trzeba było odpuścić.

W Polsce brakuje dużych turniejów tenisowych. Sukcesy oparte są głównie na pracy i poświęceniu samych zawodników i ich bezpośredniego otoczenia. Czy trudno się wybić z naszego kraju do tenisowej czołówki?

- To prawda. Z drugiej strony, nawet jak nie ma obiektów czy turniejów, to jeśli zawodnik dużo pracuje i ma możliwości finansowe, to i tak może mu się udać. Cieszę się, że np. Maja Chwalińska wspina się teraz w rankingu i będziemy jeździć na te same turnieje. Jesteśmy dowodem na to, że można się wybić.

Hubert Hurkacz po wygraniu turnieju w Winston-Salem powiedział: "Mam nadzieję, że mój sukces zainspiruje kolejnych młodych zawodników w naszym kraju i zachęci ich do uprawiania tenisa". Też masz poczucie, że możesz swoimi sukcesami inspirować dzieciaki, zachęcać je do gry?

- Mam nadzieję, że tak będzie. To jeden z moich celów życiowych, żeby zainspirować kogoś. Mam tylko nadzieję, że nie popełnię takich błędów, żeby to zaprzepaścić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.